Rozdział 1

124 13 7
                                    

*Luhan POV*

 Obudził mnie dźwięk budzika. Już siódma?! Eh... Dzisiaj mój ostatni tydzień w Busanie, a niedługo przeprowadzka, ponieważ wujek znalazł sobie nową pracę w Seoulu. Mieszkam tu od początku mojego życia. No może nie od samego... Trafiłem tutaj jak miałem może jeden miesiąc. Znaleziono mnie w lesie w okolicach Hong Kong'u. Nie pamiętam biologicznych rodziców, ale to chyba dobrze. W końcu mnie porzucili w środku lasu. Słyszałem od ciotki, która mnie z resztą przygarnęła wraz z wujkiem, że znaleziono mnie leżącego w kwiatach polnych, jakby ktoś z nich zrobił mały kojec. Do ręki miałem przywiązaną kartkę z napisem "Lu Han", którą potraktowali jako informacja, jak mam na imię. Podobno byli na wakacjach w Chinach jak mnie znaleźli, na spacerze. Pewnie jakby mnie nie znaleźli, już bym nie żył. Więc teraz mieszkam z moimi przybranymi rodzicami w małym mieszkaniu w centrum Busanu. Za rok, jak już będę miał dziewiętnaście lat i będę pełnoletni, chciałbym zamieszkać gdzieś w Skandynawii. W środku lasu, mieć mały drewniany domek i wieść spokoje życie. Ale też nie chciałbym tam żyć sam, z kimś było by mi milej. Na przykład z kimś kogo pokocham... 

Nagle zadzwonił mój drugi budzik, który ustawiłem jakbym się nie wyrwał wcześniej z łóżka. Wyłączyłem go, i spojrzałem na zegarek w telefonie... 7:30. Jestem, za przeproszeniem, w dupie. Pobiegłem szybko do łazienki, wskakując do prysznica. Ogarnąłem się, jak najszybciej mogłem. Gdy wyszedłem z pokoju, była już 7:45. Pobiegłem na dół i zacząłem ubierać buty.

"Nie zjesz śniadania?" - ciocia spytała mnie, trzymając w ręku talerz z kanapkami. "Ciociu, nie zdążę do szkoły, muszę biec. Pa!" - krzyknąłem wybiegając z domu. 

Dobiegłem do szkoły akurat jak zadzwonił dzwonek. Wpadłem do klasy i usiadłem obok Myungsoo. 

"Ktoś tu się prawię spóźnił~" -szepnął mi do ucha Myung. 

"Zamknij się, Myung"

"Mówiłem że masz mnie nazywać L!"

"A przestaniesz się porównywać do postaci z anime? To denerwujące."

"Co ty taki poważny się zrobiłeś, Lu... A właśnie, słyszałeś o dzisiejszym wypadzie nad morze? Idziesz?"

"No raczej! W końcu niedługo wyjeżdżam. A kto jeszcze idzie oprócz nas?"

"Jackson, Mark i Taemin"

"Będzie ciekawie, idziemy na tą plaże najbliżej szkoły?"

"Jackson stwierdził,żeby iść na ten wielki klif co jest niedaleko plaży. Chcą się pobawić w skakanie do wody, ale nie wiem czy to dobry po-" - Myung nie zdążył skończyć, kiedy zadzwonił dzwonek.

"Do zobaczenia po szkole!"

Reszta lekcji była nudna, ale i tak nie mogłem usiedzieć na miejscu z podekscytowania. Po ostatniej lekcji, koreańskim, wybiegłem ze szkoły jak najszybciej tylko mogłem. Przed szkołą zastałem tylko Taemina. 

"Hejka, gdzie reszta?" 

"Zaraz powinni być. Ej, myślisz że to dobry pomysł z tymi skokami?"

"A co, wymiękasz Taemin?"

"Nie o to mi chodzi, w okolicy tego klifu jest wir. Wczoraj zgłaszali, że ktoś prawie zatonął."

"Nie będziemy skakać do tego miejsca, gdzie jest wir. Możemy skakać trochę w bok i po problemie. O, idą!"

Taemin się obrócił i zauważył nadchodzących chłopaków. Poszliśmy w kierunku lasu, na którego końcu jest klif. A może Taemin ma trochę racje, a jeśli się coś nam stanie? Nie powinienem o tym myśleć teraz... Doszliśmy do klifu w jakieś 5 albo 10 minut. Rozebraliśmy się i założyliśmy stroje kąpielowe. 

"Ja idę pierwszy!" Krzyknął Mark po czym przygotował się do skoku. Skoczył przed siebie i poleciał w dół. Spojrzałem w dół i zauważyłem coś. Wpadł prosto do wiru.

"O boże... Niech ktoś go wyciągnie!"- krzyknąłem, ale wszyscy zaczęli się śmiać."Debile! On wpadł do wiru!" 

Nastała cisza, Jackson powoli zbliżył się do krańca klifu.

"On... Nie wynurza się... Cholera!" Jackson krzyknął i skoczył do wody. Pobiegliśmy na dół na plażę. Czekaliśmy zniecierpliwieni aż wyjdą z wody. Po paru minutach w tle zobaczyliśmy płynącego Jacksona z Markiem na plecach. Pobiegłem do wody, żeby mu pomóc. Położyliśmy go na piasku. Przyłożyłem ucho do jego ust. Nie oddycha... Sprawdziłem tętno na szyi. Nagle łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Nie, to niemożliwe. Dopiero co mieliśmy się dobrze bawić... On musi żyć. Jackson zaczął robić usta usta, ale to nic nie da... On nawet nie ma tętna... Podszedłem do niego i położyłem jego głowę na kolanach, zacząłem bardziej płakać. Jedna z moich łez kapnęła na jego czoło i spłynęła po jego skroni. Nagle zauważyłem jakieś niebieskie światełko na mojej ręce. Moje znamię zaczęło świecić... Rozejrzałem się, ale chłopaki byli zajęci dzwonieniem po pomoc. Przyłożyłem moją lewą rękę, na której było znamię, do serca Marka. Zaczęło świecić mocniej. Nagle Mark otworzył oczy i odkrztuszać wodę z płuc. 

"Chłopaki! Mark się obudził!" Wszyscy się obrócili w stronę mnie i Marka. Jackson pobiegł pierwszy. Wziął chłopaka z moich kolan i przytulił do piersi, płacząc.

"Nic ci nie jest... Na szczęście..." - powiedział, po czym przytulił go mocniej do swojej piersi. Nagle przyjechała karetka, z której wyszło dwóch ratowników. Przenieśli Marka na nosze i wnieśli do karetki. Nagle usłyszałem szelest za sobą. Obróciłem się w stronę lasu, ale nikogo tam nie było... Spojrzałem na moje znamię. Co się właśnie stało...

A to dopiero początek...

Author's Note

Mam nadzieje, że pierwszy rozdział się spodobał ^^ Drugi może być jutro albo pojutrze. Ciao!

*gif na górze przedstawia jak "aktywuje" się znamię Lu* 

~Paula


Fight for Love| BTS & EXO FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz