...2...

455 53 4
                                    

POV's Mingyu

 Tańczyłem, chyba po raz setny układ do mojej nowej piosenki. Niedługo comeback, ale zawsze ten taniec sprawia mi najwięcej trudności. Chciałbym mieć taki talent do tańca jak Minghao. Po prostu pstryknąć palcami, i puf. Umiem cały układ. 

- Minnie, może skończymy na dziś? Wyjdziemy gdzieś? Zrobimy cokolwiek!? Tylko nie każ mi dłużej tu siedzieć! - O wilku mowa. The8 leżał na podłodze, robiąc kurzowe aniołki, albo jeszcze inne akrobacje. Wyglądał na bardzo, bardzo znudzonego, a na dodatek obiecałem mu, że dziś spędzę trochę czasu z nim, ale jak zawsze muszę tu siedzieć i przebierać nóżkami jak jakaś chromolona balerina! Ludzie mają zwracać uwagę, na moją muzykę, a nie na to jak pląsam po scenie. 

- Wiesz, że muszę opanować tą choreografię! - jęknąłem, opadając wycieńczony obok chińczyka. Ming zmarszczył brwi.

- Comeback masz dopiero z trzy miesiące. To kupa czasu, jeszcze z 6 razy nauczysz się tego. - oburzył się. 

Wiem i co z tego? Chce mieć pewność, że będę to umiał. Będę mógł spokojnie spać, może nawet zasłużę na tydzień wolnego? Wyjechał bym sobie z The8 na jakiś urlop, by odpocząć. Ach, może spotkałby mnie tam jakiś wakacyjny flirt, może więcej. Za dużo tych może, za mało pewniaków.

Próbowałem, przekonać Ming, że to naprawdę trudny układ, i za nic w świecie nie nauczę się go nawet w rok. Ten tylko marszczył brwi, wciąż kręcąc głową.

- Naprawdę? Ja od samego patrzenia znam to na pamięć! - powiedział oburzony. Zerwał się na równe nogi i podszedł do mnie. Przez chwile mierzyliśmy się zabójczym spojrzeniem.

- No dobrze, jak tak, to mi to pokarz. - zakpiłem podpierając się pod boki, po czym wskazałem na parkiet. byłem pewien, że ściemnia, byle w końcu wyciągnąć mnie z studia. Być może ma ten swój dar taneczny, ale to co on mi insynuuje, przekracza ludzkie możliwości!


- Pod jednym warunkiem! Jak nie pomylę się ani razu, to szorujesz do Jihoona i prosisz, na kolanach o dzień wolnego. - zażądał, dźgając mnie w klatkę piersiową. Przystałem na propozycje, będąc przekonany, że nie będę musiał, robić z siebie błazna, natomiast The8, wyjdzie na takiego.

 Wyczekiwałem występu The8, zacierając ręce. Chłopak z trudem podniósł się z paneli. Włączył odtwarzacz. W pokoju znowu rozbrzmiała znana mi melodia. Chłopak na początku charakterystycznie kiwał głową próbując złapać rytm, a potem...ujrzałem perfekcyjnie zatańczony układ do mojej promocyjnej piosenki. Złapałem się załamany za głowę.

- Nie... - jęknąłem żałośnie, opadając na podłogę z głuchym plaskiem. Jak mogłem tak zlekceważyć Minghao, albo chociaż być bardziej rozważyć zakładanie się z The8. Pieprzony dar. 

Ja nigdy nie mogłem powiedzieć, że miałem jakiś talent. Może i jestem tą gwiazdą, Ale za jaką cenę... lat wałkowania wszystkiego od podstaw. Kiedy zaczynałem byłem tylko gówniarzem z wielkim marzeniem. Wszyscy na mojej drodze mówili, że się do tego nie nadaje. Nie mam już siły, przypominać sobie tych wszystkich rozczarowań  jakich doświadczyłem. Było ich zbyt dużo. Wiele razy byłem bliski odpuszczenia sobie. Ale, nie zrobiłem tego. Bo, cóż wierzyłem, że mi się kiedyś uda. Nadzieja. Banalne czyż nie? Miłość do muzyki, to też trzymało mnie przy  celu. Co z tego, że nigdy nie byłem dobrym artystą, tym bardziej muzykiem. Za dzieciaka nie zaśpiewałem ani razu czystego dźwięku, a nuty myliłem nagminnie. Ale kocham muzykę. Wszystkie dźwięki, tony, melodie. Uwielbiałem siadać na schodach opery, udając, że naprawiam coś w zjechanej deskorolce, a tak naprawdę wsłuchiwać się w ledwo słyszalny spektakl.

 Czarny cień mignął mi przed twarzą, by uderzyć mnie w głowę. 

- Mingyu zgodnie z umową pędzisz do Jihoona. - zaskrzeczał uradowany, zakładając z powrotem czarną bejsbolówkę, którą przed chwilą trzepnął mnie w łeb. - Mingyu! Mam cię jeszcze raz walnąć, żebyś się wreszcie ocknął z tego zachwytu. Wiem, że świetnie tańczę i jestem zniewalająco przystojny....

- Tylko się zamyśliłem. - westchnąłem, wytracając go z tego samozachwytu.

Podniosłem się  z zimnych paneli, które przyjemnie chłodziły mi plecy. Zabrałem z ławki moją szarą bluzę i przewiązałem ją sobie w pasie. Najpewniej u Jihoona w biurze znowu będzie nie wyobrażalnie zimno, że mógłbym zamienić się w wielki sopel lodu.  Nie rozumiem jak Woozi może wytrzymywać w tej lodówce. Ugh, i tak, nie mam w tej sprawie nic do gadania. On robi co mu się tylko żywnie podoba. Ten temat również tyczy się to mojej kariery. 

- Pośpiesz się Kim. - bąknął złośliwie Xi, przerzucając z ręki do ręki w połowie pustą butelkę z wodą. A może w połowie pełną? Mniejsza z tym.

 Poczłapałem do drzwi sali, niczym skazaniec na ścięcie. Prawdopodobnie ta rozmowa z menadżerem, będzie gorsza niż egzekucja. Miałem już chwytać za klamkę, ale ktoś mnie uprzedził. Następnie drzwi otworzyły się z wielkim rozmachem. Gdybym, W porę się nie odsunął w bok, dostał bym tymi drzwiami prosto w twarz. Do sali wpadł uradowany... Jihoon. Co za wyczucie! Po chwili stanął na środku pokoju, unosząc w dłoni dwa połyskujące papiery, chełpiąc się, jakby trzymał jakiś drogocenny łup wojenny. 

- Mingyu! Moja ty gwiazdo! Widzisz co zdobyłem!? Przepustki na największy tego roku bankiet w Seulu! Będą tam wszyscy! Sławy z całej Azji! To wyśmienita okazja dla ciebie! - wykrzykiwał, machając rzeczoną przepustką na wszystkie strony. Największy bankiet w Seulu? Brzmi ciekawie? Jihoon ma dwie przepustki. Może zabiorę tam Minghao? Tak! Nie będzie mi już więcej zawracał głowy, że nie spędzam z nim czasu. 

- Kiedy to się odbywa? - spytałem zaciekawiony. Musze wiedzieć ile jeszcze będę musiał znieść marudzenie The8. Jihoon wydął wargę oraz postukał się w czoło udając, że nad czym się głęboko zastanawia. 

- Gdzieś za dwa tygodnie...? - Aż tyle! Choć, zawsze mogło być gorzej. Minghao potrafi zamęczyć człowieka na śmierć. No, może przesadziłem. Poważny uszczerbek na psychice to określenie w sam raz.

- To zabieram ze sobą Minghao... - mruknąłem w stronę Chińczyka. Momentalnie przede mną pojawiła się pulchna twarzyczka Wooziego. Zmarszczone brwi i surowy wzrok, nie wróżyły nic dobrego. 

- Ej młody! Wiesz, że z całego serca kocham twojego przyjaciela, ale to JA jestem twoim menażerem i to JA muszę pójść z tobą. - oznajmił, dobitnie podkreślając wyższość swojej osoby. Wspaniale. Właśnie spuszczam, swój wspaniałomyślny plan w odmętach metaforycznej ubikacji. Czemu ten despota musi mnie pilnować? Jestem dorosły. Sam umiem się pilnować! Ale co mi po lamentach. Kłótnia z moim menażerem, jest równa przedwczesnemu zgonowi w okropnych katuszach. Ja podziękuję, jeszcze muszę zaliczyć wszystkie punkty z listy "Co zrobić przed tym jak kopne w kalendarz" 

- Ech, i tak bym się nie zgodził. Nie moje klimaty. - stwierdził niewzruszony The8, rozsiadając się w najlepsze na drewnianej ławę. 

Woozi chwile omawiał mi przebieg imprezy, po czym wrócił do swojej samotni. Uprzedził mnie też, jak mam się zachowywać w stosunku do niektórych szych, ale dużo z tego nie zapamiętałem. Może dlatego, że nie bardzo chciałem go słuchać? Teraz na głowię mam inne zmartwienie, a raczej problem powrócił do mnie jak bumerang. Co ja kurna zrobię z obietnicą daną Minghao? Może zapomni? Jest moi drodzy licha nadzieja, iż mój przyjaciel, choć raz zabłyśnie pamięcią złotej rybki.

 Zbierałem się właśnie do wyjścia. Trening skończyłem, a The8 już czekał gotowy przy drzwiach. Chińczyk co chwile mnie poganiał, ależ niecierpliwy z niego człowiek. Kiedy tylko zbliżyłem się do Mnighao, on złapał mnie za kaptur i spojrzał w moją stronę morderczym spojrzeniem.

- Nie myśl sobie, że zapomniałem o zakładzie. Radze ci Min, jutro w podskokach lecieć do biura Wooziego po dzień wolnego. Nie chce być w twojej skórze, jak tego nie zrobisz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. 

He he, może jednak znajdzie się gdzieś jakaś dziura w grafiku, co?


NA: update 2020, nic ciekawego, mniej cringe.

Dwie karty / MeanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz