Rozdział 3.

570 98 8
                                    

Przetarłem oczy, czując na twarzy pierwsze promienie słońca. Spojrzałem na zegarek, siadając na brzegu łóżka. 6:30. Odkąd w moim życiu pojawił się On, skutecznie spędził mi sen z powiek, zostawiając cyklicznie nieprzespane noce. Podrapałem kotkę za uchem i wstałem, udając się do kuchni. Po drodze rutynowo sprawdziłem czy drzwi do mieszkania są zamknięte, by później na miejscu włączyć elektryczny czajnik i wsypać trochę kawy do kubka.

Kuchnia mieściła się tuż przy łazience. Małe, ale jasne pomieszczenie ze stolikiem przy ścianie oraz blatem i kilkoma białymi szafkami. Ściany pomalowane były na delikatny, błękitny kolor, z czego na jednej z nich wisiał zegar. Usiadłem na krześle, wpatrując się tępo w jakiś punkt przed sobą. Moje myśli zajęły wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Co by się stało, jeśli nie zamknąłbym drzwi? Czy właśnie teraz leżałbym martwy na zimnych płytkach?

W pewnym momencie zatrzymałem wzrok na podłodze, gdzie leżał nóż. Najwyraźniej z powodu szoku zapomniałem schować go z powrotem do szuflady. Zrobiłem to i chwilę później zalałem aromatyczny napój gorącą wodą, po czym posłodziłem jedną łyżeczką cukru. Od razu upiłem łyka pozwalając, aby dawka kofeiny rozeszła się po organiźmie.

Nie miałem ochoty nic zjeść, dlatego udałem się do pracowni, gdzie odstawiłem kubek na parapet, a sam zająłem miejsce przy sztaludze, umiejętnie łącząc kolory i zaczynając tworzyć nowe dzieło. Barwy były ciemne, a całość przedstawiała postać, która stała nad przepaścią z jedną wyciągniętą nogą ku niej. Moment przed śmiercią. Przeniosłem wzrok pod ścianę, gdzie stały gotowe już obrazy na wystawę. Każdy z nich wprawiał widza w refleksję, zostawiał nutkę niepokoju. Zazwyczaj galerie nie zgadzały się na wystawianie moich prac tylko i wyłącznie z powodu klimatu, jakie przedstawiały. Nie rozumiałem tego skoro ludzie kochali skandale, strach i przemijanie.

Westchnąłem cicho, sięgając dłonią po naczynie, z którego pociągnąłem dużego łyka. Mimi wskoczyła na moje kolana, układając się wygodnie.

- Powiedz mi, czy jestem zbyt dziwny żeby mieć przyjaciół? - spytałem zwierzęcia, po chwili zdając sobie sprawę jak absurdalnie to zabrzmiało. Jak mogłem nie być dziwny skoro próbowałem rozpocząć konwersację z kotem? Zrezygnowany przesunąłem dłonią po miękkiej sierści towarzyszki, w zamian słysząc ciche mruczenie.

Cały poranek spędziłem na malowaniu kolejnych płócien oraz wlewaniu w siebie litrów kawy. To ostatnie nie wyjdzie mi na dobre, nie ma takiej opcji. Idąc do kuchni z zamiarem zrobienia kolejnego gorącego płynu, usłyszałem pukanie do drzwi. Spiąłem boleśnie wszystkie mięśnie i zacisnąłem dłonie w pięści. Odstawiłem kubek na szafce, znajdującej się na korytarzu i spojrzałem przez wizjer, jednak nikogo nie dostrzegłem.

Odkluczyłem drzwi, po czym wyjrzałem na klatkę. Na wycieraczce stała spora paczka, owinięta w zwykły, szary papier. Wziąłem ją do środka, nie zapominając zabezpieczyć wejścia. Zaniosłem ją do kuchni, gdzie położyłem na stoliku i przeciąłem nożem taśmę. Zamarłem, przesuwając wzrokiem po zawartości. Wyciągnąłem z niej kawałek sznura z pętlą, coś ostrego, wyglądającego na skalpel oraz zdjęcie jakiegoś mężczyzny. Nigdy nie widziałem go na oczy, a z tyłu nie widniała żadna informacja. Ściągnąłem brwi, tworząc kilka zmarszczek na czole. Na samym dnie pudła znajdowało się czarne, podłużne opakowanie oraz zwinięta kartka. Wziąłem je do rąk, zastanawiając się chwilę czy powinienem je otworzyć.

Przygryzłem dolną wargę, powoli uchylając wieko. Krzyknąłem, odrzucając je na bok, a cała zawartość wypadła, zostawiając za sobą plamę krwi. To był palec. Pieprzony, ludzki palec. Poczułem jak robi mi się niedobrze, a ciało ogarniają drgawki. Kto był zdolny do czegoś takiego? Trzęsącymi się rękoma wyciągnąłem ostatnią rzecz - list. Usiadłem na krześle, czytając jego zawartość.

"Witaj, Baekhyun
Mam nadzieję, że spodobał Ci się prezent i żałuję, że nie widziałem Twojej miny przy otwieraniu go. To przestroga. Niedługo z Tobą stanie się to samo, a każdą część Twojego marnego ciała wyśle Twojej matce. Zapłacisz za błędy innych."

Słone łzy moczyły papier, rozmazując atrament długopisu. Co to do cholery miało znaczyć? Jakie błędy innych? Poczułem się słabo przez nadmiar emocji. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się duszno, a zapach krwi powodował, że powietrze stało się ciężkie i metaliczne. Wybiegłem z kuchni, otwierając drzwi balkonowe. Zaniosłem się szlochem, upadając na kolana. Krzyknąłem, wbijając paznokcie w swoje odkryte ręce, zostawiając na nich kilka śladów.

*

Weekend nadszedł bardzo szybko, ale wydarzenia sprzed kilku dni ciążyły nade mną niczym czarna chmura. Paczkę jak i jej całą zawartość wyrzuciłem do kosza, co nie było do końca mądrym posunięciem, ale w takich okolicznościach było mi wszystko jedno. Nie potrafiłem zmrużyć oka w nocy, przez co wyglądałem gorzej niż zwykle.

Byłem blady jak trup, starając się przykryć cienie pod oczami korektorem. Stałem przed podłużnym lustrem w swoim pokoju poprawiając krawat oraz wygładzając dłonią koszulę.

Dzisiaj był dzień wystawy moich prac. Paradoksalnie nie czułem strachu czy stresu przed niepowodzeniem. Ciągle wracałem myślami do tamtej sytuacji, przez którą wciąż byłem sparaliżowany. Wsunąłem do kieszeni marynarki swój telefon i wyszedłem z mieszkania, pokonując trasę do Universal Art Center.

- Byun Baekhyun, miło mi znów Cię widzieć. - podszedł do mnie wysoki, szczupły szatyn i uścisnął moją dłoń, co od razu odwzajemniłem.

- Dobry wieczór, Panie Woo. - nie pozostawałem mu dłużny, przyklejając do swojej twarzy sztuczny, pokazowy uśmiech.

- Może napijesz się szampana? Jestem zachwycony. Twoja wystawa przyciągnęła tylu klientów! Chwalą każdy obraz, nie pozostawiając na nich suchej nitki, wolnej od komplementów. - wręczył mi wysoki kieliszek z musującym napojem i stuknął o niego swoim, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk.

- Ja naprawdę się cieszę i jestem pozytywnie zaskoczony, bo nie spodziewałem się takiego odbioru. - przyznałem szczerze, przesuwając wzrokiem po osobach, które stały i rozmawiały na temat moich dzieł, podchodząc do każdego po kolei.

- Należy Ci się spore wynagrodzenie, Baekhyun. Maluj dalej, a jestem pewien, że będziemy mieć z tego niemałe zyski. - poklepał mnie po plecach, po czym uniósł lekko szkło do góry i odszedł, zostawiając mnie samego.

Całe przedsięwzięcie skończyło się późno w nocy. Usłyszałem tyle miłych słów, że przez moment zapomniałem o swoim dobijającym życiu. Niebo rozświetliły tysiące gwiazd, gdzie główną rolę grał srebrny księżyc. Wracałem do domu tą samą ulicą, na której spotkałem Jego. Rozglądałem się nerwowo, a moje ucho stało się wrażliwe na każdy, nawet najmniejszy dźwięk.

Dotarłem spokojnie do domu, wyciągając klucze z kieszeni spodni, które wsunąłem w zamek. Nie mogłem otworzyć. Nacisnąłem klamkę, a drzwi łatwo ustąpiły, zostawiając w mojej głowie mętlik oraz narastający strach.

^^^^
wena przychodzi do mnie niespodziewanie tak jak teraz, czyli o 5 rano :D musicie wybaczyc mi tak długie przerwy między rozdziałami.

tradycyjnie mam nadzieję, że rodział się podoba i liczę na duużo komentarzy oraz gwiazdek, które motywują mnie do dalszego pisania!

macie jakies teorie co do paczki? :)

do następnego xx

Stalker [CHANBAEK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz