Nie. Nie pocałował mnie. Całe szczęście.
Nie. Nie przyłożył mi dłoni do ust.
On zniknął. Tak po prostu. Puf. Nie ma.
Ogarnęła mnie panika.
- Chase? Co ty do cholery wyprawiasz? Gdzie się schowałeś? To nie jest...
Przerwałam, bo poczułam czyjąś dłoń na swojej. Popatrzyłam za siebie i przed siebie. Nikogo nie było. Mnie... też.
- Teraz się drzyj do woli. - usłyszałam głos. Głos Chase'a.
- Jak ty to zrobiłeś? - za pozwoleniem wrzasnęłam. Szkoda tracić okazję.
- Eh, długo by tłumaczyć. Po prostu wstrzyknięto mi jakieś nowe serum i tadam: Mogę siebie i innych robić niewidzialnym. A do tego nikt nas nie słyszy, bo nasz głos ma aktualnie inną częstotliwość. Fajnie nie? - wyczułam, że się szczerzy. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zaczął się śmiać tak, że gdyby nas słyszano, to by obudził wszystkich w pobliżu. - Szkoda, że nie widziałaś siebie, gdy zniknąłem. To przerażenie w oczach. Tak bardzo się bałaś, że cię zostawiłem?
Śmiał się jeszcze przez chwilę, ponieważ nie wytrzymałam i pacnęłam go w ramię wolną ręką. Znaczy, tak myślę, że w ramię. I tak myślę, że pacnęłam. Bo wydawało mi się, że to było trochę za mocne na pacnięcie.
- Ała! Delikatniej nie można było?
- Przepraszam. Zapomniałam o swojej nadzwyczajnej sile - odpowiedziałam z drwiną w głosie.
- Dobra, idę zakraść się po samochód. A ty tu na mnie poczekaj, okej? - już chciał odejść, ale ja mocniej przytrzymałam go za rękę.
- Nie, jeśli nie podasz argumentu potwierdzającego konieczność siedzenia z tobą w jednym samochodzie.
- Hmm, jedyny argument jaki przychodzi mi do głowy, to taki, że niektóre osoby próbują cię zabić, a ja jestem jedyną osobą która może ci pomóc. Może być?
- Ale... - chciałam zapytać o co mu chodzi, ale znowu przyłożył mi palec do ust.
- Później. Nie mamy czasu. - i poszedł w kierunku domu po samochód.
Zastanawiałam się nad jego słowami. Dlaczego niby ktoś chciałby mnie zabić? I skąd wiedział o tym Chase? Muszę z niego wyciągnąć wszystko.
Przerwałam swoje rozmyślania gdy zobaczyłam stojące obok mnie... czarne Porsche, kabriolet. Po chwili uświadomiłam sobie, że stoję z otwartymi ustami i w końcu ogarnęłam się i wsiadłam do auta z chęcią i nie chęcią. Już wiele razy w życiu widziałam drogie auta. Tylko, że to były zazwyczaj rodzinne samochody. A ten przede mną na pewno taki nie jest.
- Widzę, że podoba ci się moje autko - pojechaliśmy do przodu, a na jego twarzy znowu wykwitł ten denerwujący uśmieszek. - Niestety ojciec nie pozwolił mi kupić drugiego, bardziej miejskiego i musimy jechać tym sportowym. Ojca samochodu nie wezmę. To by trochę podchodziło pod kradzież, nie?
- Tak, a teraz się tłumacz co ja tu robię - nie wywinie się z tego tak łatwo.
Westchnął. Już nie był wesoły.
- No to tak... - zaczął opowiadać.
Kiedy skończył zastanawiałam się tylko nad jednym.
- Wysłali ciebie, żeby mnie zabić? - krzyczałam, bo warkot silnika zagłuszał moje słowa. - A skąd mam wiedzieć, że nadal nie zamierzasz tego zrobić?
- Czyli chcesz szczegółów planu twojej śmierci? - kiwnęłam bez rozmysłu głową. - No dobrze sama tego chciałaś: Kazali mi ci wstrzyknąć serum usypiające, a później spalić. Nie wiem dlaczego nie wybrali czegoś prostszego. Mogłem strzelić i po kłopocie. A chcieli jeszcze dodać duszenie - na te słowa skrzywiłam się. Nie mogłam wyobrazić sobie Aroganta duszącego mnie. - Na twoje szczęście napatoczył im się na drogę dobroduszny Chase i nie zrobił tego co mu kazali - i zaczął szczerzyć zęby. Obiecuję, jak jeszcze raz pokaże te swoje ładne, proste ząbki to mu przywalę.
CZYTASZ
Corporis & Mentis
Science FictionRok 2054. Ludzie już nie są tacy słabi. Dzięki naukowcowi, którego imienia i nazwiska nikt nie zna, można być silniejszym fizycznie albo psychicznie. Dlaczego albo tak, albo tak? Po przyjęciu obu serum człowiek umiera. Tak po prostu. Raz na milion...