- Bucky..?
Pomimo krzyków, odgłosów strzałów i uderzeń oraz tego, że patrzy w lufę karabinu, Steve Rogers ma wrażenie, że zapadła głucha cisza. Czuje jakby znajdował się we wnętrzu tornada, gdzie panuje zadziwiający spokój i cisza, pomimo tego, że dookoła świat szaleje.
Nozdrza przeciwnika drgają, niebieskie oczy wpatrują się w niego natarczywie, agresywnie, a źrenice są zwężone. Nie atakuje. Jeszcze nie, a przez głowę Kapitana, po krótkim szoku, przetacza się fala wspomnień i emocji związanych z posiadaczem tych oczu - Jamesem ,,Buckym" Barnesem - od ponad siedemdziesięciu lat uznanym za zmarłego.
***
Młody, kilkuletni Bucky, wyjaśniający Steve'owi ich taktykę obrony fortu zbudowanego naprędce z co większych gałęzi. Miał przy tym całkowicie poważną twarz i głos, jakby chodziło o sprawę życia i śmierci.
Zbyt duży, skórzany, poprzecierany tornister podskakujący na plecach w rytm biegu właściciela. Ośmioletni Barnes nagle przystający i odwracający się do nienadążającego za nim Rogersa. Uśmiech odsłaniający szczerbate uzębienie.
Następne wspomnienia były mniej wyraźne, ale za to bardziej energiczne i przepełnione emocjami.
Pierwsza ,,poważna" kłótnia z Buckym, po której nie odzywali się do siebie przez blisko pięć dni.
Pierwsze ,,dorosłe" rozmowy.
Pierwsze piwo, po którym oboje rzygali jak koty.
Pierwsza nieudana podwójna randka.
Pierwszy pocałunek... akurat ten Rogers pamiętał dokładnie. Były to co prawda bardziej lub mniej zamglone fragmenty, przesłonięte nadmiarem nowych uczuć niż jedna sensowna całość, ale przynajmniej go pamiętał.
Bo jak mógłby zapomnieć? Byli wtedy nad jakąś rzeką i mieli może z siedemnaście lat...
Rosło tam, nad brzegiem, ogromne drzewo z grubą gałęzią, na której wisiała lina. Jeśli się jej dobrze chwyciło i rozbujało można było wpaść do wody całkiem daleko od brzegu. Bucky nałogowo korzystał z tej ,,huśtawki", a drobny, chudy astmatyk jakim był niegdyś Kapitan Ameryka nigdy nie miał dość odwagi, by skoczyć. Po prostu znał swoje granice. Aż raz, gdy młody Barnes po raz kolejny wpadł z pluskiem do wody Steve poczuł przypływ odwagi i postanowił spróbować. Zacisnął ręce na sznurze i już, już miał się odepchnąć, gdy naraz ktoś położył mu zimne, mokre ręce na ramionach i ryknął do ucha. Zdezorientowany blondyn spróbował się odwrócić, jednak zahaczył stopą o wystający korzeń i stracił równowagę.
Runęli oboje - Bucky próbował jeszcze uchronić Steve'a przed upadkiem, ale na nic się to nie zdało - i tak Rogers znalazł się pod Buckym, który ni stąd ni zowąd przycisnął swoje usta do warg blondyna.
Był to ich pierwszy pocałunek. Pierwszy w wielu, z którymi wiązało się kolejne wspomnienie: pierwsze sekrety.
Niełatwo było ukrywać związek; gdy jesteś zakochany masz ochotę krzyczeć o tym całemu światu, a nie pilnować się na każdym kroku, ale jakoś dawali radę.
No, a potem Ameryka przystąpiła do wojny, Barnes poszedł na front, a z Rogersa zrobili szczura laboratoryjnego i ikonę narodową.
***
Ostatnim wspomnieniem jakie oszołomiony Kapitan był w stanie przywołać był Bucky wiszący nad przepaścią i wyciągający rękę. Zgrzyt trzymanej przez niego części sprawił, że przez twarz wiszącego żołnierza przeleciał strach, a potem Bucky spadał w dół, w przepaść; nie miał szans na przeżycie.
A teraz on, we własnej osobie Bucky Barnes, którego śmierć Rogers opłakiwał od siedemdziesięciu lat, stoi przed nim i mierzy go lodowatym spojrzeniem.
Tyle uczuć: od szoku, przez zdziwienie, aż po nadzieję.
Ciszę przerywa ostry głos:
- Kim do cholery jest Bucky?!
I walka trwa dalej.
********
Pisane przed północą, więc proszę o wyrozumiałość :3
W komiksach Bucky miał brązowe oczy, a Stan ma je zielono-niebiesko-szare, więc zdecydowałam się na niebieskie.
Adios, JazzBane
CZYTASZ
Memories |Stucky|
FanfictionMężczyzna, za którego Steve Rogers bez wachania przyjąłby kulkę, teraz mierzy do niego z palcem na spuście.