Rozdział 2 》 Nie jestem kaleką 《

369 76 29
                                    


Westchnąłem głośno, poprawiając torbę przewieszoną przez ramię, i ruszyłem przed siebie, trzymając się kurczowo przedramienia mojej matki. Zacząłem się naprawdę stresować, w końcu miałem wrócić do szkoły... To wszystko było dla mnie nierealne, niczym jakiś sen, z którego w końcu będę musiał się wybudzić. Nerwowo przygryzłem dolną wargę, powoli pokonując schody, które, jak mi się wydawało, prowadziły do głównego wejścia budynku. I nie pomyliłem się, bo chwilę później usłyszałem trzask i głos mojej rodzicielki, która ostrzegła mnie przed dość wysokim progiem. Dobrze, że to zrobiła, wolałem uniknąć kompromitacji już pierwszego dnia szkoły. Powoli kroczyłem tuż obok mojej matki, starając się nie spuszczać głowy żeby nie wyjść na nieśmiałego, czy zamkniętego w sobie, wolałem sprawiać wrażenie pewnego siebie chłopaka, który nie przejmuje się pogardliwymi spojrzeniami rzucanymi pod jego adresem. Cóż, nie byłem pewien, czy ktoś w ogóle zwraca na mnie uwagę, ale przecież nikt nie zabroni mi trochę pofantazjować, prawda? Do moich uszu dobiegł dźwięk stukania i domyśliłem się, że stoimy już przed gabinetem dyrektora, który miał poinformować nas o zasadach panujących w szkole. Nie lubiłem takich spotkań, bo czułem się jak ofiara, kiedy ktoś mówił, że będę miał należytą opiekę, że nauczyciele zostaną powiadomieni o sytuacji w jakiej się znajduję... Głupie, stereotypowe pogawędki, podczas których nie odzywałem się w ogóle, bo nie miałem ochoty. Prawdę mówiąc odpyskowałbym kilka razy podczas teraźniejszej konwersacji, kiedy to dyrektor podkreślał, że jestem niepełnosprawny. Przepraszam, mam wszystkie części ciała na miejscu, jedynie nic nie widzę, ale może z czasem coś się zmieni. Na przeszczep trzeba czekać jednak wyjątkowo długo, a ja do cierpliwych nie należałem... Pożegnałem pracownika szkoły, starając się zrobić to jak najuprzejmiej, i opuściłem gabinet razem ze swoją mamą.

- Kochanie, zostawię cię teraz pod opieką pana... - Zaczęła, starając się najpewniej przypomnieć imię mojego wychowawcy.

- Park Chanyeola. Dzień dobry, pani Lu. - Usłyszałem gdzieś za sobą niski, głęboki głos, i mimowolnie się uśmiechnąłem, bo był przyjemny dla ucha. Tak, wykładów tego faceta będę słuchał z przyjemnością.

- Dzień dobry, dzień dobry... Han?Pójdę już... Na pewno sobie poradzisz? - Dopytała moja matka, a ja westchnął i pokiwałem twierdząco głową.

- Tak, na pewno. Mówiłem już, nie jestem kaleką... Warzywem też nie, wiem co się dzieje dookoła mnie. - Mruknąłem odrobinę zniecierpliwiony, i przytuliłem matkę na pożegnanie, odwracając się przodem ( a przynajmniej taką miałem nadzieję ) do swojego nowego wychowawcy. - Miło mi pana poznać. - Wyciągnąłem dłoń w kierunku nauczyciela i kiedy ten ją uścisnął, uśmiechnąłem się lekko, przesuwając kciukiem po jego palcach. Musiał na czymś grać... Miał duże dłonie, a jednak delikatne. - Ile ma pan wzrostu?

- Mi ciebie równięż... Hm? 185 cm... Ale po co ci ta wiedza? - Zapytał odrobinę rozbawiony, jakby chciał się trochę ze mną podroczyć. Prawie dwa metry... Uniosłem wyżej głowę i zaśmiałem się, słysząc ciche „aaa", które wyrwało mu się z ust.

- Mhm, teraz pewnie patrzę mniej więcej na pana twarz... Przepraszam, moglibyśmy już iść? Nie chcę tutaj tak stać, sam pan rozumie... - Chrząknąłem cicho, będąc pewnym że ktoś nam się przygląda. Staliśmy pod gabinetem dyrektora, na szkolnym korytarzu, w dodatku musieliśmy wyglądać naprawdę komicznie z tą ogromną różnicą wzrostu pomiędzy nami.

- Ah, tak! Wybacz. Możemy pójść na stołówkę, wezmę nam coś do picia. - Skinąłem głową i ułożyłem dłoń na przedramieniu starszego, żeby ten mógł zaprowadzić mnie we wspomniane miejsce. - Co do naszej szkoły... Cała placówka ma jeden główny budynek, gdzie odbywa się większość lekcji. Dwa pozostałe to internaty, osobne dla kobiet i mężczyzn. Sam rozumiesz, wolimy unikać...

sunrise • hunhan | hiatusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz