Każdy z nas, ma taką osobę, w rodzinie bądź nie, która pomimo wszelkich przeciwwskazań zrobi wszystko, aby ujrzeć nasz uśmiech. Kochałam ją tak bardzo, że nie widziałam świata poza nią. Skye. Jej długie, jasnobrązowe włosy i ciemne jak czarna kawa oczy najbardziej utkwiły mi w pamięci. Często mogę popatrzeć na parę zdjęć przedstawiających moją mamę, bez nich nie mogłabym sobie przypomnieć konturów jej twarzy.
Jej dziadek, mój pradziadek był Włochem. Mimo tego, że nie umiała powiedzieć ani słowa po włosku, to nie ukrywała, że stamtąd biorą się korzenie naszej rodziny. Nie doceniamy swoich rodzicielek. Prośmy tylko to, że będziemy tak dobre dla swoich dzieci, jak one teraz dla nas.
Odkąd pamiętam paliła papierosy. Na początku tylko wtedy kiedy się zdenerwowała, następnie wtedy kiedy się stresowała, a nim tak naprawdę się obejrzałam paliła codziennie. Każdy czyn ma swoje konsekwencje. W wieku piętnastu lat pierwszy raz trafiła do szpitala. Wszyscy mówili, że z tego wyjdzie, wspierała ją cała rodzina, a nie było dnia, żebym do niej nie przyszła. Niestety w szpitalu nie mogłam spędzić z nią ani jednej nocy, więc jej siostra Kate zajmowała się mną. Ciężko było mi uwierzyć w fakt, że były siostrami. Nigdy jej nie lubiłam, a ona nie lubiła dzieci.
Miesiąc przed śmiercią mamy, zobaczyłam przy jej łóżku wysokiego chłopaka, niewiele lat starszego ode mnie. To był Daniel. Przyniósł mojej mamie kwiaty. To było nasze pierwsze spotkanie. Po pewnym czasie mama chwaliła Daniela i powiedziała, że nie miałaby nic przeciwko zobaczenia nas razem na ślubnym kobiercu. Niestety nie doczekała się tej chwili, bo gdy zaledwie skończyłam siedemnaście lat, zmarła na raka płuc.
I wtedy obudziłam się. Poczułam zapach, który mogłam czuć dziesięć lat temu. Ta sama marka papierosa, którego moja mama paliła. Otworzyłam oczy, ale kosztowało mnie to wiele wysiłku. Jakby przez mgłę zobaczyłam zmiażdżoną i pociętą twarz Daniela. Nie zapiął pasów. W oddali słyszałam płacze i krzyki. Z prawej strony zauważyłam sylwetkę mężczyzny dzwoniącego prawdopodobnie na pogotowie i palącego właśnie te papierosy. Całe rozglądanie się po samochodzie zmęczyło mnie tak bardzo, że mimowolnie zamknęłam oczy.
Nie wiem co się dzieje. Czuję ogień, który pali całą mnie. Czuję strach związany z całą tą sytuacją. Z paniki otwieram oczy i widzę parę głów pochylających się nade mną.
- Zamknij oczy. Jeszcze długa droga przed tobą. - Wzięłam głęboki oddech i zasnęłam nie czując nic.- Panno Grace Fee, jesteś już z nami? Wiem, że jest Ci trudno się odezwać dlatego na znak, że mnie rozumiesz dotknij trzy razy łóżka palcem środkowym. - powiedziała to kobieta wolno i spokojnie tak abym mogła wszystko dokładniej zrozumieć czując przy tym jakby chciała swoimi słowami otulić mnie całą. Poruszyłam delikatne końcami palców u stóp i zdałam sobie sprawę, że to już sprawia mi ogromny ból. Czułam teraz jakby ogień był w środku mnie, ale i też na zewnątrz. Potrzebowałam chwili spokojniejszego oddechu. Starałam się nie zważać na wszystko co teraz czułam, ale wiedziałam, że to nie możliwe.
- Boże Grace, dziecko. Ona mnie rozumie? Niech ona mi odpowie! - słyszałam zdenerwowany, ale przejęty głos mamy Daniela. Od dawna traktowała mnie jak córkę, ktorej nigdy nie miała, a tak naprawdę pragnęła mieć. Ból mimo tego, że nie ustąpił, to powoli się do niego przyzwyczajałam. Zrobiłam to dla niej i uchyliłam powieki. Chciałam ją zobaczyć.
- Jezu Grace, żyjesz. Jesteś cudem. - powiedziała bliska łez mama Daniela. - Twoje oczy są zalane krwią... - Dotknęła mojej ręki, a ja wydałam z siebie cichutki dźwięk sygnalizujący narastający we mnie ból. Żar. Ogień. W moim obrazie pełnym mgły zbliżała się turkusowa plama.
- Pacjentka Grace jest naprawdę w słabym stanie fizycznym, jak i zarówno psychicznym. To pierwszy dzień od dwóch tygodni, gdy się obudziła. Proszę także uważać na słowa. - Nie do końca to zrozumiałam. Dwa tygodnie, bez kontaktu ze światem. Uważać na słowa? Co to ma niby znaczyć. Byłam już taka sfrustrowana, że nie wiedziałam co czułam. Gniew, radość, ból. Wszystko przeobraziło się w obecny stan w jakim się znajduję.
- Ty naprawdę mnie widzisz. - powtórzyła to już trzeci raz, troszkę głośniej Marcy. Na te słowa chciałam się uśmiechnąć i podziękować za to wszystko, ale jedyny wyraz twarzy jaki potrafiłam teraz zrobić to sygnalizujący, że zbiera mi się na wymioty.
- Okropny wypadek. - Właśnie, wypadek. Ja nie jechałam sama w wypadku. Daniel. Gdzie jest Daniel? Nie leży obok mnie. Zaczęłam powoli obracać głową po sali. Zaraz zdałam sobie sprawę, że kompletnie nie będę nic widziec z powodu napływających łez do moich oczu. Nie widzę go na sali. Chcę chociaż ruchem ust wypowiedzieć jego imię. Niestety bezskutecznie.
Nagle do pokoju wpada tata Daniela prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z tego, że już się obudziłam. Mogę teraz polegać tylko na słuchu.
- Daniel... nie... żyje... To koniec. - zaczął szlochać i krzyczeć na cały szpital, a ja nie mogłam dopuścić tej myśli do siebie.
Gorące i duże łzy już spływały po moich policzkach. Moje serce zgubiło rytm. Czułam jak klatka piersiowa automatycznie mi się zapada. Nie potrafiłam oddychać, nie potrafiłam myśleć, a potrafiłam czuć jedynie ból rozpierający mnie od środka. Moje próby związane z oddechem szły na marne. Dopiero teraz zauważyłam, że coś przypięto mi do twarzy, a ja jedynie potrafiłam usłyszeć zdecydowanie za szybkie bicie mojego serca i głos prawdopodobnie pielęgniarki oznajmujący, że tracimy pacjentkę numer trzy. Zapadłam w najprzyjemniejszy sen w moim krótkim życiu.
CZYTASZ
Never close our eyes
RomanceDaniel zabrania Grace robić cokolwiek innego niż siedzieć w domu, gotować i sprzątać. Zmienia się to gdy po nieszczęśliwym wypadku samochodowym umiera jej oprawca. Dziewczyna wychodzi z tego cudem. Niestety ten wypadek obdarzy ją darem. Codziennie b...