Na Wschodnim bulwarze Olimpii w Los Angeles stoi kamienica zbudowana w nadmorskim stylu. Na dworze jest 28 stopni Celsjusza i umiarkowane zachmurzenie, co jest bardzo nietypowe jak na miasto upadłych aniołów.
8:45 rano w sobotę... brązowowłosy, w miarę wysoki chłopak o zielono niebieskich oczach właśnie robi sobie śniadanie. Marco wstawił miskę z mlekiem i płatkami do mikrofalówki i włączył ją na jedną minutę. Chłopak starał się zachowywać cicho aby nie obudzić swoich współlokatorów. Odczekał 59 sekund i w ostatniej chwili wyłączył odliczanie mikrofali. Zostawił miskę na stole i skierował się na chwilkę do łazienki.
"O matko..."-pomyślał kiedy zobaczył się w lustrze.-"czy ja na serio jestem taki brzydki?"
Brązowe kosmyki kręconych włosów były już przydługie i zaczęły przeszkadzać w funkcjonowaniu. Zielono-niebieskie oczy patrzyły na swoje własne odbicie w lustrze. W miarę proste, szarawe zęby, duży, prosty nos, dwudniowy zarost i w miarę zdrowa cera... Chłopak wcale nie był brzydki, po prostu miał niską samoocenę.
Odkręcił wodę w kranie i przemył sobie nią twarz. Wytarł się ręcznikiem i wrócił do kuchni. Siadł na sztywnym niewygodnym krześle i zaczął jeść. Rozmoknięte płatki rozpływały się na języku pozostawiając po sobie słodko-zbożowo-chemiczny posmak.
"Ależ ja się zdrowo odżywiam..."-szepnął w myślach.
Spojrzał za okno. Jak zwykle ten sam widok, ulica z samochodami i pieszymi, sklepy i lokale. biorąc pod uwagę godzinę i dzień tygodnia Marco stwierdził że musi być dzisiaj mniej tłoczno na ulicach niż zwykle. Po skończonym posiłku stwierdził że musi się ubrać. Wyszedł z kuchni i skierował się do swojej małej sypialni.
"Czerwona czy czarna?"-zadał sobie pytanie.-"...Czerwona."-odpowiedział po chwili.
Wszedł przez skrzypiące drzwi i ściągnął koszulkę bez rękawków jakiej używał jako piżamy. Jego pokój o prawie białych ścianach nie był duży: okno, pod oknem łóżko na którym leżał laptop, na lewo od niego szafa, na prawo biurko nad którym wisiała półka z książkami a dalej od biurka kolejna szafa. Na ścianie wisiało zdjęcie Marca, Clarissy i Toma na tle lasu. Na podłodze miękki dywan a na oknie kaktus i jakiś chwast w doniczkach. To tyle. Otworzył pierwszą szafę i wyciągnął czerwony podkoszulek do biegania i sportowe spodenki. szybko się w nie przebrał założył okulary i wyszedł z mieszkania.
-Jezus, ale duszno!-syknął wychodząc na ulicę.
Chłopak puścił się monotonnie jednostajnym biegiem wzdłuż ulicy. Powietrze ocierał się o jego skórę. Przypomniał sobie stare dzieje, kiedy taki wiatr był dla niego chlebem powszednim. Brązowowłosy popadł w melancholię biegł w zamyśleniu nie zwracając uwagi na swoje otoczenie.
***
Czarnowłosa dziewczyna nie mogła sobie pozwolić na tak nieostrożny bieg jak Marco. Ona musiała zwracać uwagę na każdy swój krok. Musiała analizować każdy nawet najcichszy dźwięk. Biegła szybko i wytrwale jednocześnie nie tracąc skupieni. Wiedziała, że jeśli zwolni te pieprzone ogary ją dogonią i będzie po niej.
"Muszę się dostać do bramy... szybko."-pomyślała.
Wielkie psiska przyśpieszyły. Dziewczyna również. Była silna, mogłaby tak biec nawet i 3 dni... chociaż wolałaby uniknąć takiej sytuacji. Wiedziała że te dwie bestie nie dościgną jej, ale mimo tej wiedzy wolałaby być w bezpiecznej odległości od nich.
"Spokojnie... Ucieknę mu..."-Czarnowłosa uśmiechnęła się na myśl o zdesperowanym kapitanie
-Ucieknę... ale wrócę żeby wypruć ci flaki, ty pindo-szepnęła.
CZYTASZ
Szybszy od chmur
AdventureMężczyzna, kobieta i jeszcze jeden mężczyzna... czy to trójkącik? Nie... gorzej... To trójka bliskich sobie przyjaciół, którzy znają się aż za dobrze... Ich historia... śniadanie, komputer, śmiech, obiad, śmiech, serial, kolacja, książka, dobranoc. ...