Rozdział 54

1K 113 57
                                    

Sans na chwilę odwrócił wzrok na fikusy, które trzeba przyznać, że były urodziwe. I dech zapierające. Były tak przerażające w swym pięknie, że włosy stawały dęba, a oczy wychodziły z orbit. Dobrze, że Sans nie miał żadnej z tych części ciała.

-Jednak pewnego dnia, zauważyłem, że nie śmiała się tak dużo jak zwykle. Zapytałem co się stało. Wtedy powiedziała mi coś dziwnego. "Jeśli kiedykolwiek jacyś ludzie przejdą przez te drzwi... Mógłbyś mi, proszę, błagam, obiecać coś? Obserwuj ich, chroń ich, czy zrobisz to?". Nienawidzę nic obiecywać i nawet nie znam jej imienia. Ale... Ktoś kto szczerze lubi suchary... Ma w sobie coś, czemu nie możesz powiedzieć "nie".

W tamtej chwili miałaś ogromną ochotę powiedzieć "czy wyjdziesz za mnie?" tylko po to, żeby przekonać się czy masz w sobie tą szczerą miłość do sucharów, której nie można powiedzieć "nie", jednak postanowiłaś, że to nie najlepszy pomysł. Jeszcze wpakowałabyś się w małżeństwo i co wtedy? Obiecywanie sobie miłości, aż do śmierci mogłoby być nieco trudne, zważywszy na to, że jako szkielet Sans był teoretycznie martwy.

-Rozumiesz o co mi chodzi?

-I to aż za dobrze. - oznajmiłaś, podczas gdy przed oczyma miałaś Sansa, który uciął sobie drzemkę przed ołtarzem.

-Ta obietnica, którą jej złożyłem... Wiesz co by się stało gdyby nie ona? - na chwilę zapanowała cisza. - ...Koleżko...

Nagle Twoje wyobrażenia miesiąca miodowego zostały przerwane przez niezwykły chłód, którym powiało.

-... B y ł a b y ś m a r t w a g d z i e s t o i s z .

Przez kilka sekund panowała nieprzenikniona cisza. Przekalkulowałaś wszystkie zmienne po czym z kamienną miną odwróciłaś się i ruszyłaś w stronę wyjścia.

-Czekaj, dzieciaku... Co ty robisz?

-Boję się o swoje życie. Pogadamy, gdy skończysz z tą przerażającą aurą. - oznajmiłaś, odwracając na chwilę głowę w jego stronę. Co on myśli? Że będziesz tylko stać i trząść portkami? Nie ma mowy! Równie dobrze możesz stać i trząść portkami za drzwiami, tam gdzie nie ma tej nieprzenikliwej aury śmierci!

-Ja tylko żartowałem!

Wyszłaś, ale jak się okazało szkielet już czekał na Ciebie na zewnątrz.

-Daj spokój, czy nie wykonałem wspaniałej roboty chroniąc cię? Znaczy się, spójrz na siebie. Nie umarłaś ani razu. Hej, o co chodzi z tą miną? Czy się mylę?

Właśnie miałaś coś powiedzieć, ale wtedy Sans rzucił Ci "heh" i sobie poszedł. Właśnie miał wejść na korytarz, z którego nie było żadnego wyjścia, ale odwrócił się na chwilę w Twoją stronę, żeby coś Ci powiedzieć.

-Uważaj na siebie, dzieciaku. Bo ktoś naprawdę się o ciebie martwi.

-Awww. - mruknęłaś po czym postanowiłaś rozejrzeć się po tym budynku.

Na sam początek fontanna Mettatona oblewająca wodą dywan, napełniła Cię DETERMINACJĄ. No i mało nie umyła Cię w gratisie.

Potem wyszłaś na zewnątrz odwiedzić pewne psiapsiółki i nie to wcale nie było podejrzane, że urzędowały w najciemniejszej strefie uliczki obok. Wcale, a wcale...

-Hej! Zobacz co mamy! - przywitały Cię synchronicznie, gdy tylko trafiłaś na ich pole widzenia.

-Siemka. - odpowiedziałaś, nie bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę z nimi.

-Cześć jestem Bratty, a to moja najlepsza przyjaciółka Catty.

-Cześć jestem Catty, a to moja najlepsza przyjaciółka Bratty.

-Ja jestem ______. Miło mi was poznać. - powiedziałaś i zdałaś sobie sprawę, że to był pierwszy razy, gdy się komuś przedstawiłaś tu w podziemiach. Do tej pory cały czas byłaś "moim dzieckiem" dla Toriel, "dzieciakiem" dla Sansa, "człowiekiem" dla Papyrusa i "ty!" dla Undyne. No, a także spokojniejszym "ty" dla Alphys, Napsty, Mettatona i w sumie to całej reszty. Ach, dziwny jest ten świat.

-Rzeczy w środku są trochę...

-TOTALNIE super drogie.

-Ale, trochę, te rzeczy, które my mamy są....

-TOTALNIE super tanie.

-Ty powinnaś...

-Jak...

-TOTALNIE super kupić to wszystko? - powiedziały synchronicznie. Ciekawe ile doświadczenia miały w takim gadaniu na raz? Pewno sporo.

Undertale x reader PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz