Prolog

1.8K 106 41
                                    

Lucas wbiegł do domu i od razu cisnął plecak jak najdalej tylko mógł.

Szczerze nienawidził szkoły czy ludzi uczęszczających do niej.

Pobiegł schodami do góry, ignorując starszego brata - Jacka.

Wpadł do swojego "królestwa" i wręcz rzucił się po żyletkę leżącą na jego biurku.

Usiadł w ciemnym kącie pokoju, po czym podwinął rękawy swojego ulubionego, szarego sweterka, ukazując inne, częściowo zagojone już rany.

Przyłożył zimne ostrze do swojej delikatnej, bladej skóry i pociągnął nim w prawo, tworząc głęboką ranę.

Głębszą niż się spodziewał.

Okaleczenie zaszczypało, dlatego po policzkach chłopca poleciało kilka łez.

Z rany wylewała się szkarłatna ciecz, której widok zawsze tak bardzo uspokajał tego nastolatka.
Luke zrobił jeszcze kilka ran, po czym odłożył narzędzie obok siebie, a on sam wpatrywał się w pustą, ciemnoszarą ścianę, znajdującą się przed nim.

Po jego policzkach płynęły łzy; nadgarstek tak bardzo go szczypał, że chciał zemdleć.

Fakt, że nie musiał długo czekać na ten - dla niego - błogi stan, był pocieszający; już po niedługiej chwili poczuł falę potwornego osłabienia.

Wreszcie, kiedy miał zacząć błagać Bóg wie kogo o litość, jego życiem zawładnęła czarna barwa.

***

- Irwin, kończ to, do cholery i zwijajmy się! - szepnął Michael najgłośniej, jak tylko mógł i na tyle, na ile pozwalała sytuacja.

- Dobra, zluzuj, Cliffo - odszepnął jego kumpel.

Chłopcy właśnie kończyli swoje "dzieło" na szkolnym murze, głoszące "Norwest Christian College ssie".

Nagle Michael usłyszał jakieś ciche kroki, jakby ktoś był niedaleko nich.

- Irwin, rusz się! - szepnął zdenerwowany - ktoś idzie!

- Mike, uspokój się! - Ashton popatrzył na niego - nikt nie idzie, masz schizy - wrócił do sprayowania ostatniej litery.

Jednak młodszy był pewien, że tam ktoś jest, że ktoś na nich patrzy, ale nie wiedział, gdzie ten ktoś się znajduje.

Rozglądał się uważnie na wszystkie strony w nadziei, że kogoś - lub coś - zauważy. Niestety; nie dostrzegł niczego.

Odwrócił się z powrotem do kumpla z myślą, że to tylko jego wyobraźnia.

Jak bardzo się pomylił.

Kiedy Ash dopisał ostatnią literę, schował do torby trzy spray'e, które mieli ze sobą.

Jakim błędem było, że wtedy się nie obejrzeli.

Mike poczuł, jak ktoś łapie go za nadgarstek.

- Co wy tu, bachory, robicie?! - wrzasnął ich woźny, pan Ronk.

- Uciekaj! - krzyknął czerwonowłosy, próbując wyrwać rękę z uścisku mężczyzny.

Irwin przytrzymał na głowie kaptur, po czym spojrzał na swojego przyjaciela i pana Ronka.

Skinął do niego głową i uciekł.

Może i Michael miał do niego żal, jednak wiedział, że Ashton jest w gorszej sytuacji od niego; gdyby go złapali, mogliby odesłać chłopaka do ośrodka poprawczego.

The Hospital;muke ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz