Nazywała się Brisa Heartwind. Miała długie, brązowe włosy sięgające do połowy pleców oraz wielkie, wiecznie przerażone oczy w kolorze porannego, wiosennego nieba. Jej cera była chorobliwie blada, zupełnie, jakby nigdy nie wychodziła na światło dzienne. Usta miała drobne, malinowe, nos mały, lekko zadarty. Nie była wysoka, za to zdecydowanie za chuda. Znałem dokładnie każdą rysę jej twarzy, każdą część ciała, każdą minę, westchnięcie, ale nie pamiętałem jej głosu. Brisa była bowiem osobą, która nie mówiła za wiele. Wiecznie przerażona, rozglądała się na boki, jakby oczekiwała, że zaraz ktoś rzuci się na nią z nożem i ją zadźga. Gdy ktoś dotknął ją w ramię skakała na krześle, gdy drzemiąc na ławce podczas nudnej lekcji języka angielskiego doszedł do jej uszu dźwięk dzwonka, wydawała z siebie okrzyk zaskoczenia mieszanego z przerażeniem, gdy ktoś ją o coś prosił, zerkała w bok i odpowiadała półsłówkiem. To jednak wciąż było nic.
Brisa Heartwind była przez naszą rówieśniczą społeczność nazywana "panną uciekające serce". Gdy tylko coś się działo, brała nogi za pas i uciekała w siną dal, pozostawiając swojego rozmówcę, grupę ludzi lub nawet pustą szafkę szkolną bez słowa. Nikt nie wiedział co działo się wówczas w jej głowie i nikt nie chciał w to wnikać. Ludzie woleli się z niej śmiać, stroić na boku żarty. Tylko ja patrzyłem zawsze obojętnie w jej wiecznie zaniepokoją twarz, starając się rozszyfrować o czym myśli i co jest powodem jej ucieczek.
Wielu ludzi podejmowało się arcytrudnego zadania, jakim było dogonienie Brisy. Nikomu jednak do tej pory się to nie udało. Była zawodową sprinterką, co ani trochę mnie nie dziwiło, w końcu trenowała od dziecka.
Pannę uciekające serce znałem już od przedszkola. Nie pamiętam jednak żadnych szczegółów związanych z jej osobą z tamtych dziecięcych lat. Wydaje mi się, że wtedy jeszcze nie uciekała i była całkiem normalnym dzieciakiem, bawiącym się z innymi lalkami. Mój mózg zanotował jej pierwszy wybryk, gdy mieliśmy po 9 lat. Chodziliśmy wówczas ze sobą do klasy. Jak co niedzielę, wybieraliśmy się małą rozbójniczą grupką do kościoła. Brisa prawdopodobnie ani razu na mnie nie spojrzała. Ja też nie byłem nią zbytnio zainteresowany. Nie pojmowałem jej nieśmiałości, milczenia, nie rozumiałem jej wiecznie zamyślonego i przerażonego spojrzenia. Byliśmy sobie całkowicie obcy. Moją uwagę zwróciła dopiero wtedy, gdy oczekując na spowiedź, zaczęła nerwowo ściskać dłonie, oczami wodząc po najdalszych zakątkach kościoła. Wyglądała na mocno zdenerwowaną. Stąpała z nogi na nogę, jakby miała problemy z trzymaniem moczu. Jako typowy obserwator dziwactw dziejących się w środowisku, zacząłem się jej uważnie przyglądać. Gdy nadeszła jej kolej spowiedzi, Brisa stanęła jak wryta i rozwarła szeroko usta. Nie mogła z siebie wyrzucić żadnego słowa. W jej oczach widziałem wówczas strach. Zdawało mi się, że ma coś na sumieniu. Coś, o czym bała się powiedzieć księdzu. Gdy znajomi popychali ją ku konfesjonale, zaczęła panikować. Machała rękami na wszystkie strony, powtarzając tylko ciche: "nie". W końcu miarka się przebrała, a panna uciekające serce gubiąc po drodze jeden z sandałów, wybiegła z kościoła, wzbudzając tym ogólne poruszenie. Przez następny tydzień nie pojawiła się w szkole. Jej znajomi nie mogli się do niej dodzwonić, za to nauczyciele wydawali się być mocno poinformowani o zaistniałej sytuacji. Na każdym kroku, gdziekolwiek poszedłem, gdziekolwiek spojrzałem, słyszałem imię "Brisa", a spojrzeniu ludziom o niej dyskutującym, towarzyszył niepokój. Jej temat potraktowałem dosyć chłodnie i obojętnie, w końcu co mnie interesowała jakaś szalona dziewczyna, uciekająca od spowiedzi?
Brisa wróciła do nas w kolejny poniedziałek. Momentalnie została zalana pytaniami odnoszącymi się do stanu jej zdrowia. Tylko ja siedziałem z boku, podpierając się na dłoni i spoglądając w jej przerażoną twarz. Tak samo wyglądała w dniu spowiedzi, podejrzewałem więc czym to się skończy. Słysząc gromadzące się w jej głowie pytania, w końcu zerwała się z krzesła i uciekła, potrącając po drodze mój zeszyt, leżący na skraju ławki. Tylko raz rzuciła mi spojrzenie pełne rozpaczy, tylko raz zobaczyłem w jej oczach łzy. Od tamtej pory Brisa Heartwind nie spojrzała na mnie ani razu.
CZYTASZ
Running Heart
Teen FictionNazywam się Chris, a w sumie to Christian Farris. Od najmłodszych lat aspołeczny typ. Unikam ludzi, unikam tłumów, unikam uczuć i nadmiernych emocji. Jestem chamem, siedliskiem kipiącego sarkazmu. A to jest Brisa Heartwind - moja przeciwność, z któr...