Pierwszy raz, gdy się pieprzyli, Hermiona błagała o zachowanie swojej posady.
— Nie mogę cię dłużej zatrudniać, Granger — powiedział Draco, wygodnie opierając się plecami o skórzane oparcie biurowego krzesła. Fraza wydostała się z jego ust lekceważąco, tak jakby jej znaczenie nie miało potencjalnie katastrofalnych skutków. Jego słowa wciąż rozbrzmiewały w ponurym gabinecie, gdy ich sens do niej dotarł. I jedyne, co Hermiona mogła zrobić, to stać i wpatrywać się w mężczyznę.
Malfoy znacznie urósł od czasów szkolnych. Linia jego szczęki mocno się zarysowała, a prawie białe włosy, teraz zaczesane na bok, opadały mu na oczy. Wytworny, włoski garnitur w połyskującym kolorze szarości — jak kolor mokrego bruku — zastąpił czarne szaty. Zawsze wyglądał na złego. I prawie zawsze był, a przynajmniej przy niej. Ta chwila też się niczym nie różniła. Usta zaciśnięte w wąską linię. Oczy pozornie obojętne. Głośny dźwięk jego strzelających kłykci.
— Możesz skończyć ten tydzień, ale po nim cię nie ma.
Wydawało się, że jej zdolność oddychania wyparowała. W szoku upuściła stos dokumentów i natychmiast pożałowała swojej niezdarności. To nie był odpowiedni czas, by się załamać. Teraz był czas na zawarcie umowy. Zbyt wiele żyć od tego zależało. Ukucnęła, by zebrać papiery, a jej mózg w tym czasie działał na najwyższych obrotach. To nie mogło się dziać. Mieli korzystne dla obu stron porozumienie. Potrzebował jej... prawda?
— Co? — zapytała z opóźnieniem, krzywiąc się na swoją słabą odpowiedź, gdy z powrotem wstała z pomieszanymi folderami. Słabość nie była w tej chwili opcją. Ta praca znaczyła wszystko. Jasne, pieniądze to istotna sprawa, ale to samo tyczyło się informacji, które zdobywała, pracując tutaj. W takiej sytuacji strata pracy mogła oznaczać przegraną wojnę.
Każdy jeden pens z jej pensji szedł do Zakonu. Dzięki temu mogli płacić za jedzenie, ubrania, sprzęt na misję. Sprawiało to, że członkowie — cała dwudziestka — mogli spędzać swój czas, śledząc każdy ruch Voldemorta, zamiast bezsensownie pracować przy biurku. Wszyscy żyli w Kwaterze Głównej, łącznie z Hermioną, używając łóżek polowych, by zapewnić wystarczającą ilość miejsc w zatęchłych pomieszczeniach. Jadali rzadko, najczęściej bardzo małe porcje. To była trudna sytuacja, ale każdy radził sobie z nią najlepiej, jak tylko potrafił. W końcu, jeśli Voldemort dostałby pełną władzę w ministerstwie, mogłoby być znacznie gorzej. Prawdopodobnie wszyscy skończyliby martwi.
Nie mogła stracić tej pracy.
To, że mogła pracować w czasach, gdy nie zatrudniano mugoli, było samo w sobie niesamowite. Jej wykształcenie w magicznym prawie zrobiło z niej cenny nabytek po tym, jak większość prawników została wymordowana w jednej z wielu masakr, które miały siać strach. Zadziałało jak czar. Najwidoczniej Voldemort miał problem z faktem, że ministerstwo próbowało narzucić nowe limity używania czarnej magii. Nagle Hermiona poczuła się wyjątkowo osamotniona w tej branży, choć przecież wcześniej otaczali ją przyjaciele. Większość osób z jej statusem przeniosła się, wiedząc, że nigdy nie byliby wolni, nawet jeśli znaleźliby pracę.
Aż tu nagle Malfoy przyszedł z ofertą pracy — był to najczystszej postaci koń trojański — dlatego i ona odpowiedziała cichym oszustwem. Dlaczego nie? Dostała dostęp do wroga, a on dostęp do niej. Bardzo niebezpieczne zagranie, jednak jak dotąd warte każdej sekundy. Firma zajmowała się inwestycjami i międzynarodowym magicznym handlem, ale ona wiedziała, kto rządził. To był na wskroś rodzinny biznes.
Nie mogła stracić tej pracy.
— „Co?"— przedrzeźnił ją okrutnie, z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy. — Słyszałaś, Granger. To koniec pracy. Byłaś użyteczna, ale niewystarczająco. Trzymanie cię tu to za dużo zachodu.
CZYTASZ
Szczęśliwy Trzydziesty Raz
FanfictionTytuł: Thirty Times Lucky [https://www.fanfiction.net/s/8070114/1/Thirty-Times-Lucky] Autor: Galfoy Rodzaj: Romance/Angst Rating: M Status: Miniaturka [1/2] Zgoda: Jest Beta: agatte, która jeszcze trochę i jak Katja, będzie moją betą na stałe! Big l...