Rano, po krótkiej odprawie nastąpił wymarsz jednostek. Miały prowadzić patrole, zabierać ocalałych i szukać nowych obszarów do zagospodarowania. Max, wraz ze swoim batalionem miał ruszyć na południe i tam szukać. Na czele kolumny posuwały się dwa kołowe transportery opancerzone, gotowe w każdej chwili otworzyć ogień do zagrożenia. Za nimi jechała reszta pojazdów.
-Pamiętajcie panowie czego się uczyliście- mruczał dowódca do mikrofonu -W przypadku zagrożenia nie zastanawiać się i strzelać. Wróg nie wie co to lęk i jest w stanie zaatakować nawet w idiotycznej sytuacji. Macie wzajemnie na siebie uważać.
-Sir a kto jest naszym wrogiem?- spytał niepewnie jeden z żołnierzy -Z czym walczymy?
-Naszym wrogiem jest sam wirus ale także stworzenia powstałe po kontakcie z nim- rzucił Max -Podobno mają kilka w Cytadeli ale ich nie pokazują. Zapewne prowadzą na nich jakieś swoje badania.
Pierwsze godziny marszu minęły pod znakiem rozmów, przechwałek i żartów. Max w tym czasie spokojnie usiadł na włazie od wieżyczki swojego szybkiego transportera i patrzył przez lornetkę na horyzont. Przez jakiś czas nic nie zauważył aż po kilku chwilach zobaczył w oddali kilka postaci, które machały w ich kierunku. po dokładniejszym przyjrzeniu się okazało się, że są to dwie dziewczyny.
-Batalion stać.- zakomenderował Max - Idę sprawdzić kto to jest. Jeżeli mnie zaatakują to walić ile wlezie. O mnie się nie martwić.
Po tych słowach chłopak wyskoczył na pancerz pojazdu, zarzucił na ramię lekki karabin maszynowy i sprawdził resztę wyposażenia. Po upewnieniu się, że wszystko jest chłopak lekko zeskoczył na ziemię i ruszył w kierunku zbliżających się sylwetek. Odległość malała z każdą chwilą aż po około 10 minutach Max dokładnie widział twarze zbliżających się dziewczyn. Dopiero po zbliżeniu się nieznajomych, dowódca zauważył, że młodsza z dziewczyn ma na nodze opatrunek. Prowadząca ją przyjaciółka też miała opatrunek ale znacznie mniejszy. Widać było, że obie są bardzo zmęczone i bez jakichkolwiek sił do dłuższego marszu.
-Potrzebuję trzech żołnierzy. Byle szybko- rzucił do mikrofonu Max -Przygotujcie jakieś koce i coś do picia. Niech medycy będą gotowi.
Niecałe 20 minut później obie dziewczyny siedziały w obozowisku i piły napój rozgrzewający. Obie miały także wymienione opatrunki. Jak się okazało uciekły z położonego niedaleko miasta, gdzie wirus wybił większość ludności. Ocalali kryją się w domach lub mieszkaniach.
-Czyli jak dobrze rozumiem mamy tam jakieś 230 ocalałych.- upewniał się Max -I została tam wasza rodzina?
-Tak.- odpowiedziała młodsza z dziewczyn imieniem Agata -Ale czy uda wam się tam dostać na czas?
-Agata przestań- rzuciła jej przyjaciółka- To wojskowi. Oni sobie poradzą.
-Dziewczyny lepiej idźcie spać- polecił Max -Jutro ruszamy. Ocalimy kogo się da.