Motylek i Krasnoludek - 0.5 roku później

132 3 8
                                    

Minęło pół roku. Krasnoludek codziennie wychodził na ganek i czekał.
Czekał cierpliwie, chociaż cholera go brała, kiedy pomyślał tylko o tym, ze taka szansa przeszła mu przed nosem, a on nawet nie kichnął. Nauczył się biedaczek czekać, wiec robił to, co umiał. Ale ileż można robić to samo w kółko?
Po takim półrocznym czekaniu, każdy, nawet najcierpliwszy krasnoludek może mieć dosyć.
Zapakował więc w tobołek trochę jedzenia, czarne frugo, kartę kredytowa jednego z krasnoludkowych banków i ruszył w świat w poszukiwaniu motylka, ruszył prosto w tę stronę, w której widział ostatni kolorek znikającego, ukochanego, w ciągu jednej chwili, motylka. Pytanie testowe - wierzysz w miłość od pierwszego impulsu elektrycznego? Odpowiedz przyślij mailem na dobrze ci znany, krasnoludkowy adres - może być po krasnoludkowemu, nasi tłumacze przetłumaczą to na normalny angielski. Szedł, szedł, szedł - oczywiście w dzień, bo w nocy spał, jak na porządnego krasnoludka przystało. A były to czasy, kiedy jeszcze nie wynaleziono autostopu, zresztą, gdyby nawet, to malutkiego krasnoludka, pośród wysokiej trawy na łące bardzo trudno jest dostrzec, a jeszcze te wysokie progi przy naszych samochodach, to już naprawdę makabra dla krasnoludków.
Każdego dnia powtarzał sobie, ze jest coraz bliżej celu, ze już za następnym zakrętem zobaczy pałac motylka, który niechybnie musiał być królewną, albo księżniczką, bo pospolite, bezbarwne motylki, które napotykał po drodze w zlepionych szybciutko lepiankach z błota, trawy i czegoś, czego nawet uczony krasnoludek nie potrafiłby nazwać, w niczym nie przypominały kolorystyką wspomnienia, które wbiło mu się w pamięć.
Krasnoludek już prawie opadał z sił, szedł bardzo długo, broda mu rosła, przybywało odcisków, nieprzyzwyczajony do tak długiej drogi, bo prawie cale życie spędził beztrosko, siedząc na ganku przed domkiem słuchając koncertów świerszczowych i pluskania
deszczu w deszczowa pogodę (a propos, mam teraz w uszach Hendrixa, słuchanego z bliskiej odległości), każdy krok stawał się dla niego coraz cięższym przeżyciem. Ale ślepa miłość do nieznanego, kolorowego, dziwnego i trochę niebezpiecznego, bo to po takim motylku nigdy nic nie wiadomo, pędziła go do przodu.
I nadszedł taki dzień, kiedy już wydawało się krasnoludkowi, ze najlepszym wyjściem byłoby zawrócić, i spędzić na ganku samotnie resztę kilkusetletniego życia, kiedy wysoka trawa rozstąpiła się, i krasnoludek osłupiał. Jego oczom okazała się rozległa kraina, a nad nią, jak chmura, unosiły się kolory. Były to dziesiątki, setki, tysiące, miliony takich samych, identycznych, przepięknych, cudownych, kolorowych motylków. Takich, jakiego widział wtedy przed swoja chatka. Krasnoludek patrzył, patrzył, patrzył, i zdarzył się wtedy pierwszy przypadek zawalu serca wśród krasnoludkowego rodu....
A motylki..... zjadły go na kolacje....  

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 12, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bajki | ♣ ZAWIESZONE ♣ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz