-nie dam rady bez Ciebie żyć! -upadłem tuż przy szpitalnym łóżku
-dasz radę... zobaczysz -poczułem delikatny dotyk dłoni na głowie. Spojrzałem do góry i ujrzałem błękitne oczy... Mimo tego, że dalej były przepełnione miłością, były pozbawione blasku -dasz radę Harry... dasz, dla naszych dzieci i w przyszłości dla wnuków. -łzy napłynęły do moich oczu. Dopiero co zaczęliśmy życie... -zawsze będę obok i jak przyjdzie czas... wrócę po ciebie.
Rak... rak to wyrok.
Stanąłem przed jasną wysoką tabliczką.
Louis William Tomlinson
*24.12.1991 +10.11.2041
Ukochany mąż i ojciec
Przykucnąłem delikatnie i ułożyłem na zmarzniętej ziemi kwiaty. Dobrze wiedziałem, że do wieczora już z nich nic nie będzie. Niby w tym roku zima nie była sroga, ale było zima to zima.
Popierając się ręką o drewnianą ławkę podniosłem się do góry i usiadłem na niej.
-witaj staruszku -mruknąłem w stronę tablicy. -kończysz dziś dziewięćdziesiąt dwa lata. Jesteś już tak stary, że pewnie już się tam rozpadłeś -zaśmiałem się. -wiesz nie było mnie tu dawno, bo dopiero co wróciłem z wycieczki. -przeczesałem swoje siwe włosy -od kiedy w zeszłym roku odszedł Zayn, Niall'owi trochę obiło... więc z Liamem zabraliśmy go na małą wycieczkę, ale to pewnie wiesz.
Zamilkłem i wpatrywałem się w przestrzeń za tablicą. Tyle lat, tyle lat minęło od kiedy odebrano mi Louis'a, a ja jeszcze nie nauczyłem się bez niego żyć. Codziennie brakowało mi go coraz bardziej. Czterdzieści przeklętych lat, żyjąc osobno. Tyle czasu.
Nigdy się z nikim nie związałem, bo nie potrafiłem... żyłem tylko i wyłącznie dla naszej dwójki dzieci. Darcy i Freddiego. Oni byli najważniejsi. Nie obchodziło mnie moje życie, bo moje odeszło wraz z Louis'em. Każdego dnia walczyłem, aby jakoś przeżyć i jakoś udawało mi się do tej pory.
-nie mam siły, wiesz? -zadaję pytanie wiedząc, że i tak nie uzyskam odpowiedzi. -nie radzę sobie z życiem. Jestem gorszy od Niall'a i jego depresji.
Zwiesiłem głowę i powstrzymywałem się ledwo od płaczu.
-jest wigilia... powinniśmy być razem...
-tato... -odwróciłem się i zobaczyłem zmierzającą w moją stronę Darcy. Nie było po niej widać jej prawdziwego wieki, co bardzo mnie cieszyło. Zawsze piękna i młoda -miałeś na mnie poczekać...
Patrzałem jak klęka przy grobie i stawia na ziemi małą babeczkę na której tliła się świeczką. To była taka tradycja, którą ją nauczyłem. Co roku stawialiśmy na grobie Lou, babeczkę.
Kiedyś jedliśmy ją razem, przy kawie.
-Freddy zaraz powinien tu przyjść. -uśmiechnąłem się szeroko. Dawno nie widziałem swojego syna, ale tak to już jest jak się mieszka po dwóch stronach świata.
Odwróciłem się gdy usłyszałem ciężkie kroki tuż za sobą. Freddy miał dziesięć lat, gdy umarł Lou. Przeżył to najgorzej z naszej trójki. To dla niego zawsze trzymałem 'ramę' i nie płakałem. Darcy radziła sobie z nas najlepiej.
-tatku... -poklepał mnie lekko po ramieniu i ukląkł przy tablicy -i tobie też dzień dobry, tato... -położył malutki wianuszek ze sztucznych kwiatów -wszystkiego najlepszego...
Moje serce ścisnęło się na widok zwieszonej głowy syna. To bolało, każdego dnia coraz bardziej.
-to co... zbieramy się?? -Freddy podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
Trzymając moją rękę zaprowadził mnie do swojego auta. Podróż, nie trwała długo, a tak mi się przynajmniej wydawało.
Rodzinna kolacja przebiegła tak jak zawsze. Moje prawnuki skakały po moich kolanach. Wnuki wypytywały o podróż. Darcy była jeszcze zła o to, że pojechałem, więc nie komentowała.
Dzieciaki mnie wymęczyły, więc usiadłem trochę na uboczu i przyglądałem się swojej rodzinie. Mimo, że brakowało mi tu najważniejszej osoby... cieszyłem się, że żyję i mogę na to wszystko patrzeć.
-tato... -uśmiechnąłem się do Freddy'ego.
-tak, kochanie?
-brakuje ci go? -westchnąłem głęboko. Dawno nie rozmawialiśmy na temat Louis'a. Jakoś nie było ostatnio sposobności. Nasze rozmowy telefoniczne ograniczały się do paru słów.
-bardzo...
-tęsknię za nim tato...
Położyłem swoją dłoń na dłoni syna. Wiedziałem co czuje. To było nie do opisania. Tęsknota, której nie można zagłuszyć.
-wiem... wiem, synu -uścisnąłem jego dłoń -kocham cię i on też cię kocha... nic tego nie zmieni.
To było pożegnanie. Tej nocy Harold Styles-Tomlinson zmarł na zawał serca w wieku osiemdziesięciu siedmiu lat. Nie wzywał pomocy, nie szukał leków... bo wiedział, że to już jego czas, że nadeszła wreszcie na niego pora i będzie mógł spotkać się ze swoim ukochanym.
Za nim jednak jego ciało i umysł zasnęły na wieki, poczuł przyjemne ciepło oplatające jego całe ciało.
Harry wiedział, że Louis dotrzyma obietnicy i po niego przyjdzie.
... i ślubuję Ci ...
...i ślubuję Ci buziaka na dzień dobry, śniadanie do łóżka, chusteczkę gdy zapłaczesz i swoje ramię gdy będzie Ci ciężko iść.
KONIEC
*********
Podziękowania... są dalej :P
CZYTASZ
Last Kiss(book 4) •Larry Stylinson☑
FanfictionOstatnie losy Harry'ego i Louis'a, wzniosły ich na wyżyny z których nie mają zamiaru tak szybko spaść... "Ostatni pocałunek, kiedyś zawsze przychodzi na niego pora" *** Ostatnia część opowiadania "I love you with 14 reasons", &qu...