d u e

22 3 0
                                    

Dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam razem z Danielem, ale zostawiłam torebkę w samochodzie twierdząc, że skoro i tak nic w niej nie ma jest zbyteczna.

Daniel poprawił krawat i zapukał w drzwi wejściowe. Dom jest naprawdę duży, urządzony w stylu lat dziewięćdziesiątych, ale pomimo tego bardzo mi się podoba i rodzice Daniela naprawdę nie musieli się martwić o pieniądze gdy go budowali. To wzystko jest za duże na trzy osoby, chociaż państwo Wintsonowie nie starali się o rodzeństwo dla swojego umiłowanego syna.

Marcy otwiera nam drzwi. Jest ubrana jak zwykle elegancko w fioletową koszulę i czarne idealnie wyprasowane spodnie. Gestem zaprasza nas do środka, a ja już z oddali widzę lekko uśmiechającego się tatę Daniela ubranego w szary garnitur, patrzącego w swojego synka. Jest dumny, że Daniel w takim młodym wieku osiągnął taki wielki sukces w pracy, ale i tak bez niego by mu to się nie udało.
- Wyglądasz ślicznie Grace - powiedziała do mnie pani domu zamykając za nami drzwi. Udałam zdziwienie, wcale nie wiedząc, że to do mnie powie.
- Dziękuję pani. - uśmiechnęłam się i poszłam w kierunku Johana. Starałam utrzymać niezwykle nienaturalny uśmiech, już teraz zdając sobie sprawe jak ciężki będzie dzisiejszy wieczór.

Daniel przywitał się ze wszystkimi. Usiedliśmy razem od razu do wielkiego stołu znajdującego się w jadalni, na którym jedzenie było rozłożone tylko po prawej stronie.
Gdy chciałam usiąść narzeczony odsunął krzesło sygnalizując, że to właśnie w tym miejscu mam usiąść. A ja udawałam, że to normalne, że robi to częściej niż dziś, uśmiechając się nadal na lewo i prawo.
Gdy wszyscy już siedzieli podszedł do nas lokaj państwa Wintson'ów, Gerard.
- Czy przynieść coś jeszcze?
- Nie. Dziękuję Gerardzie. - odrzekł pan Wintson - Możesz już iść, a wy moi drodzy częstujcie się. - spojrzał na mnie i na Daniela, a ja widziałam, że między nami panuje napięta atmosfera i sięgnęłam po sałatkę, która wyglądała na smaczną, nałożyłam sobie parę łyżek i poprosiłam o podanie kurczaka, który podał mi Daniel.
- To może powiedzcie, jak tam u was w domu? - zapytała pani Marcy.
- Dobrze mamo. Moja firma ma coraz większy rozgłos i nie ma w niej żadnych komplikacji. - powiedział mój ukochany i wziął kolejny kęs soczystego kurczaka, którego nałożył tuż przede mną.
- A co u ciebie Gra...
- Grace zajmuje się domem. Nie chciałem obarczać ją obowiązkami w pracy. Przedyskutowaliśmy ten temat i przyznała mi rację. Prawda kochanie? - spojrzał się na mnie, i ręką dotknął mojego uda, delikatnie i "czule" ściskając.
- Tak, tak. Zajmuję się domem wychodzę na zakupy, gotuję, śpię i znowu sprzątam. - zaśmiałam się sarkastycznie.
W tej chwili poczułam ból w udzie i wzrok, którym obarczał mnie Daniel.
- Może Grace nie podoba się ta praca, szukaliście już jakiejś innej?
- Niestety z jej wykształceniem naprawdę bardzo trudno znaleźć pracę, z resztą, od razu umówiliśmy się, że będę pracować, a Grace będzie zajmować się dziećmi, o które się staramy.
Nagle podskoczyłam do góry i omal nie zakrztusiłam się sałatką. Daniel najwyraźniej się przestraszył, bo skurczowo zabrał rękę, a moi przyszli teściowi patrzyli na nas jak na oszalałych. Dzieci? Moglibyśmy porozmawiać o tym w domu. Łatwiej by się potoczyła ta rozmowa gdbym z pewnością wiedziała o dzieciach jakie planuje.
- Przepraszam, ale dzieci potrzebują mieć ojca, który nie wyjeżdża na trzy tygodnie i nie wraca na dwa dni.
- Przecież wiesz, że takie delegacje zdarzają się bardzo rzadko. Nie spodziewałaś się jednak, że pieniądze spadną nagle nam tak z nieba?!
Ten wieczór nie zapowiadał się tak źle. A jednak. Daniel patrzył prosto na mnie, ja na niego, a oszołomieni rodzice na nas. Zagryzłam zęby i wzięłam głęboki oddech.
- Oj wybacz kochany, masz rację, przez nasze absolutnie zaplanowane dzieci nie mogę wychodzić, nie mogę korzystać z telefonu, nie mogę zrobić nic.
- Grace prosiłem cię, abyś zachowywała się normalnie, chociaż raz w życiu nie zrobiła mi wstydu - mówił to z zaciśniętymi zębami i uderzył pięścią w stół, a ja nie wytrzymałam.
- To po co my jesteśmy razem skoro zawsze narobię ci tyle wstydu, a wszędzie indziej zachowuję się nienormalnie, jak jakaś dzikuska?
Zapadła cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć, a tata Daniela szybko zmienił temat.
- Mój przyjaciel, który ma firmę, Will, był na wyjeździe za granicą, podpisał kontrakt międzynarodowy w sprawie transportu jakichś produktów. Z tej okazji urządza przyjęcie i zaprosił mnie wraz z rodziną. Nie mogłoby Was zabraknąć. - mężczyzna uśmiechnął się, a mi się zrobiło, aż szkoda, bo wiedziałam jak to się skończy.
- Niestety, za tydzień wyjeżdżam właśnie w delegację, a Grace nigdzie nie idzie.
Tego było już za wiele. Wstałam z krzesła i wydusiłam z siebie to co mogłam.
- Tam też nie będę normalna.
Uśmiechnęłam się w podzięce za kolację i dusiłam w sobie łzy. Unikałam wzroku każdego. Wyszłam z domu i wiedziałam, że nie opuszczę go sama. Podchodzę do drzwi samochodu i słyszę jak ktoś głośno oddycha za mną.
- Ja będę prowadził. - powiedział Daniel twardym głosem.
Nie odpowiedziałam tylko wsiadłam do auta. Od razu zapięłam pasy, a on robił co chciał. Chwila nie minęła, a my już odjechaliśmy z miłego zapowiadającego się spotkania.

- Dlaczego nie dajesz mi decydować o sobie samej? - zaczęłam rozmowę.
- Pogadamy w domu skoro chcesz o tym rozmawiać. - gdy to mówił nagle mocno zacisnął pięści na kierownicy.
- Ale dlaczego nie porozmawiamy o tym teraz? - mówiłam nadal spokojnie w porównaniu do niego.
W końcu Daniel spojrzał na mnie i zaczął mówić, że te wszystkie trzy lata, jakie spędziliśmy razem to był jeden wielki błąd. Zaczęłam na niego krzyczeć tak głośno, że w pewnym momencie zdziwiłam się, że tak potrafię. Nie traciliśmy kontaktu wzrokowego. Niestety tą bitwę wygrał on, a właściwie to drzewo, w które wjechaliśmy z nieodczuwalnie dużą prędkością.

Never close our eyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz