PROLOG

58 9 0
                                    

Półmrok przejął władanie nad ostatnią nikłą smugą światła, dostającą się przez szparę w zasłonie okrywającej jedno z dwunastu strzelistych okien. Migoczące płomienie pochodni rzucały delikatne, złowrogie, przyćmione światło na marmurową posadzkę. Tron wtulał się w kamienną ścianę, jakby w obawie przed spoczywającym na nim starszym mężczyzną.

Czerwony blask oświetlał bliznę łączącą w upiornym korowodzie skroń nad lewym okiem, powiekę oraz prawy policzek. Czarne spodnie, koszula oraz peleryna tego samego koloru nie zmniejszały uczucia strachu, jakie wywoływał mężczyzna. Stukał palcami o podłokietnik. Jego sylwetka emanowała niezachwianą pewnością siebie i wrogością wobec całego świata. Wbrew pozorom Molnar, bo tak zwał się ów człowiek, nie był królem. Ludzie powiadali, że nie był całkowicie zdrowy psychicznie. Kupno zamku było jednym z jego licznych kaprysów. Nikt nie wiedział, gdzie, i w jaki sposób zdobył pieniądze. I nikt wolał nie pytać.

Zanurzył rękę w sierści białego tygrysa, który leżał obok. Hesji, bo tak miało na imię owe zwierzę, mruknął głośno, jak na dużego kota przystało.

- Tak tu siedzimy i siedzimy. A może byśmy wyszli na światło dnia i się zabawili - złowieszczo orzekł Molnar, na co kot ryknął cicho, jakby zaprzeczając. - Masz rację. Wolimy światło księżyca. A co powiesz na to, żeby pozbyć się tych dzieciaków?

Kiedy skończył, tygrys mruknął, zupełnie jakby zgadzał się z panem. Niespodziewanie drzwi do sali otworzyły się. Przez powstałą szparę wcisnął się jeden ze sług. Kuśtykając, garbaty człowieczek ruszył w stronę tronu.

- Tak? - zapytał przerażająco spokojnym głosem Molnar.

- Panie, ktoś kręci się w okolicy zamku - oznajmił skrzeczącym głosem sługa.

- W takim razie wyjdźmy mu na przeciw - mężczyzna wstał powoli i uśmiechnął się szyderczo, ukazując idealnie białe zęby. Ruszył do wyjścia z sali, a za nim wiernie podążył tygrys. Ostatni kuśtykał sługa.

Na korytarzu znajdował się stojak na katany i półki na broń palną. Molnar wziął jeden miecz oraz jeden pistolet i przytroczył sobie broń do pasa. Następnie ruszył szybkim krokiem w stronę wieży.

Ciszę przerwało pospieszne stukanie jego obcasów o podłogę, niemal bezdźwięczne ruchy tygrysa i nierównomierny krok sługi. Jedynie Molnar zaczął się wspinać po schodach w górę. Jego towarzysz, wraz z garbusem, zostali na dole. Po pewnym czasie zatrzymał się i wyjżał przez małe okienko na półpiętrze w głębię nocy. Delikatny blask księżyca rysował zarysy winnic. Po dłuższej obserwacji dostrzegł nieruchomą sylwetkę z ptakiem na ramieniu.

- A któż to? - mruknął sam do siebie i dotknął z uśmiechem rękojeści miecza. - Czyżby tym ptakiem był jastrząb? Nie jestem pewien... Za daleko, za ciemno.

Odsunął się od okienka i ruszył w dół schodów. Cicho wyszedł razem z tygrysem bocznymi drzwiami zamku i zaczął się skradać. Zamierzał zabić przybysza. Liczył na łup, a przede wszystkim dobrą zabawę kiedy będzie straszył biedaka, a potem likwidował.

Podszedł do niego od tyłu. Jednym szybkim ruchem wyciągnął katanę z pochwy i syknął:

- Mam cię.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 07, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rodzeństwo z ViterboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz