Sanji
TRZASK!
Odgłos łamanej kości i podążający za nim, nieludzki wręcz, wrzask.
Zatkał uszy dłońmi chcąc odrodzić się od tych dźwięków, nie słyszeć ich. Zapomnieć, co jest ich źródłem.
Ale nie było mu to dane. Czyjeś silne dłonie złapały go za nadgarstki i brutalnie wykręciły mu ręce, krzyżując je na plecach.
-Podnieś głowę. – Usłyszał.
Nie posłuchał.
-Podnieś głowę. – Tym razem głos zabrzmiał ostrzej.
I tym razem zignorował rozkaz. Nie z buty czy złośliwości. Po prostu... nie mógł tego zrobić. Nie był w stanie spojrzeć na scenę przed sobą.
-Powiedziałem. – Uścisk na nadgarstkach zelżał – Podnieś. Głowę.
Szarpnięto go za włosy. Nie na tyle mocno, żeby je wyrwać, lecz wystarczająco, by wreszcie zamiast podłogi miał przed oczami scenę, której oglądać nie chciał. Poczuł jak łzy spływają mu po policzkach. Chociaż tak bardzo starał się je powstrzymać, w końcu go pokonały.
-Zoro... - wyszeptał wiedząc, że szermierz go nie słyszy. Czarne oczy zasnute były mgłą. Mężczyzna pogrążył się w bólu.
Wrzasnął. Świat zalał się czerwienią. A w jego uszach wciąż odbijało się echem chrupniecie łamanej kości. Wszystko dookoła wirowało. Chwilami zapominał gdzie jest i co się dzieje. Żeby odnaleźć się w rzeczywistości spróbował skupić myśli na jednej rzeczy. Jedynej, która miała teraz znaczenie.
TRZY...
Ta cyfra pozwoliła mu wrócić do celi.
TRZY.
Dzięki niej przypomniał sobie wszystko. Nawet, jeśli nie chciał.
TRZY.
Kapitan złamał mu trzy palce. Mały. Serdeczny. Środkowy. Pozostał jeszcze wskazujący i kciuk. Dwa palce. Albo siedem, jeśli Marynarz postanowi pozbawić go obu dłoni. Dwa lub siedem.
Po raz pierwszy od dawna obudził się... Najedzony! Tak naprawdę najedzony. W dodatku ciało bolało go jakby mniej. Przez dłuższą chwilę nie otwierał oczu, zastanawiając się czy to, aby nie sen. Który w każdej chwili może prysnąć i znów powróci to uporczywe ssanie w żołądku a ciało na nowo stanie się siedliskiem nieznośnego bólu.
Lecz mijały minuty a stan dobrobytu się utrzymywał. Niepewnie, wciąż mając zamknięte oczy, zacisnął pięści. To nie mógł być sen, bo wyraźnie czuł ruch zdrętwiałych mięśni i drobne kamyczki, jakie wbiły mu się w skórę. Uchylił powieki. Pierwszym, co zobaczył była zaniepokojona twarz Nami.
-Jak się czujesz? – spytała cicho.
Wtedy sobie przypomniał. Wczoraj... To ona się nim opiekowała. Opatrzyła, dała jeść. Mimowolnie się uśmiechnął wspominając jej drobną dłoń na swoich włosach. Nie dostał tak miłego gestu od... bardzo dawna. Stracił już poczucie czasu i nie wiedział jak długo siedzieli w więzieniu.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powinien aby czuć wstydu w związku z wczorajszym dniem. Tym jak się zachował, jak skamlał o jedzenie i... narkotyk. Nie potrafił jednak wywołać w sobie tego uczucia. Bojąc się, co mogłoby to oznaczać, szybko odegnał o siebie te myśli. Skupił się na tym, co tu i teraz.
CZYTASZ
Poświęcenie
FanfictionAkcja ma miejsce niedługo po wyruszeniu Luffiego i spółki z Water 7. Kontynuując swoją wyprawę ku Raftel, Załoga Słomiany Kapeluszy przybija do brzegów nieznanej sobie wyspy. Piraci niemal od razu trafiają w ręce Marynarki. Lecz zamiast wysłać ich...