V

19 3 2
                                    

Dochodziła północ, a Maggie nadal siedziała w małym pubie z Connorem sącząc pomału drugi kufel piwa. Czuła, że jest zmęczona i miała ogromną ochotę wrócić do domu, zakopać się pod kołdrą i nie wstawać aż do wiosny. Z drugiej strony jednak miała dość myślenia o problemach finansowych, o tym co zrobić z leniwą Stephanie, w ogóle miała dość myślenia. Przynajmniej w towarzystwie szatyna i tego chmielnego trunku mogła poczuć się jakby znów miała osiemnaście lat, a jej jedynymi zmartwieniami była szkoła oraz to, w co się ubierze na randkę z przystojnym chłopakiem ze szkolnej drużyny, który postanowił spośród całego grona dziewcząt wybrać właśnie ją. Z biegiem czasu zaczęła żałować, że przez lata dzieciństwa pragnęła dorosłości. Teraz oddałaby wszystko, nawet sprzedała duszę diabłu, byleby tylko znów być beztroskim dzieckiem. 

Wpół do drugiej razem z Connorem opuścili wreszcie lokal i chłopak odwiózł brunetkę do domu. W pubie rozmawiali niewiele. Od czasu do czasu któreś z nich zarzuciło jakiś temat, lecz po krótkiej wymianie zdań znów nastawała niezręczna cisza i każde z nich wlepiało wzrok w swoje kufle. 

Pod kamienicą dziewczyny, szatyn na pożegnanie pocałował Johnson w policzek, po czym ta lekko zawstydzona rzuciła krótkie "dobranoc" i wysiadła. Gdy chłopak odjechał Maggie spojrzała jeszcze w górę i zauważywszy, że w oknach jej mieszkania jest ciemno, weszła na obskurną klatkę. 

Po schodach wspinała się najciszej jak potrafiła, żeby szuraniem butów nie naruszyć spokoju marudnych sąsiadów. Zatrzymawszy się pod drzwiami wyjęła z torebki klucze i po cichu przekręciła zamek. Wiedziała, że Steph śpi, nie chciała robić zbędnego hałasu. Weszła do środka i po cichu zdjęła swoje wysłużone botki na płaskiej podeszwie. Gdy odwieszała po ciemku kurtkę usłyszała warczenie i odwróciwszy się w stronę, z której owy dźwięk dochodził, zauważyła sylwetkę zwierzęcia. Powolnym ruchem zbliżyła dłoń do włącznika światła i po chwili w pomieszczeniu zrobiło się widno. Na widok zdenerwowanego psa brunetka zaczęła się zastanawiać czy aby na pewno nie pomyliła mieszkań. Jednak przypomniała sobie że zaledwie minutę wcześniej otwierała drzwi swoim kluczem. W takim razie co w mieszkaniu robił pies? Odpowiedź była tylko jedna: Stephanie. 

Dziewczyna nie chciała żeby psisko ją ugryzło dlatego wyjęła ostrożnie z kieszeni telefon i wybrała numer współlokatorki. Po chwili usłyszała dzwonek Steph a następnie jej zaspany głos.

- Co?

- Nie mam teraz siły na wypytywanie, ale masz mi zabrać tego psa z korytarza, bo nie mogę wejść do własnego mieszkania. - Rozłączyła się i usłyszała cichy śmiech fioletowowłosej. 

- Robby, chodź tu. - Myers złapała psa za obrażę i pogłaskała go po łbie. - Co marudzisz? Do mieszkania weszłaś. - Ziewnęła.

- Bardzo śmieszne. - Brunetka powolnym krokiem ominęła psa i bez słowa zamknęła się w sypialni. Wolała nie narażać się Robby'emu i nie wychodzić z pokoju.

Nad ranem Maggie szybko się ubrała i z rozczochranymi włosami wychyliła głowę zza drzwi. Gdy upewniła się, że Biszkopta nie ma na horyzoncie wyszła z pokoju i ruszyła do łazience. Po drodze natrafiła jednak na nieprzyjemną niespodziankę i z poirytowaniem poszła do salonu, gdzie Stephanie spała nieprzykryta a w jej nogach leżał Robby. 

- Stephanie! - Krzyknęła nie zważając na możliwe konsekwencje. Pies uniósł łeb i spojrzał na brunetkę, a ta tylko zmrużyła oczy. Myers powoli podniosła głowę z uchylonym jednym okiem.

- Co chcesz?

- Wstawaj i to natychmiast. - Głos Johnson był naprawdę stanowczy i jej przyjaciółka już po chwili stała na baczność. - Czy ten pies, odkąd go przyprowadziłaś, był chociaż raz na dworze? - Steph spuściwszy głowę w dół pokręciła nią przecząco. - W takim razie zapraszam. - Brunetka chwyciła przyjaciółkę za łokieć i poprowadziła ją pod drzwi do łazienki. - Jak bierzesz coś żyjącego do domu, to wiedz, że ma ono swoje potrzeby. - Wskazała palcem na psie odchody. - Masz to posprzątać, natychmiast. 

Co U Ciebie, Stephanie? // N. HoranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz