- Oto wasze zadanie - zaczął mówić Remus. - Każda para dostaje półtorametrowy szalik. Każda osoba z pary wsuwa jedną z jego końcówek w tylną szlufkę od spodni. Wejdźmy na waszą arenę, tam poznacie resztę zasad.
Wszyscy obozowicze wraz z Remusem i jakimś gościem na wózku inwalidzkim weszli w okrąg na środku obozu, który wyznaczony został rowem. Musiał zostać wykopany podczas śniadania, gdyż grunt był jeszcze wilgotny. Gdy dobrze rozejrzeliśmy się dookoła, niektórym jakby nagle zabrakło tchu.
Na środku areny stał niedźwiedź. Wydawać by się mogło, że dla herosów to żaden problem, albo że miś uciekł z lasu. Tak, to prawda. Niestety, ten niedźwiedź miał około dwóch i pół metra wysokości.
- Szaliki przygotowane? - zapytał inwalida i nie czekając na odpowiedź, ciągnął dalej. - Za chwilę przywiązane zostaną do nich kubki z nektarem. Dionizosie, czy mógłbyś...
Wtedy mężczyzna, który stał na końcu naszej grupki, ale nie wiem skąd się wziął, pstryknął palcami, a do szalików wszystkich obozowiczów zostały automatycznie przywiązane kubeczki z nektarem w środku. Lecz mój szalik nadal pozostał bez zmian.
- Przepraszam, nie dostałem swojej porcji nektaru - powiedziałem, unosząc niepewnie rękę do góry.
- Alan, złap szalik w rękę i unieś go nieco do góry tak, aby była możliwość przywiązania napoju - powiedział Remus.Wykonałem polecenie i od razu ujrzałem plastikowy kubek ze złotą zawartością.
- Waszym zadaniem jest pokonanie tego potwora. Wygrają sprytniejsi i inteligentniejsi. Musicie zabierać sobie nawzajem szaliki, aby mieć jak obwiązać niedźwiedziowi nogi i obalić go na ziemię, jasne? Każdy, kto straci swój szalik, wychodzi z areny. Jeśli komuś nektar wyleje się na ziemię, także zostaje wyeliminowany. Zwycięzców czeka nagroda. Proszę, abyście się nie pozabijali. - wytłumaczył Dionizos z wielką niechęcią, jakby był na tej arenie z nami za karę.
- Cadlive - szepnął do mnie Remus. - Powodzenia.
- Na miejsca, gotowi, ostrożni, start! - krzyknął mężczyzna na wózku inwalidzkim.Podbiegłem do Alex i Nathana. Chciałem zawrzeć z nimi sojusz; nigdy w podobnych zabawach nie zachodziłem daleko. Wiedziałem, że nie dam sam rady, zwłaszcza, że sytuacja była poważniejsza i trudniejsza, a nagroda - cenniejsza.
Wyczułem, że komuś nie podobał się mój pomysł.- Seam Dickens i Oliver Racken opuszczają arenę - rozległ się gruby głos z wnętrza niedźwiedzia. Chłopaki od razu wyszli poza rów.
Podbiegłem do przyjaciół z Jedynki.- Sojusz? - zapytała Alex.
- Jeśli mogę - odpowiedziałem.
- Doczep się do mnie, jeśli nikt nie patrzy, co trzy głowy, to nie jedna. - powiedziała rudowłosa, puszczając do mnie oczko.
Czułem, że się rumienię.
- A co jeśli nas ktoś zauważy?
- Musimy być szybsi od czyjegoś wzroku - odrzekła dziewczyna z uśmiechem na ustach.
Wsunęła końcówkę mojego szalika w swoją szlufkę, uważając na kubeczek z nektarem.
Nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Zrobiło się pochmurno, wszędzie nad obozem pojawiły się granatowe burzowe chmury. Podobnie, jak reszta obozowiczów, poczułem lekkie drgania ziemi. Zaczęło pogrzmiewać, aż w końcu... BUM! Piorun uderzył w sam środek areny, niszcząc niedźwiedzia. Widziałem, jak wszyscy obozowicze oraz opiekunowie unoszą się metr nad ziemią, jakby po uderzeniu odbili się od ziemi jak od trampoliny. Mnie zaś jakaś siła przyssała do ziemi.
Alex była za wysoko, nasz szalik pękł na pół i nektar wylał się z kubka. Próbowałem wyjść poza rów, lecz coś nadal ciągnęło mnie ku ziemi. Nie mogłem oderwać nóg i rąk od podłoża.
Ponownie rozległ się głośny grzmot, po czym wszyscy upadli na ziemię, a siła, która mnie ciągnęła, trochę popuściła.
Słońce wyszło zza chmur. Ja straciłem przytomność.Nie byłem świadomy tego, ile czasu minęło od utraty przytomności ani co się ze mną działo.
Gdy już oprzytomniałem, leżałem nadal na ziemi. Czuwał nade mną Remus, Dionizos, Alex i Nathan. Pozostali obozowicze byli nieco odsunięci ode mnie. Kręciło mi się w głowie i nagle poczułem dziwne pulsowanie. Tłum herosów wydawał się być przerażony i niesamowicie zdziwiony.
- O Zeusie!
- Na brodę Merlina...
- To nie może być prawda! - krzyknął ktoś z końca.
Spojrzałem do góry. Ujrzałem malutkie widmo nad moją głową.- Trzygłowy pies, Cerber. - rzekł Dionizos.
- Czy to nie jest symbol Hadesa? - zapytałem nadal oszołomiony.
- Tak, Alanie, najwyraźniej jesteś jego synem.
Wszyscy zaniemówili.
CZYTASZ
Alan Cadlive. Przepaść.
FanficJestem Alan. Nie znam ojca. Moja mama zawsze powtarzała, że odszedł do niej zaraz po tym, jak dowiedział się, że ona jest w ciąży. Nie pamiętam, jak dostałem się do Obozu Herosów. Kojarzę jedynie to, co wydarzyło się wcześniej. Wbrew wszystkiemu, ci...