POV's Jun
Nareszcie nastał ten błogosławiony przez wszystkie korpo-szczury dzień. Mam wolne! Błogie dwie doby jebanego nic nie robienia! Przynajmniej tak zakładał mój grafik, niestety nie pokrywa się on z widzimisię innych, czytaj Jeon Wonwoo... Woli wyjaśnienia, to tak właściwie miałem coś zrobić, a mój urlop nie polegał tylko na czystym lenistwie. Już dawno temu zaplanowałem sobie spotkanie z Minghao. Od tego, przyznajmy szczerze, niespotykanego zdarzenia w studio, ja i The8 utrzymujemy stały kontakt, głównie sms-owy, ale jednak jakiś. Dziwne, że ja jeszcze nie spisałem tej znajomości na straty, spuszczając fakt istnienia Xu w moim przepastnym umyśle. Chyba, jest to człowiek, którego urzekła mnie jego osobowość, i aż byłoby mi przykro tracić z nim kontakt. Nie poznaję się, zaczęło mi zależeć na kimś innym niż ja. Ha! Tylko bym się nie zagalopował w tej relacji i nie zakochał w Minghao! Ha! ha! To mi wyszło! Dobry jajcarz ze mnie. Jednakże wracając do spotkania, umówiliśmy się tradycyjnie w studio. Zapewne poćwiczylibyśmy godzinkę albo dwie, potem poszło by się coś zjeść i tak by czas minął.
ALE NIE! NIE MOGŁEM PRZYJŚĆ!
Dlaczego?
Gdzieś 15 minut drogi do miejsca spotkania, zadzwonił mój telefon. Byłem w świetnym humorze, więc uznałem, że odbiorę urządzenie, nie przejmując się kto do mnie wydzwania. Przeważnie mam w dupie wszystkie nie służbowe telefony, nie przepadam za gadaniem przez komórkę. Sms też piszę tylko jak mi się chcę, albo sytuacja tego wymaga. Dlatego też tak cieszę się na spotkania twarzą w twarz, sprawiają mi więcej przyjemności, niż zawalona skrzynka.
- Halo halo? Junhui przy telefonie. - odebrałem, z promiennym uśmiechem. Dzisiaj wcisną mi jesienny kredyt czy może wygrałem kuriozalną sumę w konkursie, w którym nie brałem udziału? A co tam! Umilę sobie drogę na spotkanie, nic niewnoszącą rozmową telefoniczną.
- Jun... Jest sprawa. - w słuchawce usłyszałem pochrypły głos Wonwoo, który raczej nie brzmiał, jak poranna chrypka, a zdarte gardło. Przeziębiony? Po syropki chcę mnie wysłać? Pomarańczowy czy malinowy? Osobiście wole ten drugi, od pomarańczy chce mi się rzygać.
- Jaka sprawa Wonnie? - spytałem ni to się przejmując stanem chłopaka, a raczej czystą ciekawością, którą wzbudził ten niespodziewany telefon.
- Muszę komuś się wygadać i padło na ciebie Jun. - oznajmił zrezygnowany, wzdychając przeciągle. Przedrzeźniałem ten gest, może aż nader. Subtelność nie leży w mojej naturze.
- A na kogo innego mogło? Więc co chcesz mi powiedzieć? - zacząłem terapię doktora Jun'a przez kontrolne pytanie. Imaginowałem sobie biały gabinet z brunatną kozetką. Siebie w obskurnym bezrękawniku, z szkłami na pół twarz i notatnikiem w dłoniach. Wonwoo, jako mojego pacjenta oraz Minghao, jako moją asystentkę. Cóż wizja The8 w garsonce z za dużym dekoltem mnie wystarczająco zniesmaczyła, by dalej kreować tą myśl.
- Wiesz, ale to nie jest rozmowa na telefon... Przyjedziesz do mnie? - za jąkał się, lecz pytanie które padło, miało dość wyrazisty wydźwięk rozkazu. Jeon często posługiwał się takim zabiegiem, by kogoś naciągnąć. Nie zliczę, ile to razy zmarnowałem czas, ku jego zadowoleniu. Jednak to nie dziś.
- Odpada.
- Czemu!? - krzyknął zbulwersowany do słuchawki. Najwidoczniej przewidywał, że nie mam innych zajęć niż tylko życie, niczym drugoplanowa postać w jego życiu. Wybacz Wonwoo, ale to ja jestem najważniejszy w swojej bajce.
- Mam już plany na dzisiaj, a twoje lamenty nie są ich częścią.- stwierdziłem oschle, brutalnie deptając jego nadzieje na moje towarzystwo dzisiejszego dnia. Usłyszałem przeciągły jęk albo skowyt Won'a. Nie wiem, które określenie jest bardziej trafne.
CZYTASZ
Dwie karty / Meanie
RomanceCzasami jedna zła decyzja burzy cały świat, niczym błędny ruch ręki niszczy staranie ułożony domek z kart. Czy tylko dwie karty stworzą fundament związku wypalonego dziennikarza i zagubionego muzyka? Pairing: Meanie! Junhao, Jihan. Uwagi: Przekle...