Rozdział 18

239 29 6
                                    

Nie żyje. Nie żyje. Nie żyje.

Te słowa sprawiły, że zrobiło jej się ciemno przed oczami. Czy to się dzieję na prawdę?!

- Nie... - wyszeptała Estell - Nie!

Dziewczyna upadła na kolana, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać.

- Przykro mi. Próbowałem... - Magnus nie dokończył zdania, ponieważ widok płaczącej Essie sprawił, że i z jego oczu popłynęły łzy. Klęcząc tak bezradnie, wydawała się czarownikowi jeszcze drobniejszą istotą, niż jest w rzeczywistości.

Niespodziewanie Estell zerwała się z miejsca i rzuciła się w stronę bezwładnego ciała wilkołaka.

- Seamus słyszysz mnie?! Obudź się, skarbie! Nie rób sobie żartów! - mówiła do niego, nerwowo głaszcząc dłoń, która ku jej przerażeniu była zimna.

- Estell... - Maryse zrobiła krok w jej kierunku - Skarbie on nie śpi. On odszedł.

- On sobie tylko żartuje!

- Proszę, Essie...

- Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęła niespodziewanie, nie zwracając uwagi na pozostałych - Dlaczego teraz odchodzisz?! Jesteś cholernym egoistom! Kłamałeś! Cały czas! Ty cholerny sukinsynu!

Estell jak szalona, na oślep uderzała pięściami w jego klatkę piersiową, jednak Seamus się nie poruszył. Po chwili ktoś, chwycił ją za nadgarstki i odciągnął od łóżka. Nie miała już siły, więc wtuliła się w tors, który jak się okazało należał do Luke'a i zaczęła głośno płakać.

- Już dobrze, dziecko - powiedział czule Graymark - Już dobrze.

- On odszedł. Tak po prostu! Zostawił mnie samą! Właśnie teraz! Był moją jedyną rodziną! - mówiła przez łzy.

- A my? - zapytała Maryse, kładąc jej dłoń na ramieniu - Nie jesteśmy Twoją rodziną?

- Oczywiście, że jesteście. Ale Seamus... Był moją własną rodziną - szlochała.

- Powinnaś trochę odpocząć, skarbie. Chodź, dam Ci herbatkę na uspokojenie - zaproponowała Catarina, wyrywając Estell z ramion Luke'a.

- Nie. Nie. Nie. Ja muszę tu zostać, bo...

- Obiecuję, że wrócimy kiedy tylko trochę odpoczniesz, dobrze?

Dziewczyna niechętnie przytaknęła i pozwoliła by czarownica wyprowadziła ją z Izby Chorych. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Maryse zaczęła obserwować pozostałych świadków tragedii, która dosięgła Estell.

Luke po wyjściu dziewczyny opadł na najbliższe krzesło, po czym ukrył twarz i pozwolił płynąć łzom. Clary stała wtulona w tors narzeczonego a Isabelle patrzyła przez okno na nowojorską noc. Dorian starał się zachować kamienną twarz, lecz smutek i współczucie wygrały z jego bez emocjonalną maską. Kiedy Maryse przeniosła wzrok na stojącą obok niego Córkę Asmodeusza zauważyła, że jej czerwone włosy zrobiły się nieco jaśniejsze. Nawet Ingrid, która nienawidzi mężczyzn, poczuła smutek. W końcu wzrok pani Lightwood zatrzymał się na Magnusie. Bane stał w objęciach Alexandra. Maryse wiedziała, że czarownik ma wyrzuty sumienia z powodu Seamusa lecz każdy doskonale wiedział, że zrobił on wszystko, co tylko mógł. Kobieta już chciała się odezwać lecz Jace ją uprzedził.

- To moja wina.

Wzrok każdego, kto był obecny w Izbie Chorych, zwrócił się w stronę młodego Łowcy.

- O czym Ty mówisz, Jace? - zapytała Clary, uwalniając się nieco z jego uścisku.

- Gdybym biegł szybciej...

Czarny Anioł - Przepowiednia (Dalsze losy bohaterów DA) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz