Rozdział pierwszy i ostatni

704 57 14
                                    

    Krzyki, zawodzenia-to jedyne co słyszę. Znajduje się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, a wszystkie próby poruszenia jakąkolwiek kończyną zdają się na marne. Pod plecami czuję zimny metal, na rękach i nogach coś na kształt pasów uniemożliwiających ucieczkę. Do moich nozdrzy dociera zapach stęchlizny, a w ustach czuje znajomy metaliczny posmak. Czyżby krew?-Przeszło mi przez myśli. Ciemność mnie przytłacza, w sumie to jest najgorsza rzecz. Nienawidzę ciemności, ogarnia mnie wtedy bezradność, która z czasem zamienia się w strach paraliżujący nawet moje racjonalne myślenie. Wrzaski nie ustają, raczej przybrały na sile. Zupełnie jakby moja zagłada zbliżała się z każdą chwilą. Szarpnąłem się bezradnie, moją głowę przeszył tępy ból.
-Super jeszcze bolącej czaszkownicy mi brakuje-Mruknąłem.- No dawaj Sangster myśl.
W tym właśnie momencie otworzyły się z lekkim skrzypieniem drzwi w rogu pokoju. Blade światło rzucało długi cień na ścianę. Zmrużyłem oczy żeby zobaczyć cień jakiejś osoby stojącej w progu, jednak na nic się to zdało. Nagle rozbłysło światło, wtedy moim oczom ukazała się ta kreatura. Prawie jak zawsze był to człowiek bez twarzy z budową Samary Morgan. Na jego rękach bardzo uwidocznione były żyły, co znów przypominało mi o Poparzeńcach z mojej ulubionej książki. Ni stad ni zowąd kreatura w ręce dzierżyła nóż.
Tyle razy przechodziłem już najróżniejsze koszmary, że ten wydaje mi się niemal banalny, jednak budząc się nadal czuje uczucie metalu rozcinającego me ciało na kawałki. 3.03 godzina taka jak zawsze. Odkąd pamiętam budzę się z krzykiem o tej właśnie godzinie. Tym razem nawet nie wiem kiedy wstałem żeby udać się do łazienki. Puściłem lodowatą wodę, zanurzyłem w niej ręce, żeby następnie przyłożyć je do opuchniętej twarzy. Sam nie wiedziałem, że płaczę kiedy śnię, nie kontrolowałem swoich odruchów. Przez tyle lat każdy koszmar skutecznie rzeźbił kolejne blizny w mojej już dosyć słabej psychice. Po przemyciu oczu oparłem się o zimne kafelki na ścianie po czym zjechałem w dół. Siedziałem chyba tam z 10 minut tępo gapiąc się w sufit, z roztargnieniem przejechałem ręką włosy, ciągnąc delikatnie za ich końcówki, jak zawsze gdy nad czymś myślałem. Ile to jeszcze potrwa? Jak bardzo uda mi się ześwirować? Czy to kiedyś się skończy?  Pytania przetaczały się przez mój mózg w zawrotnym tempie. Kiedy w końcu wstałem i powłócząc nogami dotarłem do pokoju, stwierdziłem, że i tak już nie zasnę. Podszedłem wiec do półki na której leżała cała kolekcja książek. Ma dzisiejszy ranek wybrałem Zwiadowców.

Budzik zadzwonił 6.55. Nieprzytomny na oślep rąbnąłem ręką w szafkę nocną. Moja próba czytania skończyła się pół jawą pół snem. 7.00 powtórka budzika.. Z głuchym jękiem niezadowolenia zwlokłem się z łóżka pod prysznic. Kiedy zawitałem w kuchni śniadanie już na mnie czekało. Mama krzątała się kończąc kanapki, mi do szkoły sobie do pracy.
-Cześć mamo- Powiedziałem jak najbardziej entuzjastycznie i pocałowałem ją w policzek.
-O cześć skarbie, nie widziałam Cię. Skradasz się jak zawodowy ninja.
Jej słowa mimowolnie wywołały na moich ustach uśmiech. Zrobiłem sobie kawę, jak zawsze z pianką z ubitego mleka i cynamonem. Usiadłem do naszego pseudo barku i zaciągnąłem się moim ulubionym zapachem. Po chwili zabrałem się za pochłanianie mojego śniadania.
-Thomas?- Zapytała mama gdy wstałem od stołu by ułożyć włosy.
-Tak mamo?
-Masz dzisiaj rozmowę z psychologiem szkolnym na pierwszej dużej przerwie. Nie pytaj czemu po prostu się o Ciebie martwię. Myślisz, że nie słyszę jak codziennie wstajesz w nocy aby iść do łazienki, że nie widzę jak rzucasz się po łóżku w amoku koszmarów.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale, idziesz i już. Wybacz lecz muszę już iść, bo spóźnię się do pracy, buziaczki kochanie.- Powiedziała zamykając pudełko z lunchem i kierując się w stronę drzwi.
-Paa, do zobaczenia.

Psycholog? Też mi pomysł myślałem snując się szkolny korytarzem w kierunku pokoju mojej zagłady. Czy ona naprawdę postradała zmysły? Okej może nie jestem szkolnym fejmem, raczej z moją grupą uchodzimy za coś na kształt outsiderów. Po prostu trzymamy się razem, środowisko książek i osób z całkiem niezłymi wynikami. Owszem w klasie jesteśmy najbardziej lubiani, ale na tle szkoły jest gorzej. Kto by się przejmował, jednak dla mojej mamy to dziwne. Oliwy do ognia dolewają jeszcze moje nieprzespane noce. 

When the darkness comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz