Rozdział 2.

573 104 8
                                    

Moja matka była światowej sławy aktorką. Tak naprawdę nie wychowała mnie, bo wiecznie nie było jej w domu. Zazdrościłem innym dzieciom gdy opowiadały o robieniu ciasta lub innych łakoci ze swoimi rodzicami. Moją opiekunkę - Yeonrin - traktowałem jak rodzinę zastępczą. Blondynka spędzała ze mną każdy dzień i to ona zaszczepiła we mnie miłość do malowania. Z biegiem czasu zacząłem traktować sztukę jak coś, co chciałem i mógłbym robić w przyszłości. Na szesnaste urodziny dostałem od Yeon piękną, drewnianą sztalugę, płótno i własny zestaw pędzli oraz farb. Cieszyłem się niezmiernie, obsypując pocałunkami policzki drobnej dziewczyny. Wszystko trwało do czasu gdy moja prawdziwa mama wróciła do domu. Wyrzuciła prezent, krzycząc, że powinienem skupić się na czymś bardziej wartościowym, bo już dawno zajęła mi miejsce na najlepszej Akademii Medycznej w Seulu. Zawsze chciała żebym był kimś jej pokroju, aby nie musiała wstydzić się przed swoimi znajomymi oraz publiką, która śledziła każdy jej ruch w mediach. Nienawidziłem tego jak bardzo zależało jej na karierze, nie skupiała się na tym co czuję, czego tak naprawdę chcę i jakie mam marzenia. Dalsze lata mojego nastoletniego życia musiałem spędzać na galach, bankietach, zmuszając się do sztucznego uśmiechu, by mogła pochwalić się swoim pięknym, inteligentnym dzieckiem, które w przyszłości z pewnością zostanie lekarzem. Jak tylko dowiedziała się o moim problemie to natychmiast kazała iść do prywatnego psychiatry, a najlepiej żeby on przyjechał do nas, bo przecież ktoś może zrobić mi zdjęcie pod gabinetem. Nie dała mi żadnego wsparcia. Widziała, że nie radzę sobie, że każdy szelest przyprawia mnie o gęsią skórkę, a mimo to wciąż myślała o tym, co było dla niej najważniejsze. Przykre jest to, że nie mam tutaj na myśli siebie - jej jedynego dziecka.

A mój ojciec... Nie wiem o nim zbyt wiele. Zniknął z naszego życia gdy byłem bardzo mały. Mama raz wspomniała, że siedzi w więzieniu za napady i handel narkotykami. Nie pozwalała mi kontaktować się z nim.

Nie mogłem postąpić inaczej niż wyprowadzić się. Byłem rozpoznawalny, dlatego zmieniłem kolor włosów z jasnego blondu na czarny. Patrząc w lustro to i tak niczym nie przypominam dawnego siebie. Moja skóra stała się blada, policzki zapadnięte, a oczy podkrążone, co ujawniało ilość nieprzespanych nocy. Ze stresu schudłem, tracąc zupełnie ochotę na jedzenie.

*

Spojrzałem na zegar wiszący nad wejściem do sklepu, obok którego przechodziłem. Miałem pięć minut, aby dotrzeć do Universal Art Center. Rano otworzyłem e-maila z wiadomością zwrotną, że są zdecydowani wystawić kilka moich prac. Byłem niezmiernie szczęśliwy, bo w moim życiu zaczęło się dziać coś pozytywnego. W ostatniej chwili zdążyłem wsiąść do metra, które zamknęło się tuż za moimi plecami. Usiadłem na jednym z wolnych miejscach, opierając głowę o szybę.

Wnętrze budynku urządzone było w stylu bardzo bogatym, z nutką nowoczesności. Przestrzenny, jasny hol zachęcał, by zostać tutaj na dłużej. Z sufitu zwisał kryształowy, rozłożysty żyrandol, a wszystko sprawiało wrażenie bardzo czystego. Stanąłem pod drzwiami pokoju dyrektora i zapukałem, wchodząc do środka. Ukłoniłem się, zajmując krzesło po drugiej stronie ciężkiego, dębowego biurka.

- Panie Byun, chciałbym otworzyć wystawę z pana pracami w przyszły weekend. Czy to jest w porządku? - spojrzał na mnie spod okrągłych okularów.

- Tak, oczywiście. Dostarczę wszystko w piątek. - pokiwałem głową, uśmiechając się delikatnie. Byłem bardzo zestresowany, dlatego nie potrafiłem trzymać dłoni w jednym miejscu tylko bawiłem się swoimi palcami.

- Dobrze, ale sprawy pieniężne omówimy tuż po wystawie. Chcę zobaczyć jaki sukces odniesie pańska twórczość.

- Zgadzam się. W takim razie do zobaczenia, panie Woo. - podniósłem się z miejsca i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się w dół po marmurowych schodach. Co jeśli moje obrazy okażą się być zbyt proste, nieciekawe i nie spodobają się gościom? Pokiwałem głową na boki, by odgonić od siebie tak pesymistyczne myśli. Wierzyłem w siebie i byłem dumny, że w końcu po tylu próbach ktoś zdecydował się odezwać.

Droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie. Cholera, niepotrzebnie wybrałem taką opcję tym bardziej, że na dworze zaczynało się ściemniać. Co jakiś czas odwracałem się za siebie, by mieć pewność, że nikt nie idzie. Skrzyżowałem ręce na torsie, pocierając swoje wątłe ramiona. Noc była naprawdę chłodna, a zimny wiatr przeszywał na wskroś moje ciało. Wokół było cicho tylko czasem słyszałem ujadanie pobliskich psów, pilnujących swoich posesji. W końcu znalazłem się w swojej dzielnicy, idąc uparcie przed siebie w stronę domu. W pewnym momencie mignął mi jakiś cień po drugiej stronie ulicy. Stanąłem, po chwili zauważając wysoką postać w kapturze obok lampy. Chłopak opierał się o nią bokiem, a ja czułem na sobie jego wzrok. Rozejrzałem się wokół, desperacko szukając kogoś, kto mógłby mi pomóc. Byłem zupełnie sam. Oczy zaczęły wypełniać łzy, a ja ruszyłem z powrotem w stronę kamienicy. Nieznajomy jednak stał w miejscu. Nie szedł za mną, nie biegł.

Z hukiem zamknąłem drzwi od mieszkania, a trzęsącymi się rękoma zakluczyłem je. Jak to było? Nie chwal dnia przed zachodem słońca? Zasłoniłem wszystkie okna, następnie siadając na swoim łóżku. Kotka wskoczyła mi na kolana, ocierając główką o mój policzek. Pośród ciszy tak wyraźnie słuchać było jej mruczenie. Uspokoiłem się, gdy nagle ktoś zaczął uderzać z pięści w drzwi wejściowe. Przełknąłem ślinę, a zwierzę zaskoczyło jak oparzone na podłogę. Zakryłem dłonią usta, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Bezszelestnie przedostałem się do kuchni, gdzie wyjąłem nóż z szuflady i przycisnąłem do siebie, zsuwając się po szafkach. Czułem jak moje ciało drży, a wszystkie mięśnie boleśnie się napinają. Uderzenia nie ustępowały, a nawet słyszałem jak kilka razy próbował otworzyć drzwi, pociągając za klamkę. Ścisnąłem mocniej rękojeść broni.

- Odejdź! - krzyknąłem, nie potrafiąc wytrzymać narastającego we mnie strachu.

- Odejdź, bo zadzwonię na policję! - zapłakałem cicho, podciągając nogi pod brodę.

- Odejdź, błagam... - szepnąłem i huk ustąpił.

^^^^^
Cześć, oto nowy rozdział Stalkera :D

Mam nadzieje, ze przypadł Wam do gustu! Przepraszam za błędy (mogą się takowe zdarzyć), gdyż piszę na telefonie.

Widzimy się przy następnym i obiecuję, że akcja będzie sie stopniowo rozkręcać :D

Zostawiajcie gwiazdki i komentarze, tak jak zawsze :)

Trzymajcie sie xx

Stalker [CHANBAEK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz