- Kurwa. - powiedziałam gdy drzwiczki od mojej szafki pod wpływem zamka nie chciały się otworzyć.
- Może Ci pomóc? - za plecami usłyszałam niski głos.
- Nie dzięki. - odparłam krótko i powróciłam do szarpania się z zamkiem.
- Nie otworzysz tego sama. - stwierdził.
- Nie bądź tego taki pewny. - odwróciłam się na pięcie i moim oczom ukazał się wysoki chłopak z czarnymi włosami do ramion. Ubrany cały na czarno z napisami na jego koszulce innego koloru. Większość osób mogłaby go wziąść za Emo, ale nie ja, bo sama ubierałam się w ciemne kolory, a nie należałam do tej subkultury.
- Ale jestem, a teraz laleczko odsuń się od szafki i pozwól, że ją otworzę. - ruszył z miejsca w zamiarze dojścia do 'mojego sejfu', a na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech, który miałam ochotę w tamtej chwili zedrzeć.
- Pieprzony superbohater się znalazł. - prychnęłam pod nosem, ale najwidoczniej trochę za głośno, bo chłopak odwrócił głowę w moją stronę nic nie mówiąc.
Zaczął przekręcać okrąg od zamka we wszystkie strony, ale to nic nie dawało. Po chwili namysłu wijął z kieszeni mały nożyk i wsadził go w pokrętło ponownie kręcąc tym razem w stronę zgodną z ruchami wskazówek zegara. Stałam obok i patrzyłam się na poczynania czarnowłosego, aby po chwili usłyszeć dźwięk charakterystyczny dla otwierania szafki.
- Mówiłem. - powiedział zwycięzko wkładając ostre narzędzie spowrotem do kieszeni, a ja tylko przewróciłam oczami.
- Mam Ci paść na kolana i bić pokłony, czy zwykłe, dzięki wystarczy? - zadałam pytanie przesiąknięte ironią.
- Wystarczy, że zdradzisz mi swoje imię. - wyszczeżył się pokazując swoje zaskakująco proste zęby.
- Vivien. - odpowiedziałam na jego pytanie.
- Ładnie, więc Vivien jesteś tu nowa? - uniósł jedną brew do góry.- Bo nie widziałem cię tu wcześniej.
- Przeprowadziłam się dwa tygodnie temu. - odparłam zakładając swój czarny plecak na ramię.
- To może oprowadzić Cię po szkole? - zaproponował.
- Nie dzięki. Dam sobie radę. - uśmiechnęłam się sztucznie.- A teraz muszę już iść.
- Niech będzie, ale jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj. - odparł wkładając ręce w kieszenie swoich czarnych rurek.
- A jak mam Cię wołać? - spytałam uśmiechając się lekko.
- Ashley, po prostu Ashley. - puścił mi oczko i odszedł.
Ruszyłam wzdłuż korytarza żeby dostać się do pracowni dziewięćdziesiąt osiem. Nie miałam z tym problemu, bo byłam tu tydzień temu zapoznać się z budynkiem. Weszłam po schodach na pierwsze piętro i chciałam skręcić w lewo, ale coś, a raczej ktoś uniemożliwił mi ten manewr i przez co zderzyłam się ciałami z jakąś osobą. Wylądowałam na podłodzę, a mój plecak leżał obok mnie. Wstałam i otrzepałam się z kurzu znajdującego się na szkolnej posadzce po czym zgarnęłam mój bagaż z ziemi i wtedy zauważyłam, że osobą z którą zaliczyłam mały wypadek była niska dziewczyna o kasztanowych włosach i brązowych oczach. Ubrana w żółtą sukienkę ledwo zakrywającą jej tylek. Nastolatka podnosiła się z ziemi, a ja mogłam się jej wtedy bardziej przyjżeć. Do tej jaskrawej sukienki założyła szare wysokie szpilki wysokości wieży Eiffla i tego samego koloru torebkę w której zapewne przetrzymywała książki. O ile je w ogóle miała. Szatynka wstała, a mnie przeszedł dereszcz przez jej świdrujące ciemne oczka.
- Uważaj jak łazisz pokrako. - odezwała się nagle.
- Kto tu jest pokraką. - prychnęłam zła.
- Jak śmiesz mi pyskować?! - barwa głosu dziewczyny nie należała do najprzyjemniejszych.- Chyba nie wiesz kto tu rządzi. Radzę, nie wchodź mi w drogę. - wysyczała w moją stronę.- Sam idziemy!- uniosła głowę lekko do góry i ruszyła przodem, a ja dopiero teraz zauważyłam u jej boku niską blondynkę, która była tak samo skąpo ubrana jak jej przyjaciółka. Patrzyłam jeszcze jak odchodzą w stronę damskiej toalety, ale z odprowadzania dziewczyn wzrokiem wyrwał mnie czyjś głos.
- Widzę, że już poznałaś największe idiotki w szkole. - odwróciłam się i zobaczyłam średniego wzrostu mulatkę o prawie, że czarnych jak węgiel oczach. Za nastolatką stał wysoki chłopak o błękitnych oczach i włosach koloru pustynnego piasku.- Danielle Henderson, a to mój przyjaciel Ross. - czarnowłosa pokazała ruchem głowy na blondyna.
- Ross Allen. - przedstawił się.
- Viviena McLevis. - uśmiech sam zagościł na mojej twarzy.
- Nowa? - spytał niebieskooki.
- Niestety tak. - westchnęłam.
- Gdzie masz teraz lekcje? - tym razem odezwała się Danielle.
- Dziewięćdziesiąt osiem. - dokładnie przyjżałam się planowi lekcji, który dostałam dzisiaj w sekretariacie.
- To tak jak ja. - dziewczyna nagle rozpromieniała.
- Czyli muszę znowu siedzieć sam? - na twarzy Ross'a pojawił się grymas niezadowolenia.
- Dasz radę. - uśmiechnęłam się ciepło do chłopaka chcąc mu dodać otuchy.
- Zobaczymy, a teraz muszę już iść. - pomachał nam po czym zostawił mnie i Danielle same.
- Jak pierwszy dzień w szkole? - zapytała mulatka w czasie drogi do sali.
- Nawet nieźle oprócz tego, że wpadłam na tą szatynkę i zacięła mi się szafka. - uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie z przed kilkunastu minut.
- Ale dałaś radę ją otworzyć, bo jak nie to Ross się chętnie tym zajmie, ma już wprawę. - zaśmiała się krótko.
- Tak, to znaczy nie ja. Taki chłopak mi pomógł. - odpowiedziałam.
- A mogę wiedzieć jaki. - Danielle poruszyła znacząco brwiami.
- Wiem tylko, że ma na imię Ashley. - spojrzałam teraz na nastolatkę, a ona stanęła w miejscu i z wyrazu jej twarzy można było wywnioskować, że się czegoś przestraszyła.
- Danielle wszystko wpożądku? - zapytałam kładąc rękę na jej ramieniu.
- Tak, w jak najlepszym. - uśmiechnęła się, ale to nie był szczery uśmiech. Coś się stało, a moja ciekawość nie da mi tego tak po prostu zostawić.- Chodźmy na lekcje, bo się spóźnimy. - ruszyła przed siebie nawet nie czekając na moją reakcje. Stwierdziłam, że nie dogonie już dziewczyny dlatego udałam się powolnym krokiem w stronę sali od historii, którą dzisiaj mieliśmy mieć jako pierwszą.
CZYTASZ
Trust || Andy Biersack
FanfictionNiby najważniejsza rzecz na świecie, ale człowiek, który nikomu tego nie daje, jest bez problemów. Więc po co nam to?