Silje
Budzę się bez pomocy budzika, co jest dla mnie codziennością. Spoglądam na zegar wiszący naprzeciw łóżka, którego wskazówki wskazują dokładnie szóstą piętnaście. Od szóstej reszta domowników zapewne jest już na nogach i przygotowuje się do pracy, więc i ja powinnam zwlec się z łóżka i zacząć szykowanie do szkoły, na zajęcia pozalekcyjne oraz na lekcje gry na skrzypcach, na które chodzę tylko i wyłącznie ze względu na rodziców. Nie lubię skrzypiec i raczej nigdy nie polubię, ale nie chcę zawieść mamy, która kiedyś wygrywała konkursy muzyczne i chciałaby tego samego dla mnie. Tylko że ja tego nie czuję. To nie to sprawia mi radość i powoduje szczerego uśmiechu na ustach. Chciałabym móc spróbować czegoś innego, ale nie mogę. Muszę podporządkowywać się rodzicom, bo tylko dzięki nim i ciągłej nauce zdołam coś w życiu osiągnąć. Przynajmniej oni tak twierdzą, ale czy jakbym spróbowała innego życia, to stałoby się coś złego? Wątpię, ale wolę się nie podkładać. Jest dobrze, tak jak jest. Nie potrzebuję zmian, bo uważam się za szczęśliwą osobę z kochającą się rodziną.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i przeciągam, aby rozprostować trochę kości. Odrzucam kołdrę na bok i opuszczam łóżko, po czym starannie je zaścielam, tak aby nie było widać żadnych zagnieceń na szaro-błękitnej pościeli. Może jestem trochę pedantyczna, ale to nie moja wina, że lepiej się czuję, gdy wokół mnie panuje porządek i ład. Po prostu lubię, gdy mój pokój, a także i rzeczy mnie otaczające, są zadbane i dobrze poukładane. Na pościelone łóżko dorzucam kilka poduszek, które podczas każdej nocy leżą na czarnym fotelu stojącym przy dużym, prawie na pół jasnoszarej ściany, oknie. Cały pokój utrzymany jest w typowo skandynawskim stylu. Wszędzie pełno szarości, bieli, a także małej ilości czerni oraz różnych tonów błękitu, który jest moim ulubionym kolorem, dlatego też znalazł swoje miejsce w mojej sypialni. To właśnie w różnych jego odcieniach są poduszki, które leżą starannie ułożone na pościeli w „górze" łóżka.
Kiedy kończę porządkowanie pokoju, zabieram naszykowane wczorajszego wieczoru ubrania i udaję się do łazienki w celu załatwienia porannej toalety oraz przebrania się. Po około dwudziestu minutach opuszczam łazienkę ubrana w białą koszulę z długim rękawem, która włożona jest w czarną, lekko rozkloszowaną spódnicę sięgającą do kolan. Można rzec, że jest to mój szkolny mundurek. Każdego dnia muszę być ubrana elegancko, na galowo, ale tak to już jest, gdy chodzi się do prywatnej szkoły, gdzie wymagana jest bardzo wysoka kultura osobista i nienaganny strój. Piątek to jedyny dzień, w którym uczniowie mogą przyjść w czym tylko zechcą, oczywiście nie naginając szkolnego regulaminu, ale ja z tego przywileju nie korzystam. Nie wolno mi, bo skoro jest nakaz chodzenia na galowo, to moi rodzice pilnują tego i nie wypuszczą mnie z domu, gdy będę miała na sobie coś innego niż spódnicę i białą bluzkę, nawet jeśli wiedzą, że jest taki dzień, w którym nakaz nie obowiązuje. Ale mnie to nie przeszkadza, bo jeśli oni są z tego powodu w jakiś sposób szczęśliwi, to czemu ja mam nie być? Chcę, aby byli ze mnie dumni w każdym aspekcie.
Wygładzam dłońmi materiał spódnicy, po czym zabieram torbę oraz pokrowiec ze skrzypcami i opuszczam sypialnię. Schodzę powoli po schodach, kierując się na parter, do kuchni, skąd dochodzą głosy rodziców. Kiedy jestem już u podnóża schodów, odkładam zabrane z pokoju rzeczy na małą komodę w holu, zaraz przy drzwiach wejściowych i idę do kuchni.
- Dzień dobry - witam się, wchodząc do pomieszczenia, w którym znajdują się moi rodzice i zabieram się za robienie śniadania. Płatki z mlekiem w zupełności mi wystarczą. Nie jestem jakimś łakomczuchem i nigdy z rana nie jadam zbyt dużo. Czasami nawet zapominam o śniadaniu, bo najzwyczajniej w świecie nie odczuwam głodu o poranku.
- Dzień dobry, dzień dobry - odpowiada mama, popijając swoją kawę, a ojciec nie spuszczając wzroku z gazety, kiwa tylko głową. Powinnam być już przyzwyczajona do tego jakże entuzjastycznego powitania, ale najwidoczniej nie jestem, bo jest mi dziwnie przykro.
Uśmiecham się krzywo i zasiadam do stołu, po czym zabieram się za jedzenie śniadania. W pomieszczeniu panuje cisza, jak zwykle podczas jakichkolwiek wspólnych posiłków. Taką zasadę wprowadziła moja mama, bo u niej w rodzinie zawsze tak było i chciała, aby przynajmniej jakaś część jej indyjsko-rodzinnej tradycji została u nas praktykowana. Na całe szczęście nie jest aż taką tradycjonalistką i nie narzuca mi swojej religii. Wraz z ojcem zadecydowali, że gdy skończę osiemnaście lat, czyli już niedługo, będę mogła sama zadecydować, co chcę wyznawać i w co wierzyć.
- Musimy ci o czymś powiedzieć - odzywa się mama, kiedy widzi, że skończyłam już jeść - Wraz z tatą będziemy musieli na jakiś czas wyjechać. Sprawy służbowe, rozumiesz.
Przytakuję tylko głową i odchodzę od stołu. Czuję na sobie wzrok rodzicielki, która zapewne czeka na jakąś reakcję z mojej strony, kiedy wkładam brudną miskę i łyżeczkę do zmywarki. Przecież dobrze wie, że nie lubię, kiedy wyjeżdżają i zostawiają mnie samą, przy okazji zmuszając do większego poświęcenia dla nauki, więc czego ode mnie oczekuje? Że będę się cieszyć i skakać z radości, bo będę miała wolny dom?
Słyszę chrząknięcie, więc odwracam się i spoglądam na ojca, który posyła mi karcące spojrzenie. Biorę głęboki oddech i w końcu się odzywam.
- Kiedy? - Tylko tyle jest wstanie przejść przez moje gardło.
- Za tydzień i na tydzień, ewentualnie dwa. - mówi mama i uśmiecha się promiennie. Widzę błysk w jej ciemnobrązowych oczach, co jest dziwne, bo nigdy nie cieszyła się z wyjazdów służbowych, a nawet wręcz przeciwnie - była wkurzona i ciężko było się z nią normalnie porozumieć.
Chwila. Za tydzień? Na tydzień? Ale w tym okresie wypadają przecież moje urodziny! Osiemnaste urodziny, które mieliśmy spędzić w trójkę! Oni chyba sobie żartują. Nie mogą mi tego zrobić. Nie mogą!
- 29 sierpnia, tak? I wrócicie dopiero we wrześniu?* - pytam dla pewności.
Ojciec wzdycha i wywraca swoimi niebieskimi oczami.
- Przecież mama przed momentem to powiedziała.
- Tak, masz rację, tato - mówię szybko i kiwam potakująco głową - Muszę już iść. Nie mogę przecież spóźnić się na lekcje.
Rodzice tylko mi przytakują, więc wychodzę z kuchni i szybko zabierając torbę oraz skrzypce, opuszczam dom. Jest mi przykro. Nie sądziłam, że mogą zapomnieć o moich urodzinach. Przecież mamy, a raczej mieliśmy plany. Ale może jednak nie zapomnieli? Może chcą mnie tylko nabrać, że tak jest, a tak naprawdę coś szykują? Coś specjalnego? Oni mnie kochają, więc niemożliwe jest to, że mogliby zapomnieć o tak ważnym dla mnie dniu.
Kiedy dochodzę na przystanek, z którego autobus zawozi mnie do szkoły, słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości, więc wygrzebuję telefon z torby. Odblokowuję urządzenie i widzę jedną nieprzeczytaną wiadomość od mamy. Klikam na wirtualną kopertę i po chwili na wyświetlaczu pojawia się informacja od rodzicielki, że mam iść dzisiaj jeszcze zajęcia dodatkowe, które zazwyczaj odbywają się co drugi weekend i to w dodatku na drugim końcu Oslo, ale pani, która je prowadzi postanowiła to zmienić i od teraz każdy poniedziałek będę spędzać całkowicie poza domem i to w dodatku na nauce. Ale no cóż. Nie mam nic do gadania. Muszę się podporządkować i uczestniczyć we wszystkich zajęciach, które wybrali dla mnie rodzice. Jestem im za to wdzięczna, bo przecież chcą dla mnie jak najlepiej, prawda? Chcą, abym w przyszłości spełniła się jako lekarz, co jest marzeniem mojego ojca.
Tylko że to wcale nie jest to, czego ja pragnę! Wszystko to, co robię, robię pod rodziców. I dłużej już tak nie mogę! Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę jestem marionetką w ich rękach i tańczę tak jak mi zagrają. Ale nie mogę im się sprzeciwić. Jestem na to za słaba i chyba zbyt bardzo nie chcę przynieść im wstydu. Za dużo dla mnie zrobili, abym teraz to od tak zniszczyła.
***
* rok szkolny w Norwegii zaczyna się 17 sierpnia
Witam!
Oto pierwszy rozdział, w którym chciałam przybliżyć Wam bliżej postać głównej bohaterki. Co o niej sądzicie? Mogę zdradzić, że w kolejnym poznacie bliżej głównego bohatera.
ps. Piosenka podana w mediach niekoniecznie nawiązuje do treści rozdziału. Ona tylko towarzyszyła mi podczas tworzenia rozdziału. :)
CZYTASZ
It Ends Tonight
Teen Fiction''Kiedy wszystkie światła zgasną, a świat opanuje mrok, ciemność stanie się jasnością, a cisza -melodią...'' (opis w budowie)