Rozdział Pierwszy

30 3 1
                                    


~Obecnie

Lał siarczysty deszcz, a ja tkwiłam na przystanku autobusowym.
Dwie minuty temu uciekł mi autobus przez moją genialną siostrę bliźniaczkę Mie.
Zapomniała wziąć z domu błyszczyka i oczywiście ja musiałam się po niego wrócić.
Powinnaś przewidzieć że będzie padać Phoebe...
Usłyszałam swój wewnętrzny głos, który towarzyszył mi odkąd pamiętam.
- Nikt cię nie pytał o zdanie – mruknęłam

Stałam tak pod golutkim niebem, przemoknięta do suchej nitki, gdy nagle obok mnie zjawił się mój stary przyjaciel Rodrick z parasolem w ręku. Stanął tuż obok mnie i udawał, że mnie nie widzi. Wpatrywałam się w niego jadowitym wzrokiem:
- Długo masz zamiar tak stać i udawać, że mnie nie znasz? – wycedziłam przez zęby, na co on po prostu parsknął śmiechem.
- W interesujący sposób wyrażasz swoje prośby – stwierdził
- O co ci znowu chodzi ? – zdziwiłam się

- Czy przypadkiem nie chcesz, żebym użyczył ci swojej parasolki? – spytał

- A co mi to da, jak i tak już jestem cała mokra? – westchnęłam

- Pomyślałem sobie, że skoro i tak spóźniliśmy się na autobus, a do następnego mamy jeszcze godzinę... To odprowadziłbym cię teraz do domu, przebrałabyś się w jakieś suche ciuchy, a potem... wrócilibyśmy na przystanek... już bezpieczni pod moim parasolem.

- No widzisz, jak chcesz, to potrafisz logicznie myśleć! Tylko pozostało jedno pytanie:
Dlaczego ty też przegapiłeś autobus?

- Pozwól, że zachowam tę odpowiedź dla siebie – uśmiechnął się tajemniczo – Dowiesz się wszystkiego, kiedy przyjdzie na to czas – dodał po chwili
Wszystko wkrótce się wyjaśni Phoebe...

Szczerze... czasem nienawidzę tego głosu.

- O czym ty znowu mówisz? – zwróciłam się do przyjaciela żądając jakichkolwiek wyjaśnień

- A to... już kolejna tajemnica.
I tak, drocząc się wspólnie, dotarliśmy przed mój dom.

*

Dwie godziny później staliśmy przy biurku nauczycielki i próbowaliśmy wytłumaczyć nasze spóźnienie. Oczywiście Rodrick nie zadał sobie trudu, by powiedzieć cokolwiek, więc to ja musiałam stwarzać jakieś dziwne historyjki na temat naszego późnego dotarcia do szkoły. Jakimś cudem kupiła to i kazała nam zająć swoje miejsca. Wróciliśmy do ławek, a pani Johnson zaczęła swój dość nudny wykład na temat wojny secesyjnej. Starałam się jej słuchać, ale moje myśli odpłynęły daleko. Jedyne co mogłam usłyszeć to ciche dźwięki fortepianu. Nie wiedziałam co to za melodia ale w głębi serca czułam, że ją znam.

Znasz ją dziecko, znasz... tylko na chwilę obecną musisz obejść się tylko jej melodią.

*

Obudziłam się gwałtownie i spostrzegłam, że nikogo nie ma już w klasie. ,,Oho... pewnie zasnęłam'' pomyślałam pakując swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Dzień minął mi w sumie normalnie tylko jedna sprawa nie dawała mi spokoju... jak leciała ta melodia przy której przysnęłam na lekcji? Przestało padać, więc stwierdziłam, że wrócę do domu na nogach. Miałam iść razem z Rodrickiem ale ten idiota znowu coś przeskrobał i został w kozie. Postanowiłam wybrać dłuższą drogę, ponieważ miałam ochotę na spacer. Nasza szkoła mieściła się na obrzeżach miasta, a za nią rozpościerał się las. Nie wiedziałam dlaczego, ale coś mnie pchnęło, żeby iść tą drogą. Nigdy w nim nie byłam, ale jakoś wiedziałam, dokąd iść. Nagle spostrzegłam czarnego kota z białą skarpetką na lewej łapce.

Nie zbliżaj się do niego !

Krzyknął mój wewnętrzny głos postanowiłam jednak go zignorować. Zbliżyłam się do niego, żeby go pogłaskać. Gdy uniosłam rękę, nieufnie spojrzał na mnie, ale ruszył w moją stronę. Jednak nie udało mi się go dotknąć, bo gdzieś w pobliżu rozległ się dziwny szelest i kotek uciekł. UCIEKAJ! Na co czekasz?! Uciekaj nim będzie za późno! Usłyszałam przeraźliwy krzyk w głowie. Przestraszona zerwałam się na równe nogi i pobiegłam przed siebie. Mknęłam przez leśną głębie, kiedy usłyszałam znajome dźwięki fortepianu. Podążyłam za tajemniczą melodią, aż ujrzałam wysoki budynek pośrodku lasu. Uświadomiłam sobie, że muzyka dobiega właśnie stamtąd. Dobiegłam do bramy. Dostrzegłam, że jeden z pokoi jest cały oszklony. Całe pomieszczenie było urządzone w wiktoriańskim stylu. Pośrodku pokoju stał duży czarny fortepian, przy którym siedział wysoki mężczyzna o krótkich czarnych włosach. Miał na sobie czarną koszule i biały krawat. Zaczęłam mu się przyglądać.
Miałam wrażenie, że poprzez muzykę wyraża swoje uczucia, a na jego twarzy widnieje smutek.
W pewnym momencie przestał grać i spojrzał na mnie przygnębionymi srebrnymi oczami.


Tak wygląda śmierć dziewczynko... ratuj się puki możesz

Obudź się!

Usłyszałam głos własnej podświadomości i po chwili otworzyłam oczy. 

 

Hej wszystkim ^^
Witajcie na początku naszej wspólnej przygody z "Tajemniczą Kołysanką". 
Mamy nadzieję, że razem z Phoebe odkryjecie mnóstwo ciekawych tajemnic 
oraz że opowieść Wam się spodoba. 
Do następnego rozdziału,

~Eleonora  

Tajemnicza KołysankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz