- Co tam dostałaś?
- List, czekaj zobaczę.
- Piękna koperta – Fenris nachylił się przez ramię Hawke.
- Fakt, ciekawe od kogo.
- Otwórz sam jestem ciekaw.
Kobieta szczupłymi palcami złamała pieczęci w świetle świec dostrzegłszy znak gryfa do złudzenia przypominający ten, którego szarzy strażnicy nosili na tarczach. W powietrzu uniósł się zapach laki i lekkich piżmowych perfum.
- Eleganckie pismo - rzucił okiem.
- Ja nie mogę, spójrz. To zaproszenie na audiencję od króla Fereldenu. Na Andrastę, ja i spotkanie z królem. To do mnie nie podobne.
- Zatem musisz pójść – elf uśmiechnął się do niej.
- Chyba tak – westchnęła głęboko.
Wyminęła go, podała mu pergamin, po czym szybko pobiegła na pięterko wołając Oranę. Dziewczyna zjawiła się w mgnieniu oka, wycierając dłonie w fartuszek.
- Tak proszę pani.
- Ile razy mam cię prosić byś mnie tak nie nazywała.
- Dobrze messere.
- Weź Bodahna i przygotujcie mi najlepszą szatę. O, może tamtą – wyszarpała z szafy strojne odzienie. - Tak, ta powinna być w porządku, nie za bogata? Jak myślisz?
- Jest bardzo ładna.
- To się cieszę – znów złapała się za głowę. – Oszaleję, Fenris! Ucisz psa. Od rana ujada. Bodahn! Byleś z nim na spacerze! - przechyliła się przez poręcz zerkając na niskiego krasnoluda bawiącego się brodą.
- Tak messere, myślę że się nudzi.
- Fenrisie mogłabym cię prosić byś zaprowadził go do koszar? Avelina będzie zachwycona.
- Zaprowadzę go, uspokój się. Jestem zaskoczony. Bardzo żywiołowo reagujesz. Nie znam cię takiej. Jakbyś Alistaira znała od dawna.
- Bo tak jest. Proszę, idź już. Bardzo będę cię potrzebowała podczas audiencji. To dla mnie ważne.
- Skąd go... dobrze idę.
- Dziękuję – posłała mu buziaka.
Elf zagwizdał i szczęśliwy ogar pobiegł za nim szczekając, i merdając ogonem.
Chodź ty bestio – zażartował, pies podskoczył kilka razy wokół jego nóg i obaj zniknęli za drzwiami domu.
Kobieta krążyła po domu to wchodząc na piąterko, to schodząc do biblioteki nerwowo zacierając dłonie. Orana zerkała na nią z mrużąc oczy. Próbowała pojąc zachowanie swej wybawicielki, jednak nie potrafiła. Żeby złagodzić narastający niepokój wyciągnęła lutnię i usiadała naprzeciw kominka. Muzyka spłynęła lekko na zgromadzonych w pomieszczeniu. Zaśpiewała jedną z tych elfich pieśni, które tak lubiła Hawke. Sandal przysiadł obok niej patrząc nań poczciwymi oczyma. Tylko domownicy wiedzieli, co wtedy czuł. Rozluźniał się już nie dręczyły go koszmary, o których w sekrecie mówił Hawke. Wszyscy się o niego martwili. W tych też chwilach Orana wpychała mu do ust kawałek słodkiego ciasta, zwykle to pomagało.
Hawke przygotowała sobie wszystko i cały czas, jak mantrę, powtarzała wyuczone formułki tudzież zwroty grzecznościowe. Dobrze, że matka zadbała o jej dobre maniery.
Alistaira poznała wiele lat temu, zanim Lothering zniszczyły pomioty. Zabiła wtedy jednego ze zbirów, którzy grasowali na trakcie, a którzy również parali się pobieraniem myta. Nigdy nie zapomniała jak na nią wtedy spojrzał. Nie wymazała tego obrazu z pamięci do dziś. Tak patrzy albo szaleniec, albo człowiek skrajnie cierpiący. Niewątpliwie wtedy cierpiał. Może uratowała mu życie. W każdym razie sztylet, który zawsze nosiła ze sobą, bezsprzecznie się przydał. W tym czasie jeszcze tłumiła swoją magię. Dlatego z Carverem ćwiczyła, nad jeziorem, podstawy walki wręcz. Jej siostra także musiała się ukrywać, było jej tak samo ciężko. Czego się dotknęła, płonęło. Dobrze, że ojciec wytrwale uczył ją samokontroli i przy okazji był zdolnym stolarzem, inaczej nie mieliby w domu na czym siedzieć. Na te wspomnienia twarz jej pojaśniała. Alistair był wtedy młody, niewiele starszy od niej. Pamiętała jak pięknie prezentował się w lipcowym słońcu. Towarzyszący mu podróżnicy różnili się od innych uchodźców. Ludzie patrzeli nań podejrzliwie, ale przecież nikt, nikomu w tym okresie nie ufał. Za miasteczkiem panoszyli się złodzieje i szabrownicy, karczma pękała w szwach, a w klatce za miasteczkiem siedział Qunari łypiący na wszystkich spode łba. Nie śmiała nawet przypuszczać, że ten młodzian będzie królem, któremu teraz złoży pokłon. Pamiętała jak bezustannie spierał się jedynie z jedną z kobiet, z którymi podróżował. Przysługiwała się z daleka ich przepychankom słownym. To był okres, kiedy to pomagała w karczmie. Biedny właściciel na próżno starał się by panował tam ład i porządek. Nastały smutne czasy w Lotering. Wspominała wcześniejszy czas, te chwile, zanim pojawiły się w nim pomioty.
YOU ARE READING
Hawke & Alistair - spotkanie po latach
FanfictionPoproszono mnie bym dodała kolejny fanfik. Zatem tak czynię. Tyczy się, tak samo jak poprzedni gry Dragon Age. Lecz tym razem pokusiłam się o połączenie dwóch części i sprowokowałam spotkanie głównych bohaterów. Mowa tu o Alisatirze i Hawke. Jest to...