Muzyka
https://www.youtube.com/watch?v=49ZhrgtR-S4
W jednej chwili poczułam, jak moje ciało drży. Kiedy na mnie patrzył, czułam się tak jakbym była zahipnotyzowana. W końcu otworzyłam usta i wypowiedziałam pierwsze słowa jakie przyszły mi do głowy.
- Chy-chyba powinniśmy już wracać. - wydukałam po czym, choć był ode mnie o wiele silniejszy, udało mi się wyrwać z jego uścisku.
- Rachel ja...ja nie chciałem tego...to nie... - mówił ale nie był w stanie dokończyć żadnego zdania.
- Zapomnijmy o tym. Chcę wracać do domu. - powiedziałam patrząc przed siebie całkowicie zdezorientowana. Pokiwał głową, i po chwili poszliśmy w stronę samochodu.
Przez całą drogę, żadne z nas nie odezwało się słowem. Od czasu do czasu czułam na sobie jego wzrok, ale nie miałam na tyle odwagi by na niego spojrzeć. Byłam tak zestresowana, że nawet muzyka nie pomagała. Odnosiłam wrażenie, że ta droga nie ma końca. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od niego. Po czasie liczącym półtorej godziny, stanęliśmy pod moim domem. Auto ucichło a David skierował na mnie swój wzrok. Chciał chwycić moją dłoń, ale szybko ją zabrałam. Otworzyłam drzwi i bez słowa opuściłam pojazd. Nie oglądając się za siebie, weszłam do środka. Będąc już w mieszkaniu oparłam się plecami o drzwi, zamknęłam oczy i westchnęłam głośno. Chwilę później usłyszałam dźwięk silnika, a przez okno zobaczyłam odjeżdżające BMW. Odetchnęłam z ulgą i zauważywszy to iż nie ma Ryana, poszłam do pokoju.
***
Siedziałam na łóżku ze słuchawkami w uszach, a na kolanach trzymałam zeszyt próbując wymyślić tekst do nowej piosenki, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Przez cały czas myślałam o tym, co wydarzyło się nad jeziorem, co prawda nie pocałował mnie, ale jego usta były tak blisko... Nie! Tak jak powiedziałam wcześniej, muszę o tym zapomnieć. W pewnej chwili zauważyłam jak drzwi się uchylają i do pokoju wszedł Ryan.
- O Rachel, jesteś już w domu, to dobrze. - wszedł do środka. - Jak było? - zapytał z nutą podejrzliwości i ciekawości w głosie. Na chwilę zaprzestałam wykonywać poprzednią czynność odpowiedziałam.
- Dobrze. Dużo zwiedzaliśmy, Londyn to naprawdę wspaniałe miejsce. Cieszę się, że to właśnie tutaj się przeprowadziliśmy. - Chłopak uśmiechnął się lekko, wiedziałam że to mu nie wystarczy, chciał bym powiedziała mu dosłownie wszystko, ale stwierdziłam że to nie może skończyć się dobrze i, że jeśli wyjawię mu to co działo się nad jeziorem, ktoś na pewno na tym ucierpi.
- Okey. - to oznaczało, że odpuścił. Kamień spadł mi z serca. - Jest Emily, zjesz z nami kolację? - nie miałam na to najmniejszej ochoty, bałam się, że to da mu okazję do tego by jeszcze raz wypytać mnie o dzisiejszy dzień. Dlatego choć nienawidzę tego robić, skłamałam mówiąc, że nie jestem głodna. Ulżyło mi, kiedy odparł, że nie ma problemu i pocałował mnie w czubek głowy mówiąc dobranoc.
Następny dzień
- Nie, nie, nie...to nie może być prawda. - mówiłam wpatrując się w arkusz sprawdzianu z fizyki, na którym bardzo wyraźnie widać było jedynkę zakreśloną o kółko. Położyłam zgięte łokcie na ławce, a na dłoniach oparłam głowę. - Kolejna jedynka... - podczas gdy ja załamywałam się nad oceną, większość osób zdążyła już opuścić salę. W końcu też postanowiłam z niej wyjść. Wiem, że Nancy nie spędzi ze mną tej przerwy ponieważ chcę spotkać się z Kevinem. Nie miałam nic przeciwko temu, dlatego sama poszłam na salę gimnastyczną. Byłam tak zapatrzona w kartkę, że nie patrzyłam na to co jest przede mną, co poskutkowało kolejnym zderzeniem. Książki w jednej chwili znalazły się na podłodze. Warknęłam zdenerwowana i zaczęła je zbierać, wtedy zauważyłam, że ktoś robi to za mnie. Podniosłam głowę.
- O matko...Jackson, przepraszam. Naprawdę ja... - nie dokończyłam bo usłyszałam jak się śmieje. Spojrzałam na niego marszcząc brwi. Podał mi książki po czym powiedział:
- Mała, co się z tobą dzieje? Chodzisz z głową w chmurach, o co chodzi? - zapytał a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Westchnęłam zaraz potem wyciągając do niego rękę w której trzymałam test. Wziął go i zaczął się przyglądać przygryzając lekko dolną wargę.
- To już trzecia jedynka z rzędu. Ale co mam zrobić kiedy nic z tego nie rozumiem... - mówiłam zastanawiając się nad tak jak powiedzieć o tym Ryanowi. Jeśli dowie się, że dostałam złą ocenę, przez chwilę będzie się złościł a później pomyśli, że to wszystko jego wina bo nie dba o moją edukację. Ale to nie prawda, ponieważ to ja się nie uczyłam. Będę musiała powiedzieć to w taki sposób, by przy okazju wyjaśnić mu, że w tej sytuacji zawiniłam tylko i wyłącznie ja. Z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka.
- No to masz naprawdę dużo szczęścia. - nie rozumiejąc dlaczego to mówi, popatrzyłam na niego pytająco. Ponownie się zaśmiał, i po chwili dodał. - Tak się składa, że jestem najlepszy z fizyki z całego rocznika. A że ty jesteś w drugiej, a ja w trzeciej klasie, to to - wskazał na sprawdzian - jest dla mnie banalne. Jeśli chcesz, mogę ci pomóc nauczyć się na poprawę. - te słowa spowodowały, że na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech wyrażający jednocześnie radość i niedowierzanie.
-Naprawdę byś to dla mnie zrobił? - zapytałam. Blondyn pokiwał głową. Umówiliśmy się na jutro po szkole. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że muszę już iść, stanęłam na placach i delikatnie cmoknęłam go w policzek jeszcze raz mu dziękując. Gdy się odsunęłam, dostrzegłam, że się zarumienił. Uśmiechnęłam się ostatni raz i odeszłam
Szłam po chodniku bezustannie nucąc piosenkę którą napisałam w ramach zadania z muzyki. W pewnej chwili poczułam jak ktoś lekko zaciska rękę na moim ramieniu i odwraca w przeciwną stronę. Zaskoczona patrzę na osobę stojącą przede mną. David. Westchnęłam ciężko zaraz potem wlepiając wzrok w ziemię.
- Możemy porozmawiać? - zapytał patrząc prosto na mnie.
- O czym ty chcesz rozmawiać? Przecież nic się nie wydarzyło. - odparłam. Zapadła między nami cisza. Miałam chwilę czasu by zobaczyć, że ma na sobie czarne rurki, biały T-shirt, czarną skórzaną kurtkę oraz szare trampki. Ma dosyć prosty styl, i jak łatwo zauważyć, niezmienny. Codziennie widzę go w skórzanej kurtce i ciągle zastanawiam się nad tym dlaczego faceci tak bardzo lubią je nosić.
- Wiem...ale wystraszyłaś się, a ja nie chcę żebyś się mnie bała. - mówił a w jego głosie wyczułam zmartwienie. - Wiedz, że nie chciałem zrobić nic złego. Przepraszam. - ostatnie słowo wyszeptał, po czym spuścił głowę, ale nie na długo. Po czasie liczącym kilka sekund znów spoglądał na mnie. Badał wzrokiem moją twarz tak, jakby chciał z niej coś wyczytać. Prawda jest taka, że nie rozumiałam dlaczego mnie przeprasza, nie byłam na niego zła, ja po prostu...nie czuję się dobrze z faktem że w jednej chwili tak bardzo się do mnie zbliżył.
- No...dobrze. To już nie ważne. Nic się nie stało. - powiedziałam. Brunet w dalszym ciągu nie spuszczał ze mnie wzroku, widziałam po nim, że chciał o coś zapytać. Zmrużyłam oczy, próbując go rozszyfrować, ale nie byłam w stanie. W końcu przestałam zastanawiać się, co ma mi do powiedzenia, ponieważ zaczął mówić.
- A właśnie, bo jutro u nas w szkole odbędą się zawody z koszykówki...i pomyślałem, że, mogłabyś przyjść. Wiesz, tym razem pójdzie mi lepiej, bo na mnie nie wpadniesz. - odparł, po czym zaśmiał się jednocześnie uśmiechając się szeroko. Odwzajemniłam to, zaraz potem robiąc urażoną minę i zaplatając ręce na piersi.
