Część 1

798 82 14
                                    

     Oto ta chwila, ponowne spotkanie drużyny włoskiej i hiszpańskiej na boisku, ale mimo to Włosi prowadzą. Romano razem z Veneziano podekscytowani wykrzykiwali rady do swojej drużyny, gdy w doliczonym czasie nagle nastąpiła bramka. Właśnie ona przechyliła szalę zwycięstwa na stronę Vargasów, skutecznie przy tym niszcząc marzenia Hiszpanów. 

     -UDAŁO SIĘ! TAAAAAK! -Krzyczeli dwaj młodzi latynosi -PRZECHODZIMY DALEJ! - W napływie emocji, bliźniacy przytulili się serdecznie poklepując po plecach.
     Obaj byli dumni ze swojej drużyny, zdecydowanie rozegrali wspaniały mecz. Cztery lata temu przegrali z Hiszpanami na Euro 2012 w Polsce, jednak teraz los się do nich uśmiechnął i tym razem to oni zwyciężyli.
     Romano rozejrzał się po boisku, chcąc pogratulować swojej drużynie świetnie rozegranego spotkania, ale tym co rzuciło mu się w oczy był Hiszpania, stojący i ze smutnym uśmiechem pocieszający własną drużynę. W tej chwili starszy z bliźniaków zachłysnął się powietrzem. Widział jak Antonio powstrzymuje łzy przed swoją drużyną, jak usilnie próbował być silnym dla nich.
Przypomniało to Romano czasy, gdy jeszcze mieszkał z Hiszpanem. Był wtedy mały, ale i tak zapamiętał Fernandeza jako silnego mężczyznę. Choć często udawał głupiego to był opiekuńczą osobą i martwił się o swojego kłopotliwego podopiecznego.
     Lovino ścisnął dłonie w pięści i odwrócił się z szerokim uśmiechem do drużyny, ponownie dołączając do brata. Zmusił się do tego, bo choć czuł dumę to jednak część jego duszy była smutna.
                                                                                              * * *
     Wieczór nastał szybko dla świętujących Włochów, którzy jednak postanowili wrócić do hotelu i teraz siedzieli w kuchni. Zaczęli przygotowywać spaghetti, ale czekając aż się zagotuje woda na makaron.

     Feliciano nie wytrzymał i odezwał do brata:

     -Hej, Fratello?* -Uporczywie wpatrywał się w starszego bliźniaka.
     -Czego chcesz? -Spytał Romano wiedząc już z doświadczenia, że ten nie odpuści. Wolał mieć już to z głowy i zyskać święty spokój.
     -Coś się stało?
     -Hah? O czym ty mówisz idioto? -Spojrzał na niego zirytowany.
     Veneziano zrobił zmartwioną minę -No bo fratello! Po meczu byłeś zamyślony, nawet na drobnym przyjęciu z okazji naszego zwycięstwa! W ogóle nie słuchałeś trenera tylko smętnie patrzyłeś w przestrzeń. Coś się stało, prawda? Pokłóciłeś się z Antoniem? A może znowu wpadłeś na Rosję jak to w zeszłym tygodniu?
     Romano gwałtownie wstał od stołu i odezwał się do brata. -Idę się przejść. Nie czekaj na mnie.
Nie oglądając się na proszącego go o zostanie Feliciano, wyszedł z ich pokoju w hotelu. Jak widać nie potrafił dostatecznie dobrze ukrywać wszystkich emocji przed bliźniakiem, pomyślał i westchnął przeciągle. To wszystko wina tego drania! Gdyby akurat nie stał tam, gdzie on akurat spojrzał, nie zachowywałby się tak! Mimo robienia wyrzutów Hiszpanowi w myślach, nie poczuł się lepiej.
     Na wpół świadomie szedł przed siebie oświetlonymi uliczkami Paryża. Było to zdecydowanie piękne miejsce do spędzania czasu, szczególnie nocą. Będąc zagubionym w myślach nie zwrócił uwagi dokąd idzie. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy zatrzymał się przed znajomym hotelem. Wolno, jakby niepewnie wszedł do środka i podszedł od razu do recepcji. Poprosił o numer pokoju pokazując przy tym dokumenty dla potwierdzenia tożsamości. Recepcjonista przekazał mu potrzebną informację i wskazał stronę, w którą Vargas powinien się udać, co ten po chwili zrobił.
     Ruszając przed siebie, Lovino czuł jak serce zaczyna mu walić w klatce piersiowej. Wiedział po co przyszedł i do kogo. Przystanął przed pokojem 207 i zapukał. Czekanie niemiłosiernie mu się dłużyło, ale gdy tylko drzwi się uchyliły miał ochotę uciec, jednak tego nie zrobił.
     -Lovi? Co ty tu robisz o tej porze? -Spytał się Antonio, wpuszczając dawnego podopiecznego do pokoju.
     -Przyszedłem do ciebie durniu, nie widać? -Odwrócił wzrok, unikając przy tym spojrzenia prosto w te znajome, zielone oczy.
     -Widzę, że tu jesteś, ale już po 22...
     -Chcesz powiedzieć, że ci przeszkadzam? -Spytał prosto z mostu widząc wahanie u starszego państwa. Jeszcze tego tylko by tu brakowało, aby ten skończony drań go zignorował.
     -Oczywiście, że nie Lovi, jestem tylko zaskoczony -powiedział Hiszpan bez zastanowienia. -Ostatnim razem gdy chciałem, żebyś ze mną został to wzbraniałeś się. Och, i gratuluję ci zwycięstwa.
     -Grazie, ale... -Spojrzał na niego spod przymrużonych powiek -Jak się czujesz?
     Hiszpania w tym momencie nie wyglądał najlepiej, zmęczonym oczom towarzyszył wymuszony uśmiech na twarzy, a Romano nie chciał go takiego widzieć. Nie, kiedy pamiętał tą potęgę jaką kiedyś był.
     -Wszystko dobrze, przyszedłeś tutaj taki kawał drogi, tylko po to aby mnie spytać o samopoczucie? -Uśmiechnął się czule na tą myśl.
     -Kłamiesz! -Warknął, zaciskając dłonie w pięści.
     -Lovino?
     -Ty idioto... Kiedy w końcu pomyślisz też o sobie!? -Na te słowa Hiszpania jakby zbladł. -Czemu zawsze starasz się tak uparcie dbać o innych, kiedy sam się nie czujesz najlepiej!?? -Podszedł do niego i uderzył obiema pięściami lekko w jego pierś. -Nie rozumiesz, że jestem tu dla ciebie, draniu!? - Zamilkł i przytulił Antonia do siebie. Ręce przeniósł na jego kark, mocniej go tuląc.
     -Dziękuję Roma -Usłyszał wilgotny głos Hiszpanii.
     Stali tak na środku pokoju, wtuleni w siebie przez kilka minut, które wydawały się dla nich wiecznością. Vargas czuł przez ten czas jak Hiszpan się rozluźnił i pozwolił łzom swobodnie płynąć. Cztery lata temu, to on go pocieszał gdy przegrali z bratem. Teraz nadszedł czas, kiedy mógł się odwdzięczyć mu za to i być wsparciem.
     Hiszpania odsunął się od swojego Włocha i usiadł na brzegu łóżka.
     -Naprawdę ci dziękuję -mimo zaczerwienionych oczu, uśmiechnął się szczęśliwie do młodszego chłopaka.
     -Głupi jesteś? To chyba normalne, że się o ciebie martwię... -Powiedział Lovino rumieniąc się przy tym. Chciał mu poprawić humor choć trochę, ale teraz sam czuł się zawstydzony.
Zbierając się na odwagę podszedł do Hiszpanii i usiadł mu na kolanach przodem do niego. Spojrzał prosto w piękne zielone oczy i powiedział:
     -Ti amo il mio cretino** -pochylił się lekko i pocałował bruneta, wkładając w to jak najwięcej uczuć. Szybko jednak przerwał pocałunek wstydząc się swojej śmiałości.
     -Mi amado Lovino*** -Uśmiechnął się szeroko Hiszpan, przyciągając bliżej do siebie Włocha. Z miłością spojrzał na zarumienioną twarz młodszego chłopaka i już chciał na jego ustach złożyć pocałunek, kiedy usłyszał cichy mamrot. -Co powiedziałeś? -Spytał.
     Romano zaczerwienił się jeszcze bardziej, a brunet stwierdził w myślach, że wygląda jak pomidor. Uścisnął jego rękę, chcąc dodać mu otuchy i ponaglająco spojrzał w jego oczy.
     -T-Tylko dzisiaj... -zaczął z wahaniem, jednak widząc tą czystą miłość w spojrzeniu Hiszpanii nabrał pewności. Wziął jeszcze głęboki oddech i wydusił w końcu z siebie to co zamierzał. -Dzisiaj... pozwolę ci zrobić co tylko zechcesz -Powiedziawszy w końcu, ukrył swoją twarz na ramieniu ukochanego.
     Tak, jak to on poprzednim razem zgadzał się na wszystko, tak tym razem Antonio nie miał zamiaru się powstrzymywać. Wiedział, że to wyznanie u Loviego świadczyło o jego zaufaniu, więc sprawi, że obaj będą się czuli przyjemnie.
_________________________________
* Fratello - wł. brat
** Ti amo il mio cretino - wł. kocham cię mój kretynie
*** Mi amado - hisz. mój ukochany  

Spamano - PoświęcenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz