Podczas moich badań udało mi się dojść do zaskakujących wniosków. Dzieci obu władców mogły zostać zamienione i to przez swoich ojców. Najprawdopodobniej doszło do tego podczas balu poprzedzającego wojnę, ponieważ zostały przedstawione ludowi dopiero później.
Preston, wyraźnie zdenerwowany, spojrzał na więźnia. Chłopak miał na sobie oliwkową tunikę, obecnie już mocno zakrwawioną i zwykłe skórzane spodnie włożone w wysokie buty. Kruczoczarne włosy opadały mu na twarz, ale komendant dojrzał pod nimi długą bliznę poziomo, przecinającą młode oblicze. Jednak, gdy spojrzał w jego oczy mimowolnie się wzdrygnął. Miał wrażenie, że patrzą na niego dwie różne osoby. Dwie wściekłe i pełne nienawiści osoby.
Vidar uśmiechnął się w duchu. Wiedział, jakie wrażenie robi na ludziach jego wzrok. Wystarczyło jedynie zrobić ponurą minę, a wszyscy wznosili modlitwy do swoich bogów. Tak jak ten Preston, który ściskał w dłoni amulet bogini Gallae, czczonej w Tiradanie.
Dowódca musiał wyczuć, że Vidar mu się przygląda, bo zaraz się wyprostował i spojrzał na niego groźnie. Już miał coś powiedzieć, gdy do środka wbiegł wysoki blondyn przerywając mu.
-Panie komendancie, bójka! Billy i Anton znowu się tłuką! - wykrzyknął zdyszany posłaniec. Preston natychmiast wstał, wyraźnie zadowolony, że udało mu się wyjść z niezręcznej sytuacji.
- Już ja im dam - wrzasnął. - Pilnuj więźnia, ja się zajmę tamtą dwójką. - szybko opuścił namiot, wykrzykując coraz wymyślniejsze groźby.
Zaraz potem do środka wszedł tamten drugi oficer.
-Dziękuję, Travisie - powiedział głaszcząc swoją długą brodę. - Weź Jasona i dopilnuj, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Blondyn tylko skinął głową i bez słowa wyszedł.
-Witaj, jestem kapitan Harlan Langhorne - powiedział mężczyzna, wyciągając dłoń w stronę Vidara. Ten tylko spojrzał na niego spode łba.
-Eh, gdzie moje maniery - zapeszył się oficer. Wyjął zza pasa długi nóż i szybkim ruchem rozciął pętające chłopaka więzy.
Podczas, gdy Vidar rozmasowywał obolałe zbyt długim bezruchem ramiona, obaj taksowali się wzrokiem. Langhorne miał jasnobrązowe, siwiejące już włosy związane w kucyk oraz brodę w podobnym kolorze, zaplecioną w warkoczyk, tak jak nortyjscy wojownicy. Jego twarz była poznaczona licznymi zmarszczkami, chłopak dałby mu jakieś czterdzieści pięć lat, ale oczy nadal były żywe i radosne.
Jego skórzana kurtka niewątpliwie pamiętała lepsze czasy. Była już mocna poprzecierana, a w paru miejscach nawet połatana. U pasa nosił miecz półtoraręczny z rękojeścią bez ozdób. Do tego wprost emanował autorytetem i pewnością siebie.
Vidar uznał, że dość się napatrzył. Wstał i uścisnął dłoń Langhorne'a. Ten skinął głową i obaj usiedli przy stole skleconym z dwóch beczek i szerokiej deski.
-Trzymaj, wytrzyj tym twarz - powiedział brodacz wręczając chłopakowi kawałek tkaniny. - Rozważyłeś moją propozycję?
-A nie pomyślałeś, że mogę cię wydać reszcie? Taki zamach stanu to dość poważna sprawa.
-Wydałbyś swojego wybawcę? Nie wyglądasz na takiego. A zresztą kto by ci uwierzył? Twoje słowo przeciwko słowu dowódcy Tajnych Służb Specjalnych. To jak będzie?
-Nie sprawiasz wrażenia szczególnie zmartwionego tym, że właśnie ci groziłem.
-Po co martwić się takimi kwestiami? Wielu ludzi próbowało mi już grozić i na groźbach się skończyło.
-A nie wydaje ci się, że takim osobom nie powinno się ufać?
-Pozwól, że sprawą zaufania sam się zajmę. Chociaż muszę przyznać, że jesteś naprawdę dziwnym człowiekiem. Jestem jedyną osobą, która może ci pomóc, a ty starasz się mnie zniechęcić. Masz w tym w ogóle jakiś interes?
-Trochę rozrywki to wystarczający powód? Tak właściwie, co wam zrobił cesarz? Bo zabicie go, by zdobyć władzę to, moim skromnym zdaniem, bardzo głupi pomysł.
-Cesarz stał się tyranem. W Farnfoss codziennie dochodzi do egzekucji wrogów politycznych, a często nawet niewinni ludzie są zabijani. Wprowadzono godzinę policyjną i zakaz opuszczania miasta dla zwykłych obywateli. - dotąd spokojny, nagle zaczął podnosić głos. - Biedacy umierają na ulicach, podczas gdy szlachta urządza przyjęcia na zamku u cesarza. Naprawdę chcesz na to pozwolić, Vidarze?
Zapadła cisza. Chłopak był w szoku. W nowoczesnym i postępowym Tiradanie dzieją się takie rzeczy? Zawsze poruszały go problemy ludzi, którzy sami nie potrafili się obronić, dlatego wstąpił do wojska, ale... zaraz, coś było nie tak.
-Skąd znasz moje imię?
Cień zdumienia przemknął po twarzy oficera, jednak został szybko zatuszowany przez dobrotliwy uśmiech.
-Spostrzegawczy jesteś. Faktycznie, nie przedstawiałeś się na początku rozmowy, mój błąd.
-Gadaj skąd znasz moje imię!
-Dobrze - westchnął. - Pozwól, że opowiem ci historię. O dwóch przyjaciołach. Byli nierozłączni. Razem płatali psikusy od najmłodszych lat. Kiedy dorośli, jeden z nich ożenił się.
-Powinieneś zostać bardem, Langhorne. A jaki to ma związek ze mną?
-Nie przerywaj, kiedy opowiadam. Posłuchaj, to się dowiesz. Na czym to ja? Aha, jeden z nich ożenił się. Wkrótce jego żona zaszła w ciążę. Jednak tamtego człowieka zabrał cesarz. Kobieta zmarła niedługo później, wcześniej wydając na świat syna. Dzieckiem zajęła się para kupców z Nortii, wracających akurat do swojego domu. Przyjaciel mężczyzny był w tym czasie daleko, ale gdy po powrocie dowiedział się o tragedii rodziny, natychmiast wyruszył na poszukiwania ich dziecka. Odnalazł je dopiero po dziesięciu latach, pół roku po pożarze domu, w którym zginęli jego opiekunowie. Ale nie mógł zabrać dziecka ze sobą. Był obserwowany. Przeznaczył kolejne dziesięć lat, by samo wróciło do Tiradanu. Dziesięć lat kłamstw, gróźb, korupcji i fałszywych tożsamości. I w końcu mu się udało, Vidarze.
Chłopak chciał coś powiedzieć, ale Langhorne mu przerwał.
-Pewnie masz dużo pytań, ale naprawdę będziemy musieli wyruszać. Chcę tylko wiedzieć, czy dołączysz do mnie.
-Jeśli zostaniemy złapani, będziemy mieli kłopoty, prawda?
-Jeśli zostaniemy złapani, czekają nas okrutne tortury i szafot.
-Skoro tak stawiasz sprawę, wchodzę w to. - uśmiechnął się Vidar. Oficer odwzajemnił uśmiech i obaj mieli wstać, gdy do środka wbiegł ten sam blondyn, Travis.
-Kapitanie, rebelianci! Atakują nas!
-Sierżancie Egerton, obejmujecie dowodzenie. Cholera, wiedziałem, że zbyt długi postój sprowadzi na nas kłopoty. - potem zwrócił się do Vidara. - Jak ci idzie walka mieczem?
-Zdecydowanie wolę łuk. Ale radzę sobie.
-Pewnie nie damy rady dotrzeć do wozu z bronią. Weź miecz Prestona ze skrzyni. Jemu i tak się nie przyda.
Już było słychać odgłosy walki. Vidar otworzył kufer komendanta w poszukiwaniu broni. Na stercie ubrań leżał miecz jednoręczny, a po opróżnieniu połowy zawartości, znalazł długi nóż, podobny do sztyletu, który zwykł nosić.
Tak wyposażony rzucił się w wir walki.
CZYTASZ
Wilcza droga
FantasyVidar, jeden z najlepszych i najmłodszych żołnierzy w oddziałach specjalnych Nortii, otrzymuje niezwykle ważne zadanie. Najprawdopodobniej zakończy się jego śmiercią, ale to go nie odstrasza. Wyrusza do kanionu Ats Craig, by pożegnać się z życiem. T...