- Ej, to nie ja wpadłam na ciebie, tylko ty na mnie! - uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Lecz po chwili trochę się uspokoiłam. - Ale, z chęcią przyjdę. - dodałam. Podszedł bliżej, zanim zdążyłam zareagować, chłopak ostrożnie przyłożył dłoń do mojego podbródka i delikatnie uniósł go do góry. W jednej sekundzie zamarłam. Nie wiedziałam co się wydarzy...znowu się bałam. Schylił się i musnął wargami mojego czoło. Jeszcze przez kilka długich minut, nie mogłam się ruszyć, dopiero gdy odsunął się na odległość piętnastu centymetrów, całe moje ciało ogarnął spokój. Tak jak miał to w zwyczaju kiedy ode mnie odchodził, posłał mi buziaka równocześnie puszczając oczko. Zacisnęłam usta w cienką linię, i odwróciłam się by pójść do szkoły. Kiedy to zrobiłam, Nancy stała bardzo blisko mnie. Patrzyła na mnie, drygnęłam, rozchyliłam usta nie wiedząc co teraz zrobić.
- Czy to był David? O czym z nim rozmawiałaś. - zapytała podejrzliwie. Nie chciałam jej o tym mówić, wiem że go nie lubi.
- O...o niczym. Przyszedł do mnie, i chciał żebym przyszła na mecz który jest jutro. - nie odpowiedziała, pewnie chciała wiedzieć czy się zgodziłam. Pokiwałam głową, co chyba niezbyt jej się spodobało.
- Rachel... - zaczęła zrezygnowanym głosem. - Przecież mówiłam ci jaki on jest. Na razie to tylko mecz, a później co? Zaprosi cię na randkę, też się zgodzisz, potem zostaniecie parą, prześpi się z tobą i zostawi. Nie warto mu ufać...
- Przestań. Przewidujesz wszystko, ale niczego nie jesteś pewna. I uwierz mi, ja n i g d y nie zgodziłabym się zostać jego dziewczyną. To tylko mecz. - oznajmiłam dobitnie. - A teraz choć, bo spóźnimy się na muzykę a występujemy jako pierwsze. - po tych słowach odpuściła i poszłyśmy.
***
Stałyśmy na scenie przygotowując sprzęt. Przed nami siedziało dwadzieścia pięć osób. Prawda jest taka, że trochę się stresowałam, ale miałam ogromne nadzieje na to, że wszystko pójdzie dobrze, tak jak to sobie zaplanowałyśmy.Kiedy już byłyśmy gotowe, odwróciwszy się w stronę klasy, powiedziałyśmy iż tytuł piosenki którą będziemy śpiewać brzmi: "Count me in" i dodałyśmy, że jest ona o przyjaźni. Ostatni raz spojrzałyśmy na siebie, i Nancy zaczęła grać. Gdy pierwsze słowa wypłynęły z moich ust, miałam ochotę się rozpłakać. Od razu pomyślałam o Ally i o tym, jak bardzo chciałabym się z nią zobaczyć...Jednak by nie doprowadzić się do łez, uśmiechnęłam się i od czasu do czasu zerkając na zebranych w pomieszczeniu ludzi, zakończyłyśmy piosenkę. Dźwięk oklasków, spowodował, że w brzuchu miałam motylki. Nie zależało mi na ocenie, to nie było ważne, najważniejsze było to, że mogłam ponownie zatracić się w muzyce.
Po lekcjach
David
- Zostaw mnie w spokoju! - krzyczałem. Nie wiem kiedy ostatnio byłem tak zdenerwowany, to...doprowadza mnie do szału. - Codziennie kurwa jest to samo. Nie masz tego dość? - pytałem mrużąc oczy i robiąc mały krok do przodu. Kobieta stała przede mną, wyraźnie wstrząśnięta moim wybuchem. Oddychałem wolno i głęboko, by jakoś uspokoić nerwy ale to nie było takie proste.
- Dosyć tego. Nie będziesz się tak odzywał do własnej matki! - nie wytrzymałem i po chwili parsknąłem śmiechem z niedowierzania. Cofnąłem się o kilka kroków zaraz potem unosząc brwi ze zdziwienia.
- Matki? Ty siebie nazywasz m a t k ą? - w dalszym ciągu patrząc na nią, ledwo powstrzymywałem się od tego, by jej nie uderzyć. - Pomyśl. Jaka matka, oskarża swoje dziecko o śmierć drugiej osoby?
- Byłeś tam z nią, to wszystko twoja wina. Gdybyś jej pilnował... - nie dokończyła, ponieważ nie pozwoliły jej na to łzy. Przygryzłem delikatnie dolną wargę.
