Running Heart [Cz. 4]

122 10 11
                                    


Hej! Tak jak obiecałam, wstawiam czwartą część RH na Wattpada. Przyznaję, w początkowym założeniu miała być ostatnią, ale koniec końców tak się rozpisałam i rozwinęłam fabułę, że postanowiłam wzbogacić to opowiadanie o jeszcze jedną część. Kiedy zostanie opublikowana? Tego nie powiem. Może to potrwać kilka miesięcy, ponieważ pomysły na nią dopiero wędrują mi bezwolnie po głowie, ale spokojnie, RH na pewno się zakończy. 

Co mogę powiedzieć o części czwartej? Jest dosyć... odpoczynkowa. W trójce mieliśmy trochę emocji i akcji, tu zaś będzie odrobinę spokojniej. Nie jest to najlepszy part tej historii, ale musicie to przeboleć! Zapraszam do czytania. 

PS. Korekta moze być dosyć słaba, ponieważ się spieszyłam, ale w najbliższym czasie to nadrobię.

***

Nadeszły wakacje.

Słońce prażyło w dach mojego domu, czyniąc z jego wnętrza darmową saunę, dlatego codziennie, niezmiennie od kilku dni, leżałem w pokoju na chłodnych panelach w samych spodenkach i z butelką wody schłodzoną uprzednio w lodówce. Moje wakacje od zawsze tak wyglądały. Wychodziłem z domu tylko wtedy, kiedy ktoś musiał zrobić zakupy lub iść do biblioteki po dostawę książek i komiksów, które skutecznie zabijały mój wolny czas. Z nikim się nie spotykałem, nawet z Brisą – ponoć miała teraz dużo roboty.

Pani Heartwind poszła po rozum do głowy i gdy tylko wypisano ją ze szpitala, powiadomiła policję o zaistniałej sytuacji. Nie mogła już dłużej narażać siebie, a już szczególnie nie swojej córki, która niczego złego nie zrobiła. Teraz choć żyły w jeszcze większym strachu niż wcześniej, nie były przynajmniej same – ich dom obstawiony był przez policję i tak miało już zostać, dopóki nie znajdą nowego, bezpieczniejszego mieszkania. Okazało się, że mafia, która od lat dręczyła rodzinę Heartwindów była poszukiwana przez władze naszego kraju już od dłuższego czasu – to pierwszorzędna organizacja złożona ze złych kolesi nękających mieszkańców tego miasta. Jeżeli będę mieć pecha, mnie również dopadną, oczywiście jeżeli będę wychodził z domu, a póki co tego nie robiłem i nawet nie planowałem robić.

Matka Brisy uparcie szukała nowego mieszkania. Policja nie mogła wiecznie stać pod ich oknami i pilnować je, żeby nikt się do nich nie włamał. Co najgorsze, musiały wynieść się z tego miasta – nieco przysłoniło to moją wizję przyszłości. Sądziłem, że Brisa będzie zawsze gdzieś obok mnie. Wiem, to głupie. Żaden związek międzyludzki nie trwał wiecznie. Już teraz powinienem pogodzić się z nadchodzącą stratą. Nawet nie powinienem dawać sobie zbędnych nadziei – nie będzie mnie stać na bilety do innego miasta, przecież nie przeprowadzą się do sąsiedniej miejscowości.

Przewróciłem się na bok i wykrzywiłem usta w grymasie niezadowolenia.

Nie chciałem tego. Nie chciałem, żeby wyjeżdżała. Nie chciałem, żeby mnie zostawiała. Ale Brisa przecież o tym nie wiedziała. Wciąż nie wyznałem jej tego, co do niej czuję. Od cholernego roku starałem się wykrztusić z siebie chociaż te dwa wstydliwe i uwłaczające mojej dumie słowa. Nie potrafiłem. Moje okazywanie uczuć kończyło się na obojętnym spojrzeniu i próbie udawania, że obecność Brisy wcale mnie nie wzrusza.

Czego się bałem? Odrzucenia? A może tego, że nasze przyjacielskie stosunki będą brnąć w tę wstydliwą stronę uczuć, która zawsze mnie przerażała? Spójrzmy prawdzie w oczy. Dorastałem bez rodziców z przygłupim bratem u boku, który nigdy się mną nie interesował. Musiałem dorosnąć szybciej niż inni moi rówieśnicy, zrozumieć, że nie ma w tym świecie miejsca na uczucia. Zamknąłem się we własnej klatce zbudowanej z uprzedzeń, do której zgubiłem klucz. Czasami czułem się z tym cholernie źle. Chciałem wykrzesać z siebie choć odrobinę pozytywnych emocji, a nie zamykać się na cały świat, jakby wszyscy dookoła byli moimi wrogami. Za bardzo przyzwyczaiłem się do zła, to dlatego nie mogłem nigdzie dostrzec dobra.

Running HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz