Rozdział 5

29 3 0
                                    

ZosiQ
Korek od pustej butelki zatrzymał się na Swallowie. Co za ulga. Zerknęłam na czerwonowłosego, który lada chwila miał powiedzieć wyczekiwane wyzwanie.
-Pomyślmy...- zaczął Isaak kwestią, która miała za zadanie utrzymywać w niepewności- Musisz umówić się na randkę z dziewczyną, do której ostatnio pisałeś- powiedział z chytrym uśmieszkiem.
-Że co?- pomyślałam patrząc się na resztę jak głupia. Myślałam, że ta gra będzie chociaż odrobinę normalna, ale jak widać, jadą po całości. Nie dobrze.
-O-okej- powiedział zdezorientowany Swallow, który trząsł się tak, że komórka prawie wypadła mu z dłoni.
Parę minut później, zadanie zostało zaliczone i nadeszła pora na kolejnego nieszczęśliwca. Którym okazałam się oczywiście ja, a wylosował mnie Sytry bo któż inny. Uśmiechał się podejrzanie, co wcale nie wróżyło nic dobrego.
-Pocałuj Dantaliona w policzek- walnął prosto z beczki, patrząc się na nas swoimi wielkimi błękitnymi oczyma, jakby przepełnionymi spiskiem.
Nie było co udawać, że nie słyszałam. Zadanie wydawało się czytelne, chyba.
-Jeżeli nie chcesz, to nie musisz tego robić- usłyszałam ciepły i spokojny głos Dantaliona.
-J-ja- zaczęłam się jąkać, ale zdałam sobie sprawę, że to i tak nie pomoże. W prędkości światła nachyliłam się i pocałowałam chłopaka w policzek, po czym zerwałam się z miejsca i rzuciłam szybkie- Muszę iść. Na zewnątrz padało, ale nie przejmowałam się tym. Po prostu chciałam pobyć chwilę sama... Szłam alejką w stronę mojego domu, ale nie śpieszyłam się zbytnio. Nie chciałam aby rodzice pytali się dlaczego jestem taka markotna. Może i wyglądało to głupio, że bo szybkim pocałunku wybiegłam jak poparzona, ale sprawa była taka:
-Nigdy nie miałam chłopaka
-Nigdy nikogo nie pocałowałam
To by było na tyle, nie byłam pewna czy reszta osób miała ochotę patrzeć jak całą grę siedzę zalana rumieńcem i nie odzywam się do nikogo. Tak, to by było mało sensowne, więc postanowiłam wyjść, chociaż tak naprawdę skończyło się wybiegnięciem. Założę się, że już dawno zapomnieli o tym zajściu i jakby nigdy nic dokańczają zaczętą grę. Samotna łza spłynęła mi po policzku, ale nawet nie zauważyłam jej idąc w ulewie.
Po chwili namysłu, zdecydowałam się pójść do mojej ulubionej kawiarni. Tam nikt nie będzie mi przeszkadzał i będę miała szansę poukładać porozrzucane myśli, które bez celu krążyły po mojej głowie. Droga tam okazała się dłuższa niż myślałam, a to prawdopodobnie z powodu położenia po przeciwnej stronie, niż w którą poruszałam się na początku. Dom Isaaka obeszłam wielkim łukiem. Zdałam sobię sprawę, że straszna ze mnie panikara. Jeszcze chwila, a przez takie drobiazgi popadnę w depresję. Lekko zaśmiałam się w duchu. Do kawiarni zostało mi tylko kilka kroków. Ostatnie dwa metry podbiegłam i leciutko otrząsnęłam się z kropelek wody. Już w nieco lepszym humorze weszłam do środka i rozglądnęłam się po wnętrzu... Dwie panie gawędzące o pracy, starszy pan narzekający na pogodę, Dantalion, pan z psem. Nie, chwila. Cofnij się... Dantalion?? Już miałam wyjść z kawiarni udając, że mnie tu nie było, ale on już mnie zauważył...

Dantalion
Po wyjściu ZosiQ, straciłem ochotę na dalszą grę. Miałem mętlik w głowie. Po części, byłem trochę zdenerwowany na Sytry'ego. Spodziewałem się, że jeśli wylosuje mnie, to da mi zapewne jakieś dziwne zadanie, ale zamiast mnie, dostało się, niczemu winnej, dziewczynie. Z drugiej strony byłem mile zaskoczony, że ZosiQ pocałowała mnie, pomimo mojej propozycji, by tego nie robiła z przymusu. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie jej drżących ust. Pozostaje jednak kwestia, że dziewczyna nadal nie wie do końca kim jestem.
Na szczęście impreza jeszcze nie trwała długo i od razu po skończeniu tej całej butelki, szybko pożegnałem się z innymi. Wiedziałem, że wypadało by pomóc sprzątać, ale chciałem też to wszystko na spokojnie przemyśleć.
Wyszedłem na zewnątrz, ciesząc się świeżym powietrzem. Do Piekła jakoś mi się nie spieszyło, zwłaszcza, że pewnie znowu spotkałbym Sytry'ego. Skierowałem się w jedną z uliczek, sam do końca nie wiedząc dokąd iść. Gdy tylko oddaliłem się od domu Isaaca, nie umiałem powstrzymać napływających mi do głowy myśli...
Po pierwsze, nie wiem, co tak naprawdę czuję do ZosiQ. Nigdy nie podejrzewałem, że się w kimś zakocham. Chwila, zakocham? Ale to przecież nie możliwe żebym był zauroczony człowiekiem. Takie związki nigdy nie wyszły nikomu na dobre.
Następnie zostaje jeszcze perspektywa wyjawienia w końcu prawdy. No bo przecież nie mogę cały czas udawać, że jestem typowym uczniem...
I na końcu, muszę jakoś pogodzić życie w Piekle i w Świecie Ludzi. Nie chcę rezygnować z żadnego z nich. Ale po co ja trzymam się z ludźmi... ZosiQ. Ona jest odpowiedzią na te dręczące pytanie... Westchnąłem cicho. Po co ja tu w ogóle jestem? Gdybym tu nigdy się nie pojawił, nie miałbym tylu problemów...
Nawet nie zauważyłem, jak przeszedłem przez mały park i wszedłem do jakiejś kawiarni. Ciekawy, która była już godzina, spojrzałem na zegar. 7.30. Naprawdę ta impreza trwała tak długo? Usiadłem przy ostatnim stoliku i zacząłem przeglądać menu. Nagle drzwi kawiarni otworzyły się, a w nich stanęła ZosiQ. Ja to mam szczęście... Ale wypadałoby się przywitać.
- Hej - powiedziałem i podszedłem do dziewczyny.
- Cz-cześć - odpowiedziała szybko i odwróciła wzrok.
- Może się przysiądziesz? - zaproponowałem. Usiedliśmy na miejscu i zapadła niezręczna cisza. Po paru minutach podeszła do nas kelnerka i złożyliśmy zamówienia.
- I jak było na imprezie? - zapytała ZosiQ, chcąc uniknąć milczenia.
- W porządku - odpowiedziałem - Choć po twoim wyjściu nie było zbyt ciekawie.
- Aha. - Kelnerka przyniosła nasze zamowienia, a między nami znów zapadła dręcząca cisza.
- A co u ciebie? - zapytałem po jakimś czasie.
- Okej...
- Chyba nie przepadasz za takimi imprezami, co nie?
- Nom, takie nie w moim stylu... - powiedziała. Dopiliśmy napoje i zamieniliśmy jeszcze parę zdań.
- To ja już będę się zbierać. - Dziewczyna założyła kurtkę i poszła zapłacić za rachunek. Podbiegłem do ZosiQ, akurat gdy kasjerka obliczyła kwotę do zapłaty.
- Mogłaby pani złączyć nasze rachunki - wypaliłem. Kelnerka zaczęła liczyć, a ZosiQ spojrzała na mnie pytająco, ale o nic nie pytała. Zapłaciłem za nasze rachunki i wyszliśmy z kawiarni.
- Nie trzeba było - zaczęła dziewczyna.
- Daj spokój... To nie robi żadnej różnicy - odpowiedziałem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Odprowadzić cię? - zapytałem szybciej niż się nad tym zastanowiłem. Nie powinienem tu przebywać tyle czasu.
- Jak masz na to ochotę...
- Zawsze lepiej chyba wracać w towarzystwie - odpowiedziałem. Dziewczyna tylko skinęła głową i zaczęliśmy iść we wskazanym przez nią kierunku. Splotłem nasze dłonie, na co ZosiQ lekko się zarumieniła, ale mnie nie puściła. Nie przeszliśmy jeszcze przez park, gdy nagle zobaczyłem charakterystyczną, ciemną chmurę.
- Co to jest? - spytała zaniepokojona ZosiQ. "Chmara demonów" chciałem odpowiedzieć, ale już widziałem jej reakcję. Jakby jeszcze było mało, moje nietoperze też musiały przylecieć.
- Masz wracać natychmiast do Piekła - powiedział Amon. ZosiQ patrzyła raz na mnie, raz na nietoperze i chmurę.
- Dantalion, o co tu chodzi?
- Jakby to ująć... Jestem demonem, 71. filarem Salomona dowodzącym 36 legionami piekielnymi...

Miłość z piekła wzięta [DantalionxZosiQ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz