❤ Część 1 ❤

39 3 0
                                    

Trzy lata później

Znów siedzę w tym jebanym pierdlu zwanym szkołą. W miejscu w którym lista osób którym mogę zaufać jest pusta. Siadam w ostatniej ławce z moim najlepszym przyjacielem kutasem, którego nabazgrałam na wielkim drewnianym blacie. Prawdziwa przyjaźń nie istnieje, a ta suka Diana opuściła mnie w najtrudniejszych momentach mojego życia. Okazała się być tak samo fałszywa jak te wszystkie plastiki. Przez nią ledwo zdałam do liceum. Moja mama zmarła 2 lata temu na białaczkę. Od tamtej pory ojciec załamał się i zaczął pić. Zabrał mi prawie wszystko co miałam. Zdołałam zachować najpotrzebniejsze rzeczy: Telefon, słuchawki, deskorolkę i scyzoryk. Od śmierci mamy planuję ucieczkę z domu. Wiem, że to teraz nie wypali bo jak dam sobie radę bez pieniędzy. Trzeba to lepiej dopracować niż myślałam...

-Panno Brown, odpowie mi panienka na moje pytanie?-ja pierdole jeszcze ten skurwiel od matmy.

-A jakie to było pytanie?-uśmiecham się chamsko.

-Czy odrobiła panna wczorajszą prace domową. - aha o to mu chodzi -.- .

-Mam mówić prawdę czy skłamać?

-Żartujesz sobie ze mnie?

-Nie? A co ty sobie myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty niż twoja zasrana praca domowa?

-Od kiedy jesteśmy na ty panno Brown?

-Od kiedy zadajesz takie chujowe prace domowe?!

-Marcelino! Do dyrektora!

-Dobra! I tak nie lubię tej zasranej szkoły!-wstałam, wzięłam swoje rzeczy i wyszłam.

I co on sobie myśli, że pójdę do tego całego dyrektora? No chyba nie. Dobrze że wzięłam książki. Idę do domu. Po 40 minutach byłam już pod domem. Wyciągnęłam klucze i weszłam do domu. Była już 16:00 więc spokojnie mogę coś porobić. Siadłam w moim ulubionym miejscu przy ścianie i zaczęłam czytać książkę. Tylko to mi jeszcze zostało. Jedna, głupia książka. I to jeszcze takie beznadziejne romansidło. Ugh... Aż rzygać mi się chce. Miłość nie istnieje! Nie wierze w ludzi! Odłożyłam tę głupią książkę i sprawdziłam godzinę 16:51 ok za około godzinę ojciec powinien wrócić. Podkreślam powinien wrócić.

Godzinę potem

Jest. Ojciec wrócił. Aż dziwne, że przyszedł punktualnie. Nie wiem co się kroi ale wiem, że będzie ciekawie.

-Marcysiu! Chodź do mnie!- Wtf!? Od kiedy on mówi do mnie Marcysiu?! Zawsze mówił do mnie MARCELINOOO o właśnie w ten sposób a jeszcze z pijackim akcentem. A tu Marcysiu!? Co tu się dzieję!? Nie wiedziałam, że jest tak źle!

- T-tak? -Powiedziałam. O co tu chodzi!?

-Wyjeżdżamy do mojego domu w Port Tabolt

-Gdzie?- Wtf gdzie to jest?! On ma w ogóle jakiś dom!?

-Do Port Tabolt. No przecież wiesz, że pochodzę z Walii.

-No? -A co to ma do tego

-Port Tabolt to takie miasto w Walii. -Aha. Ok tak też można.

-A co z moimi przyjaciółmi ze szkoły?- (Chodzi o tego kutasa na ławce?~ od aut R.) Zamknij się Rose! (aha. Ok. To pa MARCYSIU ~ aut R.)

-Z nimi nie ma problemu. Zostawisz ich tutaj.- o nie! mój kutas!

-Ale ja nie umiem języka.

-Umiesz,umiesz. Nie kłam mi tu. - fuck! Skapnął się.

-Super... To kiedy jedziemy?

-Za pięć dni

- Ok. Idę się pakować. Pa.

-Pa. -Odpowiedział mężczyzna.

Ugh... Jeszcze tego brakowało. Najwyraźniej trzeba przesunąć ucieczkę z domu na "za trzy dni". Pakować będę się potem, bo może coś jeszcze zauważy? Rozmyślałam tak aż nagle nie wiem kiedy zasnęłam.

Godzina 08:50

Nie idę dziś do szkoły. Nie chce mi się patrzeć na zasrane twarze innych uczniów. W ogóle to nie pójdę tam aż do mojego wyjazdu na zadupie. Idę do łazienki się ogarnąć a potem schodzę na śniadanie. Zawsze robię je sobie sama ale dziś zastałam kanapki z nutellą z jakąś karteczką przy stole. Spojrzałam na papierek i przeczytałam:

Hej Marcysiu tu masz śniadanie. Po szkole idź do galerii po nowe ubrania i walizkę dla ciebie. Na blacie masz pieniądze tata :*

Aha? Czy on po prostu daje mi kasę? Ok lepiej dla mnie. Podchodzę z kanapką do blatu a tam 700 zł. No to ojciec zaszalał. Idę do tej galerii żeby nie wzbudzać podejrzeń, kupię te wszystkie rzeczy na wyjazd.

Wróciłam po sześciu godzinach w sklepie z 3 parami jeansów, kilkoma bluzkami, czarną bluzą i wielką różową walizką. Zakupy udane. Mi się podoba.

Kilka godzin później

Ojciec nie wrócił na noc (jak zwykle), a ja sama w domu ryłam nożem coś w drewnianej podłodze. Samotnie gdzieś koło godz. 01:00 zasnęłam. Z moim nożem na podłodze.

Hej jak wam się rozdział podobał? Nam rozdział zajął dłużej niż myślałam. Pozdrawiam Rose i Machiko :*

At the edge of life || BAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz