Siedem dni przed śmiercią

12 1 0
                                    


   Piątek wieczór. Jak zawsze wybieram się do kina z moim chłopakiem. Wtedy jeszcze o niczym nie myślałem. Byłem podekscytowany faktem, że znów zobaczę Deana. Ostatnio ciągle nie mieliśmy dla siebie czasu. Ja studia, on praca. Nasze piątkowe wypady były dla nas jedyną odskocznią od codziennego życia. Naprawdę nie spodziewałem się, że będę za tymi piątkami tak tęsknił.

   Szliśmy spokojnie ulicą. Trzymałem go za rękę, on jak zwykle dumnie kroczył z promiennym uśmiechem na twarzy. Kochaliśmy życie. Mieliśmy plany na przyszłość. Chcieliśmy zwiedzać świat, podróżować. Kiedyś może nawet wziąć ślub. To wszystko wydawało się takie proste, nic nie miało nas zatrzymać. Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim. Czasami siedzieliśmy w milczeniu godzinami. Uwielbiałem te chwile. Mogłem wtedy wtulić się w jego ciepłe ciało i zapomnieć całym świecie, o problemach. Jako mały chłopczyk lubiłem siedzieć mamie na kolanach. Obejmowała mnie wtedy rękami i śpiewała moje ulubione piosenki.

   Ona jeszcze nie wiedziała. Chciałem powiedzieć jej o Deanie w odpowiednim momencie. Był moim pierwszym chłopakiem i pierwszą prawdziwą miłością. Wcześniej spotykałem się z dziewczynami, ale to nie było to. Wszyscy koledzy chwalili się swoimi nowymi koleżankami. Nie chciałem być gorszy i też próbowałem. Pierwszy seks zaliczyłem z dziewczyną. Nazywała się Kate, a ja byłem szesnastoletnim gówniarzem szukającym miłości. Pamiętam, że nic nie czułem. Nie podniecała mnie ani przez moment. Była dobrą przyjaciółką, teraz to już wiem. Dogadywaliśmy się ze sobą. Ona zwierzała mi się z najskrytszych tajemnic, ja jej uważnie słuchałem. Nie była taka jak inne, naprawdę mnie kochała. A ja okłamywałem i ją i siebie, każdego dnia całując ją w usta na powitanie. Pamiętam też dzień, gdy zerwaliśmy. Mogłem być delikatniejszy, żałuję teraz że tak ją zraniłem. Powiedziałem jej prosto z mostu, że "to koniec", że "nigdy nic do ciebie nie czułem". Obserwowałem ją jak płacze pod swoim domem. Nie zrobiłem nic. Spokojnie pozwoliłem jej odejść. Spokojnie obserwowałem, jak upada coraz niżej, popada w nałogi, marnuje swoje życie i niszczy swoje zdrowie. Nie zrobiłem nic, żeby jej pomóc. Nie czułem odpowiedzialności za swoje czyny. Czuję się cholernie źle, że zostawiłem ją tu bez powiedzenia choćby najmniejszego "przepraszam".

   Nigdy nie byłem wylewny w uczuciach. Po rozstaniu z Kate zamknąłem się w sobie. Zastanawiałem się, co jest ze mną nie tak? Dlaczego  nie umiem oderwać wzroku od kolegów, gdy przebieramy sie na WF? Czemu nie potrafię sobie znaleź dziewczyny? I to takiej, która naprawdę by mi się podobała? Teraz już wiem. Zajęło mi sporo czasu, zanim przyznałem sam przed sobą, że wolę chłopaków. To przecież takie dziwne, nie? Jako mężczyzna powinienem pokochać kobietę, ożenić się z nią, spłodzić dzieci (koniecznie syna!), pracować na utrzymanie rodziny. Tak prosty plan, a ja oczywiście musiałem zrobić wszystko po swojemu. 

   Bałem się reakcji taty. Bałem się, że go zawiodłem. Bałem się, że nie będzie chciał na mnie patrzeć. Teraz rozumiem, że to wszystko niepotrzebnie. Ojciec kochał mnie nad życie, wspierał każdą moją decyzję. Jak mogłem tego nie widzieć? Jak mogłem obawiać się, że mnie odrzuci? Miałem tak mało czasu, a tak wiele do powiedzenia.

   W kinie zawsze siadaliśmy z tyłu, w ostatnim rzędzie. Nie byliśmy wtedy narażeni na ewentualne wyzwiska i wyśmiewanie się za naszymi plecami. Jednak w większości spotykaliśmy się z miłymi reakcjami. Czułem się wtedy taki szczęśliwy i wolny. Dużo się śmiałem, gadałem z wszystkimi i o wszystkim. Byłem dumny z mojego chłopaka i z chęcią przedstawiałem go moim znajomym. Moja mama by go uwielbiała. Dean jest przystojny, inteligentny, dobrze wykształcony. Do tego zabawny i uprzejmy, i miły, i dobry. Ma wielkie serce, mieści się w nim tyle miłości. Mam nadzieję, że znajdzie sobie kogoś właściwego i równie dobrego co on. Może będę trochę zazdrosny, ale chcę żeby był szczęśliwy. Zasługuje na to, jak nikt inny. Jest wspaniały. Naprawdę, współczuję sobie, że go straciłem. 

   Oboje lubiliśmy komedie. Śmiech był fundamentem naszego związku. Nie było dnia, żebyśmy się nie śmiali. Nawet podczas kłótni powstrzymywaliśmy się od uśmiechania. Uwielbiałem jego śmiech. Uwielbiałem te małe dołeczki w jego policzkach. Uwielbiałem sposób, w jaki na mnie patrzył. Uwielbiałem sposób w jaki zawsze, niby przypadkiem dotykał mnie po ręce podczas jazdy samochodem. To wszystko były tylko drobne rzeczy, które składały się w wielką sprawę. W miłość. W miłość, o której mógłbym tylko marzyć. To niesamowite, że tak przeciętną, zagubioną w życiu osóbkę jak ja, spotkał taki zaszczyt. Kiedyś nie wierzyłem w takie rzeczy. Nie wierzyłem, że można tak kochać. Wydawało mi się to głupie i całkowicie bezsensowne. Byłem zły na wszystkich szczęśliwych ludzi. Byłem zazdrosny. I totalnie smutny. Nie rozumiałem, czemu mam tak pod górkę. Teraz śmiać mi się chce, na myśl o tamtych czasach. Byłem taki głupi i dziecinny. Sam sobie rzucałem kłody pod nogi. Bałem się otworzyć na świat, bałem się zaryzykować. Żyłem w bezpiecznym kokonie, zwanym domem. Miałem swój pokój, swój laptop i łóżko. Często nad sobą płakałem. Nigdy nie robiłem nic, by coś zmienić. Dużo jadłem, dużo spałem. Uwielbiałem spać i snić. W moich snach byłem niesamowicie odjechanym facetem. Mogłem wszystko, każdy mnie podziwiał. Byłem prawdziwym wzorem do naśladowania. Dzieci mnie kochały, a ja czułem radość. Czułem radość tylko wtedy, gdy śniłem.

   

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 21, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Po prostu żyjOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz