Siedziałem właśnie na skale obserwując gwieździste niebo. , gdy nagle usłyszałem strzały z pistoletów. Instynktownie schowałem się za ogromnym głazem wyciągając ostry nóż. Po chwili hałas ucichł, a śmiechy paru mężczyzn powoli zaczęły oddalać się na zachód. Wziąłem głęboki wdech i rozluźniłem mięśnie. Wychyliłem głowę, po czym zbadałem teren skończonej walki. Na ziemi, obok skały, na której leżałem ujrzałem ciało. Ponownie wyjąłem ostrze, a następnie podeszłem do ofiary ataku. Podchodząc bliżej zauważyłem, że owa osoba miała białe włosy.
Myślałem, że w tym momencie serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Poczułem ogromną gulę w gardle, a po policzku popłynęła mi pojedyncza łza. Jak najszybciej podbiegłem i ukląknąłem obok ofiary. Był to mały chłopiec. O białych włosach.
- Shion- załkałem, a łzy całkowicie zalały moje oczy- Shion!- wrzasnąłem przyciągając jego ciało do siebie. Zabrałem grzywkę z twarzy i moje serce zamarło, a następnie powoli zaczęło się uspokajać. To nie był on. Odetchnąłem z ulgą i starłem łzy. Całe szczęście.
- Widzisz do czego doprowadziłeś- powiedziałem z nadzieją, że "mój" białowłosy to słyszy- przez ciebie płaczę nad martwym chłopcem, którego nie znałem.
Nie mogę już tak dłużej. Muszę do niego wrócić, ale nie mogę iść na nogach. To zajmie mi jakieś 9 miesięcy i dojdę tam dopiero na zimę. Nie mogę tyle czekać. Muszę to zrobić jak najszybciej.
Nagle z kieszeni mojej kurtki wyszedł Hamlet - biała myszka, która usiadła mi na ramieniu.
-Co mam zrobić? Już dłużej nie wytrzymam. Muszę wracać- skierowałem swoją wypowiedź do małego gryzonia. On jedynie odpowiedział mi wydając z siebie ciche piski. Następnie zbiegł po moim rękawie na piaszczystą ziemię i zaczął kreślić na niej jakiś napis. No.5. Hmm... sprytna jest.
- Skubany- powiedziałem i pogłaskałem myszkę palcem po głowie.
Byłem niedaleko tego miasta-państwa. Jakiś tydzień drogi. Szybszym tempem mógłbym dotrzeć tam w pięć dni.
Zadowolony z pomysłu schowałem pupila do kieszeni i zabrałem nieżywemu chłopcu wszystkie potrzebne rzeczy. Takie jak np. zapałki, parę orzechów i tym podobne. Wstałem i od razu zacząłem kierować się na północ. Do najmniej strzeżonego takiego miejsca. Z plotek słyszałem, że to miasto-państwo opiera się szczególnie na rolnictwie i rzemiośle. W No.6 przeważała technika, a uprawy rolne były prowadzone poza jego terenem. Na szczęście w No.5 nie ma dużej ochrony, jednak jest nadal nie naruszony wielki mur, który oddziela mieszkańców ze smutną rzeczywistością. Dostanie się tam nie będzie trudne, jednak wtopienie się w tłum nie znając takiego miejsca dla nie jednego byłoby nie małym wyzwaniem. Oczywiście nie dla mnie. Nazywając się Eve - mojej dawniejszej ksywce scenicznej, znów powrócę do gry aktorskiej. To będzie rola życia, bo dzięki niej będę mógł znowu ujrzeć twarz Shiona.***
Po czterech dniach widziałem już olbrzymią konstrukcję, która oddzielała dobro od zła. Tym złym byłem ja. Uśmiechnąłem się pod nosem i przyspieszyłem kroku.
Zatrzymając się przy małym jeziorku, zauważyłem samotnego, młodego chłopaka kąpiącego się po drugiej stronie brzegu. Korzystając z okazji zakradłem się i ukradłem mu ubrania. Schowałem swoje stare ubrania do jego plecaka i zostawiłem mu jedynie moją pustą torbę. Będzie miał się czym zakryć. Zaśmiałem się i uciekłem.***
Na moje szczęście to miasto-państwo było obrośnięte lasem, więc nie będę widoczny. Będąc już wystarczająco blisko muru wyciągnąłem dokumenty i pamiętnik tego gościa i zacząłem je przeglądać, aby dowiedzieć się co powiedzieć jak mnie ktoś złapie. O dziwo nic takiego się nie zdarzyło i jedynym utrudnieniem było zdjęcie na dowodzie tożsamości, jednak miałem pewien plan.
Gdy w końcu znalazłem masywną bramę podszedłem do jednego z "policjantów" (ubranego w zwykłą koszulkę, podarte rybaczki i ciemnozieloną kamizelkę) strzeżących jedynych drzwi do miasta.
- Dzień dobry. Nazywam się Yukidero Rin. Parę dni temu wyjechałem z miasta w sprawie...- zacząłem dyktować tekst z pamiętnika- napadnięto mnie i zabrano mi samochód. Z trudem doszedłem tutaj i proszę dać mi jakieś auto, abym mógł dokończyć to zadanie.
- Słyszałem na dzisiejszym zebraniu Rady, że jakiś inny sekretarz przejął tę sprawę, ponieważ uznano pana już za martwego.- Ugh... idzie nie tak jak to sobie zaplanowałem.
- Dobrze, pewnie da sobie lepiej radę ode mnie- wczułem się w rolę- może mi pan otworzyć drzwi. Nie jadłem od paru dni i zaraz tutaj zemdleję.
- Proszę pokazać mi pana dokument tożsamości.- pokazałem go zasłaniając kciukiem zdjęcie.
- Dobrze. Zgadza się. Proszę iść za mną.
Chwile potem byłem już na terenie No.5. Jedyny trzypiętrowy budynek znajdował się na północy i prawie przylegał do ogromnego muru. Większość budynków to parterówki (jeżeli takie słowo istnieje). Mnóstwo pól uprawnych i zero technologii. No może oprócz samochodów i tabletów, które miał każdy, pewnie aby porozumiewać się z innymi.
Z zapisków niejakiego Rina i jego dokumentów szybko ustaliłem gdzie mieszkał owy człowiek. Dowiedziałem się również, że miał on żonę, która pracowała jako krawcowa w małym zakładzie na drugim końcu miasta. Wystarczyło tylko poczekać, aby wyszła z domu. Jednak na moją niekorzyść był dopiero wieczór, więc musiałem przesiedzieć całą noc.
Wspiąłem się na pobliskie drzewo i zasnąłem na jednej z grubszych gałęzi.***
Rankim obudziło mnie pianie kogutów i okropny dźwiek skrzypiących drzwi zamykanych przez młodą kobietę o długich dwóch warkoczach sięgających do bioder. To pewnie musi być ta jego żona. Nawet niezła z wygladu, ale jest niczym w porównaniu z Shionem. Tęsknię. Pewnie tak samo jak ta dziewczyna za swoim kochankiem. Ugh... czy ja naprawdę czuję do niego coś więcej niż wcześniej. Prawdopodobnie tak, ale nie przeszkadza mi to. Moję uczucia się zmieniły. Jego pewnie też, ale czy na dobre? Oby...
Po straceniu kobiety z pola widzenia zakradłem się do domu. Był cały drewniany. Biednie urządzony. Pasował mi do klimatu tego miasta. Do plecaka spakowałem potrzebne ubrania, ukradłem trochę jedzenia i parę butelek wody, a następnie uciekłem z posiadłości Yukidero.
Poszedłem na lotnisko, jednak nie było żadnych lotów do No.6 i nikt nie chciał mi wytłumaczyć dlaczego, chociaż że doskonale wuedziałem o co chodzi.
W końcu zrezygnowany postanowiłem ukraść komuś auto. Nie było to zbyt trudne, bo mieszkańcy przyzwyczajeni i pewnie tak nauczeni zostawiali pojazdy z kluczykami w stacyjce. Co za głupota. Gdyby mieszkali w Zachodnim Bloku już nie mieliby żadnego z tych aut.
Odpaliłem maszynę i pojechałem na jedyną stację benzynową w tej części miasta. Kupiłem za ukradzioną kasę benzynę w bakach mówiąc, że potrzebuję ją na zapas. Zadowolony odjechałem. Wszystko dobrze się układało.
- Dzień dobry. Kojarzy mnie pan z dzisiaj?- zapytałem tego samego "policjanta" co wcześniej- Mam jednak pomóc temu sekretarzowi, więc gdyby pan mógł szybko mnie odprawić, bo muszę go jeszcze dzisiaj dogonić.- Widać było, że moją grą aktorską przekonałem mężczyzna, ponieważ się przejął i na szybko sprawdził dokument, a następnie otworzył mi bramę.
- Niedługo się zobaczymy Shion- powiedziałem będąc już jakiś kilometr za murem.- Czekaj na mnie.