- Robiłem to. Tylko że ty, po prostu musisz kogoś za to obwinić, bo nie wierzysz w niefortunne zdarzenia. Padło na mnie. - nie mogłem dłużej patrzeć na jej twarz, było w niej zbyt wiele nienawiści do mojej osoby. Jej pusty wzrok, którym obdarowuje mnie każdego dnia... wygląda tak, jakby bezustannie czekała, aż przyznam się, że popełniłem tak duży błąd, za który przyszło mi zapłacić wysoką cenę, jaką jest życie Daisy. Przełknąłem ślinę i wyszedłem z domu, zostawiając ją w salonie.
***Rachel
Nie wszyscy ludzie lubią spacery, ja nie jestem jednym z nich. Kiedy idę, potrafię lepiej myśleć, mam czas na to by przemyśleć niektóre sprawy. Teraz, naprawdę zastanawia mnie to, czy jeszcze kiedyś będę miała okazję na spotkanie się z Ally. Kiedy już miałam wyciągnąć telefon, po to żeby do niej zadzwonić, tuż przede mną pojawił się Jay. Nie wiem skąd, ale stał wpatrując się we mnie. Westchnęłam zdenerwowana.
- Czego chcesz? Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, żebyś dał mi spokój! - mówiłam podniesionym głosem.
- Nie odpuszczę, dopóki nie zgodzisz się ze mną porozmawiać. - powiedział po czym zapadła miedzy nami grobowa cisza którą on przerwał, by kontynuować swoją wypowiedź. - Wiem, że nie ma najmniejszych szans na to, abyśmy byli razem, ale dlaczego nie chcesz spróbować na nowo się zaprzyjaźnić...
- Bo to nie ma sensu. Teraz mówisz, że chcesz się pogodzić, a jutro...znowu wypijesz za dużo i będziesz agresywny. Nie chcę czegoś takiego. - słowa które wypowiedziałam, były jak najbardziej szczere. Gdy byliśmy razem, Jay bardzo często pił, przez co jego agresja wzrastała na sile. Co prawda nigdy mnie nie uderzył, ale momentami bardzo się go bałam. A najgorzej czułam się wtedy, kiedy zachęcał mnie do seksu. Kochałam go, ale nie mogłam tego zrobić.
- Posłuchaj, ja...od dnia w którym ze mną zerwałaś, czuję się okropnie. Wiem, że wtedy w parku nie zachowałem się dobrze, ale zrozum, alkohol mi pomaga. Może nie jest to najrozsądniejszy sposób na rozwiązanie problemów, ale nie potrafię z tym skończyć. Wybacz mi. - powiedział podchodząc trochę bliżej i ujmując moją dłoń.Splótł swoje palce z moimi. - Pamiętasz, kiedy chodziliśmy na spacery, trzymałem cię za rękę i gładziłem ją kciukiem. - mówiąc to, ściszył głos do szeptu i zbliżył się o kolejne kilka centymetrów. - Domyślam się, że nie zapomniałaś też tego, jak zawsze gdy byłaś smutna głaskałem cię po włosach... - dodał unosząc minimalnie dłoń i lekko dotykając nią kilku kosmyków moich włosów. - A kiedy się kłóciliśmy? Robiłem to, co sprawiało, że wszystkie twoje nerwy znikały... - powiedział, a jego twarz w jednej sekundzie znalazła się zbyt blisko. Po raz kolejny moje ciało zostało sparaliżowane. Nie wiedziałam co mam zrobić. "Odepchnij go i uciekaj!" - krzyczała moja podświadomość.Jednak nie mogłam wydać z siebie żadnego słowa ani wykonać ruchu oznaczającego protest. Objął mnie w pasie. Nie minęła chwila, a zetknął swoje wargi z moimi.
Hejo
Oto siódma część The dark side of love
Wiem, to jest naprawdę chyba najkrótsza część jaką kiedykolwiek napisałam, i ma od groma dialogów.
Jeśli komuś to przeszkadza to przepraszam.
Mimo wszystko jednak, mam nadzieje że wam się spodobało.
Następna będzie prawdopodobnie w następny weekend, a jeśli nie to w następny.
No... to chyba tyle. Bajo
YOU ARE READING
The dark side of love
RomanceRachel przyjeżdża do Londynu wraz z bratem, który jest jej prawnym opiekunem. Ich rodzicie zginęli w wypadku samochodowym. Przez dłuższy czas mieszkali z dziadkami w Nowym Yorku, ale gdy tylko Ryan skończył 20 lat postanowił że sam zajmie się Rachel...