Prolog

85 16 11
                                    


Chloe przebudziła się gdy tylko usłyszała donośny głos budzika. Prędko go wyłączyła i niechętnie podniosła się z łóżka. Dzisiaj miała być ostatni dzień w pracy, a potem długo wyczekiwany, miesięczny urlop.

Pospiesznie podeszła do szafy, aby wybrać jakieś ubrania. Niestety, po chwili dopiero jej się przypomniało, że wszystkie najlepsze ciuchy były już ładnie ułożone w walizce. Należała do osób lekko niecierpliwych, dlatego torbę miała spakowaną już prawie tydzień temu. Westchnęła głośno, po czym z trudem wybrała czarne dżinsy i bluzkę w łososiowym kolorze. Udała się z tym do łazienki, a tam zabrała się za poranną toaletę, cały czas myśląc o zbliżającym się spotkaniu z bratem. Dawno go nie widziała i strasznie tęskniła. Od roku nie miała go przy sobie. Chloe zdawała sobie sprawę, że wyjechał w celu realizowania swojego planu życiowego, nawet go w tym wspierała, jednak zawsze gdzieś przewijała się ta myśl niezrozumienia. Co prawda w Londynie jest dużo hoteli, ale zawsze można coś było wykombinować. Ryan tego nie chciał. Chyba po prostu potrzebował oderwać się od przeszłości i zacząć od nowa, wszystko. Tysiące razy proponował brunetce przeprowadzkę na stałe, do niego, ale ona nie chciała, albo nie potrafiła się do tego zabrać. Tutaj miała wszystko. Dom, pracę, znajomych. Była dziennikarką z dobrą posadą i bała się stracić to, co do tej pory udało się jej osiągnąć. Może nawet miała rację. Czasami ciężko jest zaryzykować. Podobno ryzyko jest dobre, wręcz przymusowe w życiu człowieka, jednak nie każdy potrafi postawić jeden, a wielki krok. Zawsze jest ta obawa, że zamiast mocnego gruntu, wpadniemy w przepaść bez wyjścia.

I tak na rozmyślaniu minął jej cały poranek, więc kiedy wypiła ostatni łyk kawy, złapała za klucze i wyszła z domu. Jak przystało na londyńską pogodę, padał deszcz. Całe szczęście dziewczyna, a raczej młoda kobieta, miała prawo jazdy oraz samochód, więc udało jej się nie zmoknąć i dodatkowo znaleźć w miejscu pracy w niespełna dwadzieścia minut.

Tego dnia nie miała długo spędzić tam czasu. Od razu po wejściu do budynku udała się do swojego szefa. Zapukała delikatnie, a kiedy usłyszała ciche „proszę", weszła do gabinetu.

– Dzień dobry – powiedziała, uśmiechając się promiennie. Zawsze lubiła się uśmiechać, uważała to za swój atut, co było prawdą.

– Witam Chloe. Masz ten artykuł? – Mężczyzna nigdy nie owijał w bawełnę. Należał do osób zdecydowanych, dominujących i strasznie pewnych siebie, przez co jego zachowanie było aroganckie i wywyższające się względem innych. Chloe tego nienawidziła. Była też szczera, przez co czasami jej się obrywało, bo mówiła o parę słów za dużo.

– Mam. – Podała szefowi PenDrive'a.

– Super. Nie mam czasu tego teraz sprawdzić, więc w razie w jakichkolwiek uwag będę się do ciebie odzywał.

– Ale ja jadę na wakacje – wtrąciła się szybko, bo nie podobał jej się pomysł, że miałaby robić poprawki podczas urlopu.

– Szczerze mówiąc mało mnie to interesuje, a teraz możesz już iść.

Wyszła, nie rozumiejąc jakim cudem wytrzymała w tej pracy tak długo. Mimo wszystko nie potrafiła zrezygnować. Czy postępowała słusznie? Właściwie bardzo ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Było dużo argumentów przemawiających za znalezieniem czegoś innego, a może nawet tą przeprowadzką do brata, jednak więcej argumentów było za kontynuowaniem życia tak, jak do tej pory. Choć i rutyna może się czasami znudzić.

Wróciła do domu przebrać się we wcześniej przyszykowane spodnie dresowe, czarną bluzkę i bluzę, a następnie wzięła walizkę, torbę podręczną, a kiedy tylko podjechała taksówka, zeszła na dół i pognała w stronę lotniska, do brata, poleciała na Sycylię.




David rozłożył się wygodnie na kanapie, a na swoich kolanach położył album ze zdjęciami. Oglądał je i szlochał. Cicho i spokojnie, ale jednak łzy mimowolnie spływały po jego policzkach. Zawsze starał się uśmiechać. Mimo wszelkich przeciwności losu zadzierał głowę do góry i dążył do lepszego jutra. Nie zmieniał całego świata, ale dobudowywał szczęście do swojej szarej przeszłości. Wydawało mu się, że wszystko w końcu zaczyna się układać, dopóki nie wiadomość o chorobie jego matki. Wtedy wszystko ponownie przybrało czarny kolor, a fundament, który budował od nowa, uległ totalnemu zniszczeniu. Rak. Rok. A może nawet mniej. I teraz, siedząc w salonie, zastanawiał się dlaczego to właśnie jego spotykają te najgorsze rzeczy...Te okrutne...Nie pojmował tego, choć starał się zrozumieć.

Przez to wszystko stracił też wiarę w Boga. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jest idealny, ale uważał, iż ludzie, którzy mają gorsze charaktery, wiodą o wiele lepsze życie. To go bolało.

Przerywając rozmyślenia, jak również oglądanie zdjęć, spojrzał na matkę, która coś do niego mówiła. Nie słuchał jej.

– Powtórz, przepraszam.

– Jesteś jakiś rozdrażniony, może nawet zmęczony. Na pewno chcesz lecieć?

– Jedyne czego chcę, to twojego szczęścia, więc pakuj się do końca i za parę godzin będziemy we Włoszech – powiedział David, wypijając ostatni łyk gorzkiej kawy.

Wakacje po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz