Leżałem na łóżku w jakimś zupełnie nowym dla mnie miejscu. Byłem zupełnie nieogarnięty, ciągle kręciło mi się w głowie, a na dodatek nie znałem nikogo, kto mnie obserwował. Nikogo, poza moim kumplem - Nathanem. Chodziliśmy razem do szkoły przez ostatnie trzy lata. Po tym jak jakiś nieudacznik podpalił nasz dom w Nowym Jorku zamiast fajerwerki, musieliśmy przeprowadzić się do wuja na wschodnie wybrzeże Long Island. Mieszkamy tam od trzech lat i na razie moja mama, Elise, nie zapowiedziała żadnej zmiany.
Jasnowłosa dziewczyna trzymała przy moim czole opakowanie z lodem. Czułem, że jest ono całe posiniaczone, jednakże nie pamiętałem żadnej sytuacji, przy której mogłem się zranić.
- Czujesz się już lepiej? - szepnęła do mnie dziewczyna. - Nieźle cię poturbowali.
- Co mi się stało? Gdzie ja jestem? - zapytałem bez zastanowienia. - I kim wy wszyscy jesteście?
- Starego kumpla nie poznajesz? - odrzekł Nathan. - W sumie, nic dziwnego. Gdybym ja dostał trzema piłkami lekarskimi na raz od najsilniejszych gości w szkole, też bym nie zorientował się, kim jesteś.
- Nathan, co ze mną? Jak ja się tu znalazłem? - zapytałem.
- Jak tylko poczujesz się lepiej, wszystko ci wytłumaczę. Zdrzemnij się jeszcze. Przyjdę do ciebie po kolacji.Minęło około pół godziny zanim wrócił. Byłem już w stanie o własnych siłach podnieść się na tyle, żeby pół siedząc, pół leżąc porozmawiać z jedynym znajomym, który był przy mnie.
- Zacznijmy od początku. Co ostatniego pamiętasz? - zapytał Nathan.
- Mieliśmy wu-ef. Rzucaliśmy piłkami lekarskimi. To było tuż przed przerwą. Wiem, że byłeś przy mnie, bo akurat wróciłeś z toalety. Nic więcej - odparłem.
- No dobra. Masz rację, był wu-ef i tak, rzucaliśmy piłkami lekarskimi. Byłem przy tobie, racja. Nie byłem jednak w stanie cię obronić. Jorge, Nick i Mathew zaatakowali cię zanim ja podszedłem, aby cię chronić.
- zaczął tłumaczyć Nathan.
- Jak chciałeś to zrobić? - przerwałem. -Jesteś ode mnie niższy i zdecydowanie szczuplejszy, nie miałeś żadnych szans. Ale dzięki, liczą się chęci.
- Spoko, w każdym razie, kiedy straciłeś przytomność musiałem szybko zabrać cię ze szkoły. Uciekliśmy razem z Remusem przez wyjście awaryjne, tłumacząc zbyt ciekawskie osoby, że jesteś w ciężkim stanie i natychmiast musi zbadać cię lekarz. W ten sposób dotarłeś tutaj, Alanie. Remus podejrzewał to od dwóch lat. Podobnie jak ja i Remus, jesteś...
- Panem Lupinem, Nathanie. Nie pamiętasz jak raz przyłapał cię, kiedy powiedziałeś zbyt głośno Remus, zamiast pan Lupin? Trochę szacunku dla starszych - przerwałem mu natychmiastowo.
Nathan miał już raz kłopoty przez powiedzenie o vice-dyrektorze po imieniu.
- Jesteś herosem, Alan. - wtrącił mój kumpel.
- Herosem? Wierzysz w te starogreckie bajeczki?
- To nie bajeczki, mój drogi. To wszystko jest prawdą. Bogowie istnieją, tytani istnieją, istnieje Podziemie, Labirynt. To wszystko jest prawdą - powtórzył Nathan.
- Udowodnij - rzekłem ostro.
- Alan, gdybyś był śmiertelnikiem, nie przeżyłbyś ataku tych piłek!
- Mało przekonujące. W każdym razie, skoro wiem kim jestem, to powiedz mi, proszę, gdzie jestem? - zapytałem.
- Obóz Herosów. To twoje obecne miejsce zamieszkania. Twoja mama o wszystkim wie, Alan, na wszystko się zgadza i wie, że o niej nie zapomnisz. Robi się późno, zaraz dojdą do ciebie pozostali domownicy. Przed snem pomyśl o wynagrodzeniu dla Evanny.
- Kim jest Evanna?
- To dziewczyna, która uratowała ci życie... zwłaszcza głowę... czuwała przy tobie przez półtora dnia. Musisz jej to jakoś wynagrodzić.
- Rozumiem. Nathan, a czy jest... - zacząłem, lecz Nath przerwał mi wpół zdania.
- Aha, Alan, poproś swojego ojca w modlitwie przed snem, aby się ujawnił. Dopóki cię nie uzna, nie wypuścimy cię z Obozu. Nie pomyśl, że trzymamy cię jak w więzieniu. Nic z tych rzeczy. To dla twojego dobra, Alanie. Jutro rano być może odwiedzi cię Remus. Na razie ma za dużo spraw na głowie, związanych z twoim dołączeniem do obozu. Śpij dobrze, dobranoc.
Nathan wyszedł, jakby nie miał ochoty na wysłuchanie kolejnych pytań ode mnie.Domownicy schodzili się do Jedenastki. Nie było ich mało, a miejsca nadal nie brakowało. Zadziwiające.
- Przepraszam - wymamrotałem z zacisza naszego domku. - Pójdę teraz spać, nie obrazicie się, że poznamy się rano, herosi? - sam się sobie dziwiłem, że tak ich nazwałem.
Poszedłem od razu spać, zapominając o rozmowie z ojcem.
CZYTASZ
Alan Cadlive. Przepaść.
FanfictionJestem Alan. Nie znam ojca. Moja mama zawsze powtarzała, że odszedł do niej zaraz po tym, jak dowiedział się, że ona jest w ciąży. Nie pamiętam, jak dostałem się do Obozu Herosów. Kojarzę jedynie to, co wydarzyło się wcześniej. Wbrew wszystkiemu, ci...