Z perspektywy Katy
Zmrużyłam oczy, gdy poranne światło wdarło się przez otwarte okno do mojego pokoju. Śniadanie czekało tam gdzie zwykle, lecz nie zwracałam na nie uwagi. Głośno westchnęłam, opuszczajac głowę w miękką poduszkę. Chciałam zasnąć otulona jej zapachem i ciepłem, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. W głowie miałam chaos, który nie pozwalał mi w spokoju się wyciszyć. Z cichym jękiem usiadłam na brzegu łóżka, zdjęłam pościel, wsunęłam nogi w ciapki i wstałam. Chwyciłam szklankę z sokiem, który Sophie przygotowywała mi zawsze na urodziny. Delektowałam się jego smakiem, gdy ktoś bez pukania wszedł do sypialni. Oderwałam szybko wargi od naczynia i spojrzałam w stronę drzwi. Veronica dyszała opierając się lekko o ścianę. Odłożyłam szklankę i podeszłam do niej. W połowie trasy zorientowałam się co robię. Stanęłam jak zaczarowana i zapytałam spokojnie:
-Co tu robisz?
Veronica odwróciła twarz w moją stronę i ukłoniła się, mimo drżących nóg:
-Przepraszam panienko, ale kazano mi panienkę przygotować...
-Myślałam, że załatwiłyśmy sprawę wczoraj.-uniosłam ze zdziwienia jedną brew.
-Ja też, ale krój i cała suknia nie spodobała się pani matce. Muszę zacząć wszystko od nowa...-zapukała w drzwi, a dwójka ochroniarzy wniosła olbrzymi kufer do mojej komnaty. Postawili go obok nas i wyszli, nie patrząc na zaszronione meble. Policzyłam po cichu do dziesięciu i podeszłam do skrzyni, którą już przeglądała moja stylistka:
-Obędzie się bez ponownego mierzenia-powiedziała, wykładając kolejno materiały na ziemię. Wyciągnęła przy okazji dwa drewniane pudełka, poduszkę ze szpilkami, sporawą kosmetyczkę, trzy szklane szkatułki i grubą, zakurzoną książkę. Z torebki, przypiętej do paska od jej sukienki, wyciągnęła malutki notesik:
-Najpierw zajmiemy się krojem sukni...-sięgnęła po album i zaczęła go kartkować, mówiąc cicho : "nie", "to nie to", "gdzie to jest", "chyba zaraz znajdę", "Jest! Nie, to jednak nie to". Za każdym razem gdy to słyszałam przewracałam oczami i patrzyłam na zegarek:
-Chyba znalazłam. Tak, to na pewno to.
Spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Podeszłam do niej i zerknęłam nad jej ramieniem, co tam ma:
-Ten jest nawet ładny.-pokazałam palcem na długą, ciemno-granatową suknie z odsłoniętymi ramionami i koronką na gorsecie (?).
-Naprawdę?-zapytała mnie, nie wierząc w moje upodobania. Pokiwałam głową.
-Ma być taka sama?
-Wolałabym tak.
Veronica wzruszyła ramionami i chwyciła się za stertę materiałów. Rzucała nimi na wszystkie strony, szukając tego najodpowiedniejszego. Długo tak stałam, bo aż do południa, gdy wreszcie stylistka wstała z kilkunasto metrowym materiałem na ręce. Położyła go na blacie i co kilka sekund zaglądała do notesiku, gdy cieła jedwabisty materiał i zszywała go czarną nicią. Spodziewałam się, że zajmie jej to krócej, ale dopiero po dwóch godzinach, z kilku pół materiału, zrobiła się piękna suknia, jak na zdjęciu:
-Muszę jeszcze doszyć koronkę i suknia będzie gotowa!- chwyciła wymieniony materiał i jednym ruchem nożyczek przedzieliła go na pół...♦W tym czasie...♦
Z perspektywy Emily
-Panienko Emily! Proszę wstać! Dzisiaj wielki dzień! Trzeba się szykować!-krzyknęła pokojówka zza drzwi.
-Jasne, jasne...-powiedziałam, w sumie sama do siebie, już któryś raz wyjmując sobie włosy z buzi i ziewając-Szykować do czego?
-Do ceremonii koronacji.
-Ceremonia... -przymknęłam oczy-...kombinacji.
Otworzyłam je szerzej. Zatrzymały się na pięknej sukni powieszonej na manekinie, znajdującym się obok mojej szafy: