3

181 23 7
                                    

Uderzenie o ziemię wcale nie było przyjemne.
Ani skuteczne.

💊💊💊

Pikanie. Pikanie. Krzyki. Pikanie. Płacz. Wrzask. Cisza. Pikanie. Pikanie. Kroki. Krzyki. Płacz. Pikanie. Oddech. Głęboki. Płytki. Brak. Z całych sił. Pikanie. Pikanie. Więcej krzyków. Przekleństwa. Płacz. Cisza.

💊💊💊

Sam. Obudziłem się zupełnie sam na jakiejś sali, gdzie byłem przypięty pod sprzęt medyczny. I...zacząłem płakać. To kolejny raz, kiedy mi nie wyszło. Dlaczego? Skoczyłem. Wszystko wskazywało na to, że umrę. Chyba, że jestem martwy? Spróbowałem się ruszyć i...żyje. Czuję łzy. Oddycham. Dyskomfort. Ból. Żyję. Dlaczego. Nie chcę, tak bardzo nie chcę, chyba już to przerabialiśmy. Nie chcę żyć...sam. Naprawdę chcę umrzeć.
Gówno.

Gówno.

Gówno.
Czuję się jak gówno. Jedno wielkie, żywe, samotne gówno. Po co mnie ratowali? Halo? Czy to za karę? Mam tu żyć? Sam? Oszaleję, jeśli jeszcze tego nie zrobiłem. Próbowałem krzyczeć. Nie mogłem. Nie miałem siły. Obok mnie nie ma też żadnej pikającej maszyny. Czy nie dawali mi żadnych szans? Po co to wszystko? Cholera jasna. Kurka wodna. I te inne. Nienawidzę ich...bardzo ich nienawidzę. I jest mi niewygodnie. Z cichymi stęknięciami zmieniłem pozycję na wygodniejszą.
Zamknąłem oczy, żeby wrócić do snu, bo co mam robić?
Ale nie, przypomnieli sobie o mnie akurat w tym momencie. Super.
Pielęgniarka weszła i zaczęła krzyczeć.
Wyszła.
Po chwili wszedł doktor, więcej pielęgniarek, jacyś lekarze, młody i przystojny chłopak i...moja mama.
Rozpłakałem się znów w tym samym momencie co ona.
Tylko, że płakaliśmy z dwóch różnych powodów.
Ona ze szczęścia.
Ja...ja ją zawiodłem. Zmartwiłem. I żyję.
Wolałbym nie, to popłakałaby i przestała.
Pamiętam doskonale tamten dzień. Mimo chłodnego, listopadowego powietrza nie cofnąłem się.
Był tam tylko jeden pracownik, który nie zdążył jeszcze nikogo wezwać, więc...o matko.
Powiem im, że wcale nie chciałem skakać. Że poślizgnąłem się na kałuży i spadłem.
A oni wtedy powiedzą, że jestem dobrym chłopcem i mogę wracać do domu. To nadal wszystko, czego chcę.
W czasie, w którym pogrążyłem się w marzeniach, oni zdążyli sobie pogadać i wyjsć.
Świetnie.
Westchnąłem ciężko  i przymknąłem powieki, ale...nie na długo. Poczułem czyjś ciężar (nie mój!) pod którym ugięło się łóżko. Otworzyłem oczy i zacząłem przyglądać się osobie, która na nim usiadła.
- Cześć, jestem Park Chanyeol i jestem..
- Jesteś olbrzymem - przerwałem mu, nadal dokładnie lustrując go wzrokiem.
- I masz odstające uszy. I duże stopy. Który mamy rok? - uśmiechnąłem się słodko, a przynajmniej taką mam nadzieję. Inaczej mnie zje. A może jest kanibalem?
Będę musiał spytać kiedyś.
Przestraszyłem się, kiedy przyłożył mi swój ogromny palec do ust. Mam nadzieję, że mył ręce.
Dzisiaj mam coś za dużo nadziei.
- Siedź przez chwilę cicho - westchnął, a ja poważnie zastanawiałem się nad ugryzieniem go, ale...nie, bo jeszcze zamkną mnie w pokoju bez okien i klamek. Rozejrzałem się niepewnie.
Chwila.
Nie mam nic do stracenia, hehe. Ale niech będzie. Raz, raz go posłucham.
Skinąłem głową i zawiesiłem swój wzrok na jego twarzy.
- Wracając, nazywam się Park Chanyeol i jestem stażystą. Od teraz się Tobą zajmuję i będziesz widział mnie prawie cały czas, dlatego proszę, bądźmy dla siebie mili. A, jeszcze...czy życzysz sobie, bym mówił do Ciebie hyung? - co. Kurwa co. Hyung? To jakieś żarty, tak? Błagam, przecież on na pewno ma ponad dwadzieścia lat. A ja...chwila.
- Który mamy rok? - przerażony. Jestem cholernie przerażony. Czy ja...nie. Nie, to niemożliwe.
- Jest dwutysięczny dwudziesty trzeci, dokładnie dwunasty dzień lipca. Tak, byłeś w śpiączce przez cały ten czas.  I nie, Twoje ciało ani trochę się nie zmieniło. Uprzedzając kolejne pytanie, nie mam pojęcia jak to się stało. Tak, nadal wyglądasz jak w momencie wypadku. Tak, jesteś śliczny - byłem w za dużym szoku, żeby odpowiedzieć cokolwiek na komplement. Ja...byłem w śpiączce. Przez ostatnie osiem lat byłem w śpiączce i właśnie się z niej wybudziłem. Osiem lat. Przeleżałem w tym szpitalu osiem długich lat. Osiem. O s i e m. A teraz...teraz mam dwadzieścia pięć lat. Przespałem swoje osiemnaste urodziny. Przespałem swoje dwudzieste urodziny. Dwudzieste piąte też przespałem. Przespałem tyle okazji, żeby się zabić. Przespałem tyle dni matki. Przespałem dni, które mogły być ostatnie w moim życiu i...i jestem zmuszony być tu. Z Parkiem Chanyeolem, który chce do mnie mówić hyung, bo mam pieprzone dwadzieścia pięć lat. I nikt ani nic nie odda mi tych przespanych ośmiu lat. A ja...nie miałem szansy dojrzeć. Kiedy? Przez sen nawet fizycznie się nie zmieniłem. I...zacząłem płakać. Po prostu płakać. W tym momencie chciałem być sam, ale zarazem bardzo cieszyłem się z obecności stażysty. Bo ja...nienawidzę samotności. Nigdy nie chciałem być sam, ale wyszło inaczej. Niespodziewanie poczułem silne ramiona, które mnie obejmują. Wtuliłem się w ciało obok i płakałem do utraty tchu. W końcu zasnąłem, chociaż bardzo nie chciałem. Bo co, jak znowu prześpię osiem lat? Ale zarazem od dawna tak dobrze mi się nie zasypiało. Współpraca z Chanyeolem jednak może być przyjemna.
Dla mnie, dla niego niekoniecznie.

💊💊💊

Obudziłem się w całkiem dobrym humorze i...nadal w jego objęciach. Był młody i pachniał dobrze, więc w zasadzie nie przeszkadzało mi to bardzo, ale dla bezpieczeństwa wolałem się odsunąć. Żeby potem na mnie nie krzyczał, albo sobie czegoś nie pomyślał. Jestem trochę samotny, ale nie zdesperowany, tak? Kiedy uciekłem z jego ramion, przebudził się i uśmiechnął.
- Jak tam, Kyungsoo? Wyspany? - zaśmiał się lekko. Co za głupi debil. Jeśli będzie mi robił aluzje, co do śpiączki to...to nie ja umrę tu pierwszy. Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczami. No naprawdę.
- Długo tu jeszcze będziesz? Chcę zostać sam - to nie było miłe, ale czy ktoś wspominał, że jestem miły? Nie? No właśnie. Nie jestem miły. Ani trochę. Dobra, może trochę, ale naprawdę...trochę. A dla niego...czemu miałbym być w porządku dla niego? Bo on jest bardzo w porządku dla mnie. No i co, kazali mu. No i co, tym bardziej powinienem. Westchnąłem tym razem cicho i trochę bezsilnie.
- Przepraszam, po prostu...- odwróciłem się plecami i przymknąłem oczy. Poczułem wtedy, jak jego duża dłoń leży na moim biodrze, a po chwili zostałem przyciągnięty do uścisku. Był za silny, nie mogłem się wyrwać, więc po prostu...oddałem mu się, znowu. Jednak spojrzałem na niego pytająco.
- Nic nie mów. Mój brat przytulał mnie dużo, kiedy miałem gorszy okres. Musisz go kiedyś poznać, jest bardzo w porządku. I tak, będę tu jeszcze długo. Tak jakby...jestem Twoim współlokatorem - uśmiechnął się promiennie, jakbyśmy wcale nie byli w szpitalu tylko...w akademiku? Nie może być wiele młodszy ode mnie.
- Chanyeol, ile masz lat? - jak dobrze, ze nie mieszkam w Polsce czy gdzieś, bo tu zwyzywaliby mnie od razu, ze bezpośrednio spytałem się o wiek.
- Dwadzieścia trzy, więc możesz mnie traktować jak młodszego brata - zaśmiał się lekko, a ja kiwnąłem głową i wtuliłem się w niego. Potrzebowałem tego, bardzo. I naprawdę...ucieszyłem się. Bo odkąd zacząłem się wycofywać, nie pozwalałem nikomu mnie przytulać, nawet dotknąć. A teraz dotarło do mnie, jak wiele straciłem. Ale nie przyznam się. Duma mi na to nie pozwala okay.
Właściwie to może teraz wszystko się ułoży? Może...to właśnie jest moja szansa? Bo jak nie teraz...to kiedy to poukładam? Dwadzieścia pięć lat to odpowiedni wiek do tego wszystkiego.
Objąłem go łapkami jeszcze mocniej, tak mocno jak tylko mogłem i znów usnąłem.
Przede mną dużo pracy, prawda?

💊💊💊

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 29, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Save me || ChansooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz