Rozdział 5

845 138 16
                                    

Wokół unosił się zapach dymu i spalenizny. Shownu przetarł oczy, wyjmując fiolkę z remedium. Otworzył buteleczkę i wypił jej zawartość duszkiem.
— Skoro to ma leczyć rany, to może zabliźni te, które powstały w moim sercu — jęknął, podnosząc się z podłogi. Po chwili otrzepał swoje spodnie z kurzu i popiołu.
— Co tu się stało? — zapytał Kihyun, zatrzymując się w progu drzwi. Shownu spojrzał na niego przekrwionymi oczami, które zaraz wypełniły się łzami.
— Nie udało mi się — szepnął lider. Młodszy* spojrzał na niego, zaciskając dłonie w pięści.
— Chodźmy stąd — powiedział, wyciągając prawą rękę w stronę Shownu. Przez jego głowę przebiegło milion myśli, w jaki sposób miałby „odpłacić" się kierownikowi. Wychodząc z ośrodka, narodził się w nim plan zemsty.


***


Kihyun poruszył się niespokojnie, podrywając się z ziemi.
— Co jest? — zapytał Wonho, rozkładając się wygodniej na łóżku. Wszyscy, z wyjątkiem Shownu i Jooheona przebywali aktualnie w małej siedzibie The Clan — opuszczonym domku, a raczej jego pozostałości.
— Potrzebuję broni — wypalił nagle Kihyun. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego zdziwionym wzrokiem.
— Po co ci ona? — spytał zaciekawiony I.M, opierając się o ścianę.
— Muszę załatwić pewną sprawę — odparł chłopak, chowając ręce do kieszeni. — Wonho, możesz mi pożyczyć swoją? — mówiąc to, spojrzał na blondyna. Ten zatrzymał przez chwilę na nim wzrok, po czym wyjął swój pistolet spod łóżka.
— Mam nadzieję, że nie popełnisz jakiejś głupoty — powiedział, zanim oddał przedmiot w ręce Kihyuna.
— Nie martw się, nie popełnię. Obiecuję — odparł, chowając broń pod koszulkę. — Trzymajcie się — dodał, po chwili wychodząc z pomieszczenia. Wypuścił powietrze z płuc, zmierzając w obranym przez siebie kierunku. W żyłach krążyła mu adrenalina, która była jego motorem napędowym.


***


Wypuścił powietrze z płuc, zatrzymując się przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu kierownika. Policzył do trzech, chwytając klamkę.
— Teraz albo nigdy — mruknął, wyjmując broń. — Wchodzę w to dla ciebie*.
Chłopak pchnął drzwi, wchodząc do środka. W pomieszczeniu unosił się dym papierosowy, a na dużym, biurowym krześle siedział tęgi mężczyzna. Kihyun trzymał rękę z pistoletem za plecami tak, aby nie zauważył jej kierownik. W wysokim koszu na parasole stały dwie kule ortopedyczne.
— Co cię do mnie sprowadza? — zapytał mężczyzna, zaciągając się dymem z papierosa.
— Chciałem coś wyjaśnić — odpowiedział Kihyun, zaciskając mocnej dłoń na broni.
— Wyjaśnić? — kierownik ściągnął brwi i zacisnął usta w cienką linię.
— Chodzi o In Guka — powiedział chłopak, podchodząc bliżej mężczyzny. Ten podrapał się po brodzie, zgniatając w popielniczce do połowy wypalonego papierosa. Obszedł dookoła biurko, stając naprzeciw ciemnowłosego.
— Po co rozmawiać o tych, co wąchają kwiatki od spodu*?
— Masz rację — zaśmiał się, wypuszczając powietrze z płuc. — Lepiej rozmawiać o tych, którzy dopuścili do tego. Jego oczy pociemniały i zaczęły śledzić każdy ruch kierownika.
— Co masz na myśli? — zapytał mężczyzna, powoli cofając się w stronę biurka.
— Nic szczególnego. Chcę tylko sprawić, że więcej nikomu nie zrobisz krzywdy — odparł chłopak i wyjął zza pleców pistolet. Szybko go przeładował, następnie celując w lewą pierś kierownika. Mężczyzna podniósł ręce w geście obronnym, cofając się o krok.
— Nie zrobisz tego — powiedział i zaśmiał się nerwowo. Jedna z jego dłoni spoczęła na rączce szuflady.
— Oh, jeszcze się zdziwisz — rzucił, naciskając spust. Pocisk wyleciał ze świstem, trafiając prosto w obrany wcześniej cel. Mężczyzna złapał się za zranione miejsce i upadł na kolana. Jego biała koszula zaczęła przybierać kolor purpury wokół postrzelonego miejsca.
— Ty mały... — sapnął, a na jego czole wystąpiły małe kropelki potu.
— Giń w męczarniach — splunął Kihyun, odwracając się w stronę drzwi. Kierownik wykorzystał chwilę jego nieuwagi, wyciągnął swoją broń z szuflady i strzelił w jego lewą nogę. Chłopak zachwiał się i upadł z hukiem na podłogę.
— Cholera — warknął, po raz kolejny przeładowując broń. Z jego łydki zaczęła się sączyć krew. Wziął głęboki wdech, oddając po kolei trzy strzały w kierunku mężczyzny. Kiedy usłyszał dźwięk upadającego pistoletu, dźwignął się do góry, próbując wstać. Niestety zraniona noga nie pozwalała dobrze mu się poruszać. Chłopak pochwycił dwie kule stojące w koszu na parasole, uprzednio chowając broń pod koszulką. Kuśtykając, starał się jak najszybciej uciec z miejsca zbrodni. Na domiar złego z nieba zaczęło spadać coś białego. Nie był to jednak śnieg. Było to coś podobnego do puchu.
— Szlag — mruknął Kihyun, odrzucając jedną z kul. Przyśpieszył kroku, zaciskając pięści z bólu. Kolejną kulę odrzucił, gdy był przed budynkiem siedziby The Clan. Wyczerpany pchnął drzwi, wpadając do środka.
— Co do... — krzyknął Hyungwon, podbiegając bliżej. Kihyun uśmiechnął się lekko, niedbale pokazując ręką na swoją zranioną nogę.
— Udało mi się, ale trochę ucierpiałem. Przepraszam Wonho, nie wywiązałem się z obietnicy — szepnął, po czym stracił przytomność.


***


— Skalpel — powiedział Minhyuk, wyciągając prawą rękę. Jooheon spojrzał na niego, podając przedmiot.
— Na pewno dasz radę? — zapytał Shownu, przyglądając się poczynaniom platynowłosego.
— Tak, na pewno — odpowiedział chłopak, nacinając skórę łydki Kihyuna. — Szczypce — dodał, przecierając czoło dłonią. Wszyscy stali dookoła, uważnie śledząc każdy jego ruch. No, prawie wszyscy. Jedynie I.M zaszył się w kącie pokoju, bo nie chciał na to patrzeć. Minhyuk sprawnie wyciągnął kulę, wrzucając ją do nerki*. Następnie zaszył ranę i dokładnie owinął ją bandażem.
— Po wszystkim — powiedział, zdejmując zużyte rękawiczki. — Byłeś dzielny. Dobrze, że pocisk utknął płytko — dodał, siadając na podłodze, po czym oparł się o ścianę.
— Co ty tak właściwie zrobiłeś? — zapytał Wonho, przeczesując dłonią swoje włosy.
— Pozbyłem się kierownika, zgodnie z prawem talionu* — odpowiedział Kihyun, podpierając się na łokciach.
— Ty... — zaczął Shownu, zakrywając usta dłonią.
— Tak, zabiłem go — dopowiedział, przymykając oczy.




*młodszy —  chodzi tutaj o Kihyuna
*wchodzę w to dla ciebie 
—  pierwszy wers z piosenki Monsta X – All In
*wąchać kwiatki od spodu 
—  nie żyć
*nerka 
—  miska na odpady medyczne
*prawo talionu 
—  (łac. odwet) znane ze starożytnej sentencji „oko za oko, ząb za ząb" . Kara była identyczna ze skutkiem przestępstwa.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć Wam wszystkim!

Trochę mnie nie było, ale znalazłam czas, by napisać kolejną część!

Mam nadzieję, że nie jest tak bardzo zła, jak mi się wydaje ;-;

Cóż, oby Wam się spodobała~

Do następnego~ .-.

THE CLAN Part 1. LOSTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz