Coś się kończy, coś się zaczyna

963 126 63
                                    

Akari Yukimura, znana także niektórym jako Kayano Kaede, odeszła niecały miesiąc później.

Na jej pogrzeb przyszedł ogrom ludzi. Fani, paparazzi, reporterzy, sąsiedzi, znajomi, towarzysze z pracy, rodzina..

Rodzina?

Aya stała sama w kuchni, wspominając pogrzeb. Oczywiście, zjawiła się. Ale nigdzie nie była wtedy w stanie dopatrzeć się Nagisy. Być może przyszedł w przebraniu.

Ale nie zjawił się obok niej. Nie powiedział nawet słowa. Zupełnie jakby należeli do zupełnie innych światów.

Zupełnie jakby Kayano i Aya nic go nie obchodziły.

Być może był tam. Być może obserwował wszystko z oddali. Jakby już nie miał prawa być przy swej dawnej ukochanej. Jakby nic ich już nie łączyło.

Aya nie miała pojęcia, co powinna o tym myśleć. Dotąd nie zdradziła żadnej z przyjaciółek, że poznała swojego ojca. Oraz kim ten ojciec jest w rzeczywistości. Nie miała tego także zamiaru zrobić w przyszłości. Przyspożyłoby to tylko więcej problemów.

Powoli Aya zaczęła układać swe życie od nowa. Ponieważ nie mogła odziedziczyć majątku matki, zanim nie będzie pełnoletnia, został on przechowany. Wciąż jednak nie miała pojęcia, co z nią teraz będzie. Wiedziała, że matka nigdy nie chciałaby, aby zamieszkała z wujem Karmą. Niby mogę ją oddać pod opiekę Karmie.. Ale on ma własne problemy. Już dość go obarczyłam moimi. Nie mogę od niego tak dużo wymagać. Co mam zrobić, Nagisa? Słowa matki wciąż odbijały się w jej uszach. Aya rozumiała to. Zresztą, znała wuja wystarczająco, by wiedzieć, że mieszkać z nim byłoby trudno, bardzo trudno.

Przestań się tym martwić. Jeśli będzie tak tragicznie, coś się wymyśli. Mogę przejąć odpowiedzialność za nią. Może i na to nie wyglądam, ale jestem bogaty. Nie dopuszczę, by trafiła na ulicę bądź do sierocińca. Słów, które wypowiedział Nagisa, także nie potrafiła zapomnieć. Ale chyba.. Chyba potrafiłaby się z taką opcją pogodzić.

Aya wzięła głęboki oddech, patrząc na małą karteczkę, którą dostała od ojca w dniu, gdy się po raz ostatni widziała. Wciąż mu nie wybaczyła. Wątpiła, by była w stanie zrobić to kiedykolwiek. Powoli jednak zaczynała się godzić z faktem, że jednak ma ojca. Ojca, który chciałby ją poznać.

- Nad czym się tak zastanawiasz? - słysząc głos Karmy, dziewczyna schowała karteczkę za sobą, spłoszona.

- Być może nad tyn, co teraz będzie - odparła.

- Być może? - czy tylko jej się wydawało, czy on naprawdę się z niej podśmiewywał?

- Być może - potwierdziła zimno, uciekając od niego wzrokiem. Tego właśnie w nim nie lubiła, tego, że czasami zdawał się wszystkich osaczać.

- Nagisa coś ci powiedział? - spytał jakby od niechcenia wuj, ale ona mogła zauważyć, jak bardzo zależy mu na odpowiedzi - Masz od niego jakieś wieści?

Karteczka zaciążyła jej w rękach, gdy pokręciła głową.

- To kiepsko.. - mimo tych słów, Karma nachylił się i nastawił czajnik - Masz coś przeciwko, jeśli zrobię sobie herbatę? Nie? Doskonale - dodał, zanim zdarzyła odpowiedzieć - Z tego, co mi wiadomo, miał się udać z Kayano, aby został uznany za twojego ojca. Nikt cię nie wzywał do sądu?

Ponownie pokręciła głową. Nie miała pojęcia, że potrzebna była tam jej obecność.

- Cóż, może Nagisa ma jakieś sposoby o jakich my, zwykli ludzie, nie mamy pojęcia - rzucił wuj, wyciągając szklanki z szafek - Też pijesz?

- Nie, dziękuję - odparła krótko.

- Więcej dla mnie. Twoja strata - Karma tylko wzruszył ramionami - Nie martw się, Nagisa coś na pewno wymyśli. Nie znasz go tak dobrze jak ja, ale on jest strasznie wytrwały, szczególnie, jeśli na czymś mu zależy. A na tobie na pewno mu zależy.

Aya rzuciła mu zmęczone spojrzenie.

- Pogrzeb był wczoraj - zauważyła - Nie chcę teraz myśleć, co z moim ojcem. Nie mogę w spokoju przeżyć żałoby?

Karma kiwnął głową, po czym odszedł, nawet nie poświęcając chwili, aby odstawić czajnik.

- Powodzenia, Aya.

Słysząc to dziewczyna przewróciła oczami. Jak zawsze. Jakby cokolwiek o niej wiedział. Jakby był w stanie zrozumieć tą wielką dziurę w jej piersi, ten ból, że nie ma już tej, która ją wychowała. Owszem, matka okłamywała ją, i to prawie przez całe życie. Ale mimo wszystko Aya nie potrafiła przestać jej kochać. Teraz, gdy jej zabrakło, zrozumiała, jak bardzo jej na niej zależało. Jak bardzo była od niej uzależniona.

Owszem, już od miesiąca wiedziała, że jej matce nie pozostało dużo czasu. Nie, wiedziała nawet wcześniej. Zauważała to. Ale po prostu nie chciała w to wierzyć. Wolała żyć w słodkim kłamstwie, racząc się złudną nadzieją. Wolała udawać, że wszystko jest w porządku.

Tylko że nic nie było w porządku, a jej świat rozpadał się z dnia na dzień.

Gorzkie łzy potoczyły się po jej policzkach. Jakie to dziwne. Nie płakała, gdy wzięto matkę do szpitala. Nie płakała, gdy lekarz przedstawił jej wyniki badań. Nie płakała, gdy usłyszała, że matka umarła. Nie płakała, gdy zobaczyła jej ciało. Nie płakała, gdy rozpoczął się pogrzeb. Nie płakała, gdy wszyscy składali jej kondolencje. Więc dlaczego teraz?

Przez chwilę pozwoliła sobie na pogrążenie się w rozpaczy. Przecież miała do tego prawo. Wbrew wszystkiemu, co mówiła, była tylko dzieckiem.

A potem drżącą ręką otworzyła karteczkę i wybrała numer, który był na niej zapisany. Czekanie zabijało ją. Jeśli nie odbierze, to chyba po prostu stchórzy. Sama już nie wiedziała, czy chciała usłyszeć czyjść głos w słuchawce.

Odebrał.

- Halo? - usłyszała znajomy głos. Wzięła głęboki oddech, po czym wypowiedziała słowa, o których wypowiedzeniu marzyła już od tak dawno:

- Część, tato, tu Aya. Możemy porozmawiać?

Koniec

Tak, to koniec. Dziękuję każdemu, kto to przeczytał, a jeszcze bardziej tym, którzy skomentowali bądź zagłosowali. Nawet nie wiecie, jak bardzo moje serduszko się powiększało, gdy to wszystko widziałam... Jesteście cudowni<3

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz