Kiedy rankiem się obudziłam, przeraziłam się swoim położeniem. No serio, nawet u siebie się tak nie rozwalam; leżałam na środku łóżka z rozłożonymi jak do uścisku ramionami. Prawdopodobnie to przez to, że po raz pierwszy od dawna doznałam tego cholernego uczucia bezpieczeństwa, bo mój mąż prędzej zrobi krzywdę innym niż mnie. Tak drobny zaszczyt.
Rozejrzałam się szukając Nondara, który - tak przynajmniej myślałam - spał do południa. Zalękniona spojrzałam na rozwalone na podłodze góry ciuchów, a za największą na krześle, siedział Tytus za zawalonym papierami biurkiem, jedząc śniadanie. Gdy zauważył, że się mu przyglądam, oceniając jego zmierzwione czarne włosy, ściągniętą w zamyśleniu twarz - wskazał talerz z jedzeniem, informując mnie z pełnymi ustami:
- Tobie też przynieśli.
Wspaniały nastrój ze wczoraj prysł jak bańka mydlana, gdy ujrzałam, choć wcale nie chciałam, zmielony pokarm w jego paszczęce. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia. Wolałam nawet nie myśleć czym to wcześniej było.
- Jedź z zamkniętymi ustami - poprosiłam odrzucając puszystą kołdrę. Wstałam ciesząc się z warstwy ubrań na podłodze, bo dzięki temu ochroniłam swoje stopy przed zimnem. - Naprawdę czy ja... Aaa!!! - krzyknęłam obejmując się ramionami.
Spojrzał na mnie zdezorientowany jakbym zobaczyła coś dla niego niewidocznego. Zaczęłam mordować go wzrokiem, kiedy do pomieszczenia ktoś wpadł. Pisnęłam, odwracając się błyskawicznie i zbladłam na widok mamy. Ta zlustrowała zdegustowanym spojrzeniem pomieszczenie... Aż jej szare oczy dotarły do mnie, a na twarzy przemknęło osłupienie, szok oraz - na koniec - radość.
- Och! Przeczuwałam to, przeczuwałam! - zaklaskała w dłonie. Chwila ciszy, zakłóconej plaśnięciem czegoś o podłogę; wolałam nie domyślać się co upadło. Choć oczami duszy zdawałam sobie sprawę, że to zapewne wypadło zmielone jedzenie, z ust Tytusa - Wczoraj wyznał ci w końcu swą miłość? - nie czekała na odpowiedź, udawała do tego, że nie widzi mojej ogłupiałej miny - Wiedziałam, widziałam... W końcu musiał to zrobić prawda? - pulchna kobitka wyrzucała z siebie słowa jak karabin maszynowy - Czekałam tyle miesięcy aż się w końcu zejdziecie, a tu proszę! Mogłam od razu zauważyć, że to dlatego siedziałaś kilka godzin na dworze i... po powrocie nie chciałaś jeść, milczałaś. Ja cię zagadywałam, całkiem niepotrzebnie, bo chciałaś sobie to wszystko poukładać w całość! Jestem z was taka dumna!
Zamrugałam nadal obejmując się ramionami i walczyłam z opadającą coraz bardziej szczęką. Musiałam się uszczypnąć w ramię, aby sprawdzić czy to, aby nie sen. Wstrzymałam oddech czując ból rozchodzący się falami po moim ramieniu. Tak, jest to brutalna prawda - zostałam uznana za zakochaną w tym...
- A... - starałam się zaprzeczyć.
- Właśnie - potwierdził Tytus z szelmowskim uśmiechem, podchodząc do mnie. Zarzucił swoje ciężkie ramię na moje ramiona - Wyznałem tej wybuchowej, wspaniałej, młodej kobiecie, że kocham ją szalenie - Bum! Te słowa wystarczyły, aby moje starania prysły, szczęka opadła mi w dół, wzbudzając śmiech mężczyzny. - Miała być to nasza słodka tajemnica - a do mojego ucha, nadal z uśmiechem, wyszeptał - Lepiej zgadzaj się z nią, bo nie wyjdzie.
Fala uczuć zalała mnie od środka, ale nim zdołałam poznać ich sens, pomknęły dalej pozostawiając mnie jeszcze ogłupiałą niż byłam. Ten dzień nie może być już gorszy.
- Ależ oczywiście - odwróciłam wzrok na mamę ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Właśnie, dlatego przyszłam do niego w nocy, aby... aby obgadać moją przeprowadzkę tutaj, do tego pokoju - dodałam.
Obejmująca mnie ręka zdrętwiała. Właśnie to dodało mi pewności siebie, przez którą ucałowałam zimny, opalony policzek Tytusa. Mama westchnęła uroczyście, a mnie dopadły mdłości. Gdy tylko wyjdzie, wyszoruję usta czymś dezynfekującym - postanowiłam.
CZYTASZ
Klan Wojowników - WYDANY
Fantasía- Status - znów to okropne pytanie, przez które dostaje dreszczy - Twój status, dziewczyno! - Mężatka - warczę, reszta ustawionych w szeregu Ziemian sztywnieje. - Jego klan? - wzdycham, wreszcie unosząc wzrok. - A jak myślisz? - podnoszę spojrzenie...