prolog

19 4 9
                                    

- Melody, tutaj jestem - usłyszałam delikatny szept akurat w momencie, w którym pojawiłam się... No właśnie, gdzie?

Wokół mnie panowała ciemność. Starałam się ujrzeć w niej cokolwiek, lecz moje wszelkie starania były na nic. Nawet nie mogłam zrobić kroku przed siebie, aby przynajmniej przekonać się o tym, co znajdowało się wokół mnie. Coś jakby trzymało mnie w miejscu, podczas gdy chłodny wiatr muskał moje ramiona.

- Melody - głos odezwał się znowu, a ja przełknęłam głośno ślinę. - Melody, uciekaj.

- Odczep się - wyszeptałam, czując jeszcze mocniejszy podmuch wiatru. Ten rozwiał moje włosy po całej twarzy. Nawet nie mogłam unieść dłoni, aby zrobić z tym czegoś.

- Melody, posłuchaj mnie uważnie - powtórzył mi głos, a ja przymknęłam mocno powieki. Chciałam pokręcić głową jak małe dziecko, które nie chce słuchać dorosłych. Czułam się właśnie tak.

Bałam się. Nie wiedziałam, co działo się wokół mnie ani dlaczego znajdowałam się w tamtym miejscu. Czułam gulę rosnącą w moim gardle, lecz nie potrafiłam się rozpłakać. Coś jakby zabraniało mi tego robić. Brakowało mi łez.

Najgorsza była bezsilność, którą odczuwałam najbardziej. Pomimo że czułam każdą część mojego ciała, to nie mogłam ruszyć nawet palcem. Przerażała mnie myśl, że nie wiedziałam, dlaczego tak było. Co gorsza, nawet niczego nie widziałam. Niczego nie pamiętałam.

- Mel - głos tym razem użył zdrobnienia mojego imienia. - Nie musisz się bać, dopóki będziesz słuchała moich poleceń.

Dlaczego mam ci ufać? - pomyślałam, lecz nie miałam zamiaru się odzywać. Ogarnął mnie zbyt wielki strach, abym w ogóle mogła powiedzieć cokolwiek.

- Otwórz oczy, Melody - powiedział spokojnym tonem.

Wiatr przestał wiać. Już nie było mi aż tak zimno, jak jeszcze przed chwilą. Czułam się normalniej. Co więcej, mogłam poruszyć dłońmi. Poczułam ulgę, kiedy te - za moim poleceniem - dotknęły twarzy. Pozostały tam przez dłuższą chwilę, aż do momentu, w którym postanowiłam otworzyć oczy. Ta czynność zabolała mnie. Wszystko przez światło, które w końcu ujrzałam. Na szczęście lub nie, bo to, co zobaczyłam, przeraziło mnie jak nic.

Znajdowałam się na samym środku wielkiego niczego. Spojrzałam w dół. Nie wiedziałam, jak wysoko się znajdowałam, jednak moje stopy stały zbyt blisko przepaści. Obróciłam się lekko, aby zobaczyć, że cała powieszchnia, na której stałam, była w kształcie niewielkiego koła. Wiedziałam, że jeden niewłaściwy ruch był równy mojemu upadkowi. Byłam wdzięczna dziwnej sile, która nie pozwoliła mi zrobić kroku, kiedy otaczała mnie ciemność.

- Nie ruszaj się, Mel - powiedział, a ja skinęłam lekko głową. - Teraz zrób wszystko, żeby się obudzić.

- Co? - spytałam cicho, niezbyt bardzo rozumiejąc, o co chodzi.

- Obudź się, Melody. Musisz tego chcieć. Pospiesz się, proszę - odpowuedział mi, a ja mocno zmrużyłam oczy. - Obudź się...


- Melody! Obudź się!

Przez chwilę poczułam się tak, jakbym spadała, jednak w końcu podniosłam się zszokowana do pozycji siedzącej. Oddychałam ciężko patrząc na Amber, która siedziała nade mną z zdezorientowaną miną. Odsunęła się ode mnie i wróciła na swój materac, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Dziewczyno, to nie jest normalne - powiedziała w końcu z poważną miną. - Ty tak codziennie? Od ponad miesiąca?

- Podobno tak - odparłam, biorąc do ręki szklankę wody, która stała obok mojego materaca. Kątem oka zauważyłam, że Amber chce zgasić lampkę nocną, przez co moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. - Am, nie! - krzyknęłam błagalnym tonem, a ta zeskanowała mnie przestraszonym wzrokiem. W końcu jednak skinęła głową i położyła się na swoim miejscu.

Poczułam ulgę. Nie chciałam znów zasypiać w ciemności, bo okropnie bałam się tego, że znów przyśni mi się ten sam okropny koszmar. Ta myśl przerażała mnie prawie tak jak nic innego. Miałam tak od ponad miesiąca - budziłam się w środku nocy z krzykiem lub szturchana przez zaniepokojoną siostrę.

- O czym był ten sen? - spytała szeptem, kiedy ja zdążyłam już wtulić się w swoją poduszkę. - Przepraszam, że cię obudziłam. Wyglądałaś mega niespokojnie, ruszałaś się jak jakaś ryba wyjęta z wody.

- To ja przepraszam. Nie daję ci spać - odpowiedziałam. Było mi głupio, że z mojego powodu dziewczyna obudziła się w środku nocy.

- Nie przejmuj się tym, w sumie to i tak nie spałam. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie: o czym był ten sen?

Zastanowiłam się przez chwilę, patrząc w oczy zielonookiej brunetce. Amber była moją najlepszą przyjaciółką od ponad sześciu lat. Nie miałyśmy przed sobą żadnych sekretów w żadnej sprawie. Po prostu byłyśmy dla siebie jak siostry i nic nie mogło temu zaprzeczyć. Jednak te sny były czymś, co wolałam zachować dla siebie. Przynajmniej do momentu, w którym sama nie zaczęłabym ich rozumieć.

- Nie pamiętam - tak właśnie brzmiałam za każdym razem, gdy ktokolwiek zadawał mi to pytanie. Nie chciałam dzielić się z innymi ludźmi snem o tym, jak to słyszę jakiś nieznajomy, męski głos, który co noc ratuje mnie przed śmiercią. Co gorsza, za każdym razem czułam się tak, jakbym słyszała go po raz pierwszy.

- Moja kochana - westchnęła z rezygnacją. - Mam nadzieję, że dzisiaj to był ostatni raz.

Posłałam jej delikatny uśmiech. Nieco wymuszony, ale jednak.

- Ja też mam taką nadzieję.

Gdyby tylko nie to, że powtarzałam to sobie codziennie...

hey angelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz