14.

828 120 3
                                    


14.


Jest już późne popołudnie, kiedy kończę układać ostatnie ubrania na półkach. Nawet nie czuję zmęczenia, chociaż przez ostatnie dwie godziny szorowałam mój pokój na błysk. Pościel jest zmieniona i ułożona równo na łóżku, wszystkie kurze usunięte z mebli i parapetu, a podłoga dosłownie lśni, do tego stopnia, że boję się na niej postawić chociażby palec u stopy. Kafelki w łazience wyszorowałam starą szczoteczką do zębów, podobnie jak zakamienioną umywalkę i prysznic. Teraz w obu pomieszczeniach unosi się zapach świeżości i detergentów.

Kiedy zdaję sobie sprawę, że nie mam już nic więcej do umycia, próbuję wymyślić cokolwiek, czym mogłabym się zająć, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Wzięłabym Kluskę na kolejny spacer, ale ta śpi wygodnie na miękkim dywaniku przy łóżku. Gdyby nie to, że jest zima, wyszłabym na rolki lub rower. Rozpiera mnie taka energia, jakiej nie czułam bardzo dawno, czuję się szczęśliwa a wszystko za sprawą jednej, małej rzeczy.

Mama naprawdę się wyprowadziła. Upewniłam się, że z ich sypialni zniknęły jej ubrania, a przy drzwiach nie stoi jej para butów. Naprawdę wyjechała. Każda myśl o tym wywołuje szeroki uśmiech na moich ustach i jest tylko jeden powód, dla którego nie biegam po domu, tańcząc i wykrzykując, jaka jestem szczęśliwa.

Paweł.

Myśl o moim ojczymie wywołuje gulę w moim gardle, a całe moje ciało paraliżują wyrzuty sumienia. On ją kocha. Jest jego żoną i zrozumiałabym, gdyby wybrał ją ponad mnie. Tymczasem to przez niego, a może dzięki niemu tutaj jestem, ale przeze mnie ona go zostawiła. Co z ich małżeństwem, co z domem, co z pracą? Co z maleńką Addie? Zostawiła tu swoje siedmiomiesięczne dziecko, które jak nikt jej potrzebuje. Przecież dla niej była dobrą mamą. Tylko mnie nienawidzi, nie ich.

To wszystko moja wina i własne przez to siedzę kolejną godzinę w wysprzątanym na błysk pokoju, unikając za wszelką cenę konieczności zejścia na dół. 

Bo co będzie, jeżeli odeśle mnie do domu, do Polski? Nie jestem jego córką, nie musi się mną opiekować. Może kazać mi wyjechać, a ją prosić, by wróciła. A jeżeli on też mnie znienawidzi? Wcale bym się nie zdziwiła. Ja też nienawidzę sama siebie, bo wiem, że to wszystko moja wina. Gdyby nie ja, byliby normalną, szczęśliwą rodziną.

Mimo włączonej głośno muzyki słyszę, jak Milena wchodzi do domu i wiem, że zaraz dowie się tego samego, co ja usłyszałam wcześniej. Ciekawa jestem jej reakcji, ale wolę siedzieć schowana w pokoju i nie musieć rozmawiać z nią na ten temat. Jestem pewna, że ona będzie stawiać sobie te same pytania.

Ku mojemu niezadowoleniu, już po chwili klamka mojego pokoju porusza się pod wpływem nacisku i w drzwiach staje właśnie moja siostra. Po jej minie widzę, że zna już nowinę.

– Ale jazda, co? – odzywa się po kilkunastu sekundach milczenia.

– Mhm – przytakuję cicho.

– A... No wiesz, co z tobą? – Widzę, że waha się chwilę nad tym pytaniem, a kiedy wreszcie pada ono z jej ust, ja nie znam na nie odpowiedzi.

– Nie wiem – szepczę, przygryzając dolną wargę. Dziewczyna podchodzi do mnie, po czym obejmuje mnie i zapewnia, że na pewno sobie ze wszystkim poradzimy. Ja jednak nie jestem wcale tego taka pewna, a jedyne, co wiem na sto procent, to to, że nie uniknę rozmowy z Pawłem.

Kiedy Milena wychodzi z pokoju, potrzebuję jeszcze kilkunastu minut, żeby zejść na dół. Naprawdę boję sie tego, że on mnie tu już nie chce, a przede wszystkim boję się usłyszeć to prosto w twarz.

Po drodze do salonu zatrzymuję się jeszcze w pokoju Addie. Jest już tak duża, że na pewno nie poznałabym w niej malucha sprzed kilku miesięcy. Nauczyła się raczkować po całym pokoju z prędkością błyskawicy i zawsze wybucha śmiechem, gdy uda jej się stanąć na kilkanaście sekund albo przy okazji zrzucić coś z półki. Teraz opiera się plecami o bok kojca, w którym leży i wyrzuca kolejne pluszaki na podłogę, piszcząc przy tym i machając rękami. Kiedy podchodzę tak blisko, że mała może mnie zauważyć, natychmiast próbuje podnieść się do pozycji stojącej, co wychodzi jej nieco koślawo. Uśmiecham się do niej, po czym biorę ją na ręcę i bujam, próbując ominąć plączącą mi się pod nogami Lanę – rudą psinę Mileny.

Odwracam się, czując czyjąś obecność za moimi plecami i widzę przed sobą Pawła, który obserwuje nas ze słabym uśmiechem na twarzy. Po chwili odchrząkuje, po czym mówi:

– Poradzimy sobie jakoś z tym wszystkim.

Od pierwszego dnia, kiedy go poznałam, ufałam jego słowom i nie zmieniło się to przez te kilka miesięcy. Teraz także wierzę w to, że to co mówi jest prawdą.

Nie zważając na protesty dziewczynki, umieszczam małą z powrotem w kojcu, po czym podchodzę bliżej mężczyzny.

– Dziękuję – szepczę. – Nie musiałeś tego wszystkiego robić, ale gdyby nie ty... Nie wiem co by ze mną było – dukam, bo czuję gulę w gardle, która utrudnia mi mówienie. – I z mamą. Ona cię kocha, Was kocha. Przepraszam, że zniszczyłam wam życie. – Teraz płaczę już na dobre i nawet nie staram się tego ukryć.

– Nawet tak nie mów – protestuje mężczyzna.

– Jesteś dokładnie takim tatą, jakiego zawsze chciałam mieć.

– Chodź tu... – mówi, obejmując mnie i głaszcząc po włosach jak małą dziewczynkę. Po chwili czuję też kolejną parę ramion, która musi należeć do Mileny i stoimy tak we trójkę przez dłuższą chwilę jak jedna rodzina, aż Addie nie zaczyna głośno manifestować swojego niezadowolenia. Z pewnością nie lubi być ignorowana.

Wracam do swojego pokoju i staram się przekonać samą siebie, że Paweł naprawdę ma rację. Może teraz wreszcie będzie lepiej. Może wreszcie wszystko się ułoży.

Pierwszy raz od dawna naprawdę oddycham z ulgą.

Wyglądasz pięknie, kiedy płaczeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz