Zamykam drzwi, dzwoniąc przy tym kluczami. Przekręcam dwa razy w lewą stronę i obracam się na pięcie. Idę pewnym krokiem w stronę przystanku autobusowego. Ciemnoszara torba obija się o moje udo, utrudniając mi tym chodzenie. Z prawej kieszeni luźnych jeansów wyciągam czarne słuchawki. Pospiesznie je rozplątuję i wkładam do uszu. Końcówkę podłączam do telefonu i włączam ulubioną playlistę. Dźwięki spokojnej, niezbyt głośnej muzyki klasycznej przytłumiają odgłos uderzania obcasów o chodnik.
Na przystanku czeka na mnie chłopak o miodowych włosach i wiecznie wesołym spojrzeniu. Jego oczy wydawały się uśmiechać do każdego napotkanego przechodnia. Czasem zastanawiam się, czy jest rozbawiony zbereźnymi napisami wyrytymi na ścianach obskurnej budki, czy może po prostu jego powinnością było przekazywanie wszystkim naokoło przyjaznej i ciepłej aury szczęścia, która go otaczała z każdej ze stron. Tak na prawdę nawet nie wiem nawet jak on ma na imię, ale lubię wyobrażać sobie, że każdego ranka patrzy zniecierpliwiony na ciemny zegarek znajdujący się po zewnętrznej stronie jego nadgarstka i zastanawia się, czy pojawię się w tym miejscu na czas. Raz prawie do niego podeszłam. Prawie się przywitałam i prawie poznałam jego imię. Pamiętam dokładnie jak już podnosiłam rękę i otwierałam usta, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, był wtedy wyższy ode mnie o pół głowy przez to, że miałam na nogach jedynie znoszone trampki. (Teraz w czarnych szpilkach różnica między nami mogła wynosić jedynie 2, albo 3 centymetry.) Jednak właśnie wtedy filarem mojej odwagi zatrząsł autobus, który nagle pojawił się obok nas, obwieszczając to donośnym warkotem silnika i jękiem sfatygowanych hamulców. Od tego czasu nie próbowałam już nawiązywać z nim jakiegokolwiek kontaktu. Wydawało mi się, że moja nieudana próba jest wystarczającym argumentem głoszącym fakt, że powinniśmy zostać jedynie znajomymi z przystanku autobusowego, którzy drogą zwykłego przypadku spotykają się codziennie rano, czekając na ten sam autobus i wysiadających w tym samym miejscu. Poza tym musiał mieć dziewczynę. Zawsze wysiadał z autobusu z takim entuzjazmem i szczęściem wymalowanym na twarzy, że czasem czekałam tylko, aż zacznie strzelać tęczą i gwiazdkami z oczu. Ewidentnie był zakochany, a ja z tego powodu byłam jednocześnie smutna i zadowolona. Nie mam pojęcia dlaczego... Po dwóch latach codziennego obserwowania go chyba czułam dziwną więź z moim wyobrażeniem o nim.
Autobus podjeżdża, a ja wraz z blondynem i paroma innymi osobami, które zdążyły zebrać się na przystanku, wsiadam do środka. Natychmiast uderza mnie duszne, gorące powietrze ziejące z wewnątrz ciemnego pojazdu. Jak tylko kierowca wciska pedał gazu, czuję jak bluzka na plecach mi wilgotnieje. Spoglądam raz jeszcze na blondyna. Stoi niedaleko, jedną ręką przytrzymując się sąsiedniego krzesła. W drugiej trzyma telefon. Z energicznych ruchów jego kciuka wnioskuję, że z kimś piszę, uśmiechając się przy tym. Spuszczam głowę w dół zażenowana, że znów się na niego gapię. Nie powinnam. Przecież wcale mi na nim nie zależy, prawda? Jestem po prostu ciekawa.
Na całe szczęście po dziesięciu minutach wyrywam się z parzących objęć autobusu. Chłodne powietrze poranka wbija w moje odsłonięte ramiona malutkie igiełki, przez co dostaję gęsiej skórki. Pocieram ręce, zmierzając przy tym najszybciej jak się da do sali ćwiczeń. Po drodze wpadam na drobną dziewczynę o włosach kolory dojrzałych zbóż. Emilia. Moja przyjaciółka i zarazem wspólniczka.
-Och, Klara! W końcu jesteś, muszę ci coś pokazać! - szczebiocze rozentuzjazmowana. Z prędkością światła łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę swojego gabinetu.
Odpowiadam ciche „Hej", starając się przy tym nie przewrócić na dziesięciocentymetrowych szpilkach i nadążyć za dziewczyną. Pędem wpadamy do niewielkiego pomieszczenia. Blondynka natychmiast przysuwa dodatkowe krzesło do biurka, na którym mnie sadza. Na drugim sama przysiada i sięga po myszkę do komputera. Ekran momentalnie się włącza. Spoglądam na niego. Odrazu rozpoznaję zdjęcie naszej sali do ćwiczeń. Zdezorientowana spoglądam na dziewczynę.
-Parę dni temu nagrywałam twój trening. - mówi patrząc na mnie błyszczącymi oczami. Szybko sięga do głośnika i włącza dźwięk. Po pokoju rozbrzmiewa muzyka z Jeziora Łabędziego, a w obrazie sali zjawia się wysoka kobieta ubrana w czarny top i szarą spódnicę sięgającą połowy uda. Jej ruchy są wykonywane z wielką gracją. Kasztanowe włosy ma związane w wysokiego koka, który delikatnie podskakuje przy każdym obrocie. Po chwili orientuję się, że przecież to jest mój układ, a ta dziewczyna, to rzeczywiście ja. Co prawda na treningach widzę się w lustrze, ale dopiero z tej perspektywy jestem w stanie zobaczyć to, na co nigdy nie zwracałam jakiejkolwiek uwagi. - Wczoraj rano udostępniłam ten film i uwaga! - kontynuowała - Otrzymałam maila z zapytaniem o współpracę w balecie Jeziora Łabędziego.
Moje zaskoczenie sięgnęło zenitu. Czuję jak moje oczy robią się ogromne jak spodki, a na ustach wykwita uśmiech niedowierzania.
-A... ale jak to? - Tylko tyle daję radę z siebie wydusić.
-Klaro, będziesz grała w profesjonalnym balecie! - blondynka odpowiada z entuzjazmem - Jutro o piętnastej odbędzie się casting. Wydaje mi się, że z góry jesteś skazana na tą rolę, pewnie po prostu chcą cię zobaczyć na żywo. - Spogląda na mnie nagle zaniepokojona. - Nie podoba ci się?
-Em... To... Ja... - Nie wiem co mam powiedzieć. - Jeny, przecież marzyłam o tym od dziecka! Dziękuję! - Przytulam ją mocno ze łzami w oczach.
-Och, nie ma za co. - Rumieni się delikatnie.
Puszczam ją i wstaję.
-Więc gdzie odbędzie się ten casting? - pytam.
Dziewczyna zapisuje coś na kartce i podaje mi ją. Uśmiecham się z wdzięcznością i jeszcze raz jej dziękuję. Nie mam bladego pojęcia jak mogłabym jej się za to odwdzięczyć. Nie mówię już nic więcej. Wychodzę tylko w podskokach z pomieszczenia i biegnę do szatni, gdzie przebieram się w mój czarny strój, szarą spódnicę i jasne puenty, które obwiązuję wokół łydki. Po wejściu na salę włączam muzykę i wyobrażam sobie, że już jestem na castingu. Daję z siebie wszystko, po czym słyszę ciche brawa. Kłaniam się głęboko i upadam.
CZYTASZ
Tańczę na szkle
RomanceSpoglądam na siebie w lustrze i widzę dorosłą kobietę. Czy nią jednak jestem? Czy potrafię zrozumieć otaczający mnie świat, patrząc przez okulary w kolorze dorosłości? Będąc dzieckiem marzyłam o tej niezależności. Czy aby jednak jestem zależna od sa...