O1.

118 7 3
                                    

  Przeżyłam nie lada szok. Jakieś 3 lata wstecz dałabym się poćwiartować tylko po to, by móc, chociaż iść na koncert Tokio Hotel i zobaczyć Billa na scenie. Z upływem tych lat i po wyjściu z gimnazjum minęła mi ta faza na słuchanie takiej muzyki. Nic jednak nie mogło zmienić faktu, że moje marzenie się spełniło!
- Bill Kaulitz... - powtórzyłam niedowierzająco. Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, a ja odetchnęłam w końcu. - Okej, chyba przyjęłam to do wiadomości. Tak, Bill Kaulitz ratuje mi tyłek.
Przez myśl mi przeszło, że może to kolejny z moich nieludzko realistycznych snów, a gdy jutro się obudzę, będę się tylko śmiała.
- To był twój... Kolega? - zapytał niepewnie - mówiłaś do niego po imieniu.
- Tak. Tak jakby... To skomplikowane - zamyśliłam się i spuściłam speszona wzrok w chodnik. Nie chciałam mu teraz opowiadać historii swojego życia, tłumaczyć, dlaczego się tu znalazłam, wspominać o tym, że uciekłam z domu. Zapewne zapytałby, dlaczego akurat z Michaelem. - nie musiałeś tego robić.
- Oczywiście, że musiałem! Mógł ci zrobić krzywdę. - Mówił prawdę. Michael był do tego zdolny, ale ja byłam tego świadoma. Wpakowałam się w to na własne życzenie.
- nieważne - przestąpiłam z nogi na nogę i rozglądając się nerwowo po ulicy.
Staliśmy pod słabo świecącą lampą, obok samochodu, który jeżeli się nie mylę, należał do niego. Miałam nadzieję, że w promieniu paruset następnych metrów znajdę jakiś lokal czy cokolwiek, gdzie mogłabym teraz pójść, ale prawda była taka, że byliśmy na najbiedniejszej dzielnicy Magdeburgu i niewiele można tu było znaleźć, poza starymi domami, pijanymi ludźmi bełkoczących do ludzi na ulicach czy bezdomnymi.
Ze smutkiem spojrzałam na Kaulitza, którego natapirowane włosy, nawet w takiej sytuacji, bawiły mnie. Mimo że lampa zaczęła migać i coraz trudniej było cokolwiek dojrzeć, to zauważyłam, że miał pomalowane powieki na czarno - tak samo, jak włosy.
- Mogę cię odwieźć - zaproponował, a moje usta zacisnęły się w wąską kreskę. Nie chciałam mu się żalić.
- Dzięki. Znam drogę.
- Hej, nie musisz się mnie bać - uśmiechnął się niepewnie, a ja spuściłamwzrok.
- Nie. Dzięki, naprawdę nie potrzebuję pomocy. - mruknęłam stanowczo i spojrzałam na niego. Czułam się tak głupio. Gdyby był kimś innym, to może poprosiłbym go o pomoc, ale problem w tym, że bałam się, bo był Kaulitzem. Tak, był moim dawnym idolem, co nie znaczyło, że mu nie ufam. Nawet bardziej bym mu ufała niż większości moich znajomych.
- Coś jest nie tak? Nie chcę się narzucać. Chcę Ci pomóc. To nie jest dobre miejsce do włóczenia się po nocach, sam to wiem.
- Ja... Bill, posłuchaj mnie. Nie masz mnie nawet gdzie odwieźć. Nie mam gdzie iść. Teraz rozumiesz? - wyrzuciłam to wszystko z siebie za jednym tchem i poczułam się tak żałośnie. Chłopak spojrzał zaskoczony na mnie i włożył dłonie w kieszenie. Myślałam wtedy, że odpuści i odjedzie. To nie były miłe myśli, ale nie spodziewałam się niczego innego.
- O matko. Jesteś tu z nim, jeżeli dobrze rozumiem? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Chodź. Opowiesz mi wszystko na spokojnie w aucie. Nie zostawię cię tutaj samej.
Zamrugałam zdziwiona.
- Niby dlaczego?
- Chociażby dlatego, że tu jest niebezpiecznie, ty wyglądasz na niepełnoletnia, a ten chłopak będzie cię szukał? Poza tym nie masz gdzie spać.
- No i powiedz mi, co ty niby z tym zrobisz?
- Pierw pogadamy na spokojnie. Muszę znać całą sytuację. Nie chcę podjąć pochopnie decyzji. - powiedział i otworzył przede mną drzwi swojego samochodu. Usiadłam i w jednej chwili poczułam się bezpiecznie. Być może dlatego, że w środku było o wiele cieplej niż na zewnątrz, a może po prostu dlatego, że Michael już mnie tu nie znajdzie.
Bill usiadł po stronie kierowcy. Zapadła cisza.

Nie miałam ochoty jej przerywać tylko dlatego, że ciężko było mi komuś takiemu opowiadać tak po prostu nawet najmniejsze kawałki z mojego życia. Po prostu nie byłam przyjaźnie nastawiona do Billa. Wiedziałam, że to chwilowa "znajomość" i nie chciałam o niczym mu wspominać. Nie potrzebowałam litości.

- Czekam - usłyszałam jego głos i przymknęłam zmęczona oczy, wwzdychając ciężko.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Ukrywasz coś?
- Nie! - zaprzeczyłam. - Nie znam cię. To, że jesteś sławny, nie zmienia tego, że nie wiem, czy mogę Ci zaufać i powiedzieć, dlaczego tu jestem i w takiej sytuacji.
Powiedziałam prawdę i czarnowłosy to wiedział. Zauważyłam, że zrobiło mu się głupio i przez krótki moment wyglądał jakby dobierał w myślach właściwe słowa.
- Po prostu powiedz, dlaczego nie możesz iść do hotelu, skąd jesteś, jak się nazywasz - teraz to ja poczułam, jak się rumienię. Oh. Jak mogę być tak głupia. Gdzie moje maniery? Nawet nie powiedziałam jak mam na imię. -... No i powiedz, co zamierzasz zrobić.
- Ja...ja jestem Marika. - wymusiłam uśmiech, wymawiając z obrzydzeniem swoje imię. Nigdy go nie lubiłam. Po prostu wydawało mi się takie niewinne, pasowało moim zdaniem bardziej do osoby świętej, dobrej, a nie do mnie. Kojarzyło mi się z imieniem Maryja nawet, a ja byłam strasznie skomplikowana, złośliwa, sarkastyczna i głupia. Nawet tak głupia, że sama to przed sobą przyznaje.
Czasem nawet spotkałam się z osobami kpiącymi z mojego imienia. Zdecydowanie wolałabym mieć możliwość zmiany. Chociażby na zwykłe Katie czy inne, zwyczajne imię.
- Wspominałeś, że nie wyglądam na pełnoletnia. Cóż, mylisz się. Mam ukończone 19 lat. - to wypowiedziałam już z dumą. W końcu nie musiałam przynajmniej wstydzić się za swoj wiek. - Jestem polka. Słuchaj... Uciekłam z domu, a Michael był jedyną osobą, z którą mogłam to zrobić. Nie przepadam za nim i to się nie zmieni na długo jeszcze, ale nie miałam wyboru. Poza tym wszystko było świetnie, dopóki byłam z nim. On miał pieniądze. A teraz? Nie mam nic. Nawet bagaży - wzruszyłam smętnie ramionami, a on nerwowozaczął stukać paznokciami o skórzaną kierownicę.
Zgadywałam, że zaraz pojawią się pytanie-Dlaczego, po co?
- Świetnie było jak się dobierał do ciebie? - zakpił Bill, a ja Rzuciłam mu znaczące, krótkie spojrzenie i skrzyżowałam ręce na piersi urażona.
- Dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli - burknęłam.

Znów się zamyślił. Poczułam nagle ogromną chęć ucieczki od niego i całego świata. Chciałam zapaść się pod ziemię ze wstydu, że jestem takim nieudacznikiem. Nie potrafię sobie poradzić, uciekam i jeszcze ktoś taki jak Bill ma wysłuchać historyjek z mojego życia, chociaż tak naprawdę nie ma na to ochoty? Byłam beznadziejna.

- Naprawdę nie masz żadnego miejsca tutaj?- zapytał i posłał mi troskliwe spojrzenie. Odpalił samochód i nie czekając na moją odpowiedź, ruszył samochodem czym prędzej spod latarni.

- Nie mam. Mówiłam już.

- Rozumiem...

Ogarnęło mnie lekkie przerażenie, gdy Bill przyspieszył. Nigdy nie lubiłam szybkiej jazdy, ale tym razem wydawało mi się, że czarnowłosy jedzie po prostu za szybko. Nie chciałam jednak go denerwować, więc wbiłam spojrzenie w szybę u przyglądałam się mijanym przez nas budynkom.
Po pewnym czasie zauważyłam, że nędznie wyglądające, stare kamienice zaczęły zmieniać się w coraz bogatsze domy. W końcu samochód zatrzymał się pod dużą, szarą willą, a ja obrzuciłam Billa niepewnym spojrzeniem.

- Nie patrz tak na mnie. Nie zostawię cię na ulicy. - wysiadł z auta, a ja zaraz za nim. Poczułam się nieswojo, patrząc na ogromny, kolorowy ogród przed nami, który zapewne za dnia wyglądał jeszcze cudowniej. Bill skierował się w stronę drzwi, a ja nadal stałam w miejscu, nie mając zamiaru się w ruszyć. Wiedziałam, co zamierza i pod żadnym pozorem nie miałam zamiaru zostawać u niego na noc. To byłoby szczytem wszystkiego, żeby przeszkadzać mu i naruszać jego życie prywatne.

- Na co czekasz? Chodź-uśmiechnął się szeroko, a ja pokręciłam przeczono głową.
- Nie wejdę tam. - powiedziałam stanowczo, a na jego twarzy pojawił się grymas. Podszedł do mnie i oparł dłonie o biodra.
- Mam cię wnieść?
- Bill! Nie znasz mnie i mam u ciebie zostać? Mam nocować u obcej osoby?
- Nie zostaniesz na ulicy. Porozmawiamy rano, ale proszę. Zostań na noc - położył swoją dłoń na moim ramieniu i pociągnął mnie delikatnie w stronę wejścia. Milcząc, niechętnie weszłam do środka. Wszędzie było ciemno. Kaulitz nawet nie fatygował się i nie włączył światła, tylko poprowadził mnie przez korytarz, aż do salonu. Po omacku przeszłam przez salon za nim, próbując nie wpaść na fotele.
Otworzył drzwi i dopiero wtedy zaświecił światło.

Weszliśmy do niewielkiego-porównując do poprzednich, pokoju. Jego jaskoniebieskie ściany ozdobione były dużymi półkami z nagrodami i zdjęciami. Na moje usta wkradł się uśmiech, bo zdjęcia sprzed paru lat przypominały mi o moim dzieciństwie.

- Zostaniesz tutaj. Rano porozmawiamy, bo teraz wiem, że jesteś zmęczona - pościelił mi łóżko i kątem oka znów na mnie zerknąć. Przez chwilę stałam rozglądając się niepewnie po pokoju, po czym wydukalam z siebie ciche dziękuję. Usiadłam na łóżku, a chłopak posłał mi ciepły, troskliwy uśmiech i wyszedł.

Case Of Cheeky Woman | T.K FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz