#6

22 7 2
                                    

Z perspektywy lat widzę już, kiedy szykuje się na migrację. Dostrzegam te minimalne zmiany w zachowaniu, świadczące o tym, co szykuje się w jej głowie. Umiem zauważyć drobne gesty, westchnięcia dłuższe, niż zwykle, utęsknione spojrzenia na krajobraz za oknem.

Nie chcę jej puścić. Jest dobrze od tygodnia, a ona już chce pierzchać. Tym razem jej nie pozwolę. Co to to nie. Dość ucieczek, moja panno.

Obserwuję jej kroki. Zachowuję się jak cień. Chcę wiedzieć, kiedy spróbuje przekroczyć próg i znów zniknąć na X czasu. Chcę być wtedy obok i zabronić jej odchodzić. Nie zniosę kolejnej rozłąki. Nie chcę, by to wszystko, co czuję, jak nie mam jej w pobliżu powtarzało się. Było stałym elementem mojego życia.

W końcu nie wytrzymuje napięcia i odzywa się nieco oburzonym, ale wciąż opanowanym głosem:
- Czy coś się stało? Chodzisz za mną i się gapisz, jak sroka na gnat.

- Wydaje Ci się. - zakładam skrzyżowane ręce na piersiach i rzucam jej wyzywające spojrzenie. Nie odrzuca go.

- O co chodzi.

To nie jest pytanie. To żądanie odpowiedzi w trybie natychmiastowym.

- Po prostu pilnuję mojego oczka w głowie. Czy to źle?

Patrzymy na siebie w milczeniu, po czym sięga po kurtkę.

- Wychodzisz? - pytam, bojąc się, że to przeze mnie. Może faktycznie przesadzam? Może ma mnie dość, albo znalazła innego...

- Idę na spacer. Chyba mi wolno? - patrzy na mnie spod tych swoich długich rzęs, wciągając na nogi kalosze.

- Weź parasol. - mówię, starając się odgonić od siebie myśl, że jak ją puszczę to znów zobaczę za miesiąc, dwa.

- Niebawem wrócę. 

Trzaska drzwiami.

Cholera. Ona nigdy nie trzaska drzwiami.

Chyba wie, że jej nie ufam. Chyba domyśliła się, że śledzę ją, bo boję się, że odejdzie. Albo ma mnie dość i nie chce mówić wprost. 

Kurcze. Czy to źle, że boję się ją stracić? Dopiero co zagoiły jej się siniaki po ostatnim wypadzie, wciąż czasem jęczy, jak jej dotknę nie tam, gdzie trzeba. Chce dołożyć starań, by nabyć nowe rany? Na złość mi, czy w imię czego?

"Nie wzięła torebki. Ani plecaka." - myślę, wpatrując się w jej torbę, rzuconą tam, gdzie zwykle, jak mieszkamy razem.

Nie chcę tego robić i długo się opieram, ale w końcu zamykam drzwi na klucz od środka i sięgam po jej zamszową torbę.

Jest cała podrapana, wszędzie zabrudzona, można by rzec - idealna już tylko do wyrzucenia. 
Wiem, że nie powinienem naruszać jej przestrzeni. Zawsze jej ufałem, ale myśl, że ma kogoś męczy mnie nie od dziś.

Nie chcę być jej hotelem na gorsze dni. Dom to nie poczekalnia, a stałe miejsce zameldowania.

Drżącymi rękami przesuwam zamek, odsłaniając zawartość torby. Nie wiem, czego się spodziewam. Nigdy nie rozmawiałem z nią o wyprawach. Nie wiem, czy kogoś odwiedza, co robi, z kim spędza czas.. Czemu wcześniej mnie to nie obchodziło? Czemu dopiero teraz zdobywam się na odwagę, by poznać prawdę? I czemu do jasnej cholery nie umiem spytać jej wprost, tylko pod nieobecność przekopuje torbę? Gdzie ja mam jaja?

Chcę zamknąć torbę i iść zrobić nam herbatę, ale coś każe mi szperać. Mam mało czasu, więc rozpaczliwie szukam czegokolwiek... czego? Sam nie wiem. Dowodu, że mnie zdradza, śladu jej tajnej działalności, może potwierdzenia, że to, co robi jest nieodpowiednie i muszę ją przed tym chronić.

Wysłuchuję jednym uchem, czy nie idzie. Tak bardzo chciałbym , by wierzyła, że jej ufam i jest tu bezpieczna, ale równocześnie nie mam pewności, czy nie powinienem więcej o niej wiedzieć. Jestem jej partnerem, czy nie? Chyba mam prawo wiedzieć, co się dzieje, a ona nie powinna nic przede mną ukrywać, prawda?
Bzdurnie uspokajam sam siebie. Jestem kanalią, zwykłym szmaciarzem, bawiącym się w detektywa we własnym domu. Co ze mną nie tak, skoro nie umiem trzymać łap przy sobie? Kocha mnie, czy nie kocha? Powinienem wiedzieć i mieć pewność.

W torbie znajduję typowo damskie pierdoły czyli jakieś chusteczki, papierki po miętusach, puderniczkę, notes zapisany zamówieniami jej rękodzieł, książkami z biblioteki, jakimiś ubraniami, kremami i kij wie, czym. Ot torba, jak torba. już mam się poddać, szczęśliwy, że nic nie znalazłem, gdy w moje ręce wpada saszetka. Skromna, prostokątna. Wetknięta była na samym dnie, dopchana bzdetami i innymi gracącymi przestrzeń rzeczami.

Chcę ją otworzyć, ale słyszę domofon. Zawsze, gdy wraca puszcza cichy sygnał.

Nie wiem, co robić. Biegnę desperacko przed siebie i rzucam za kanapę saszetkę. Coś jakby chrzęści, ale nie zwracam an to uwagi. Muszę posprzątać miejsce zbrodni. Muszę przecież trzymać pozory i zacierać ślady. Jak jestem oszustem to chociaż dobrym, a nie byle idiotą.

Z powrotem wszystko upycham, dziękując w duchu, że mieszkam na 6tym piętrze bez windy i mam te parę minut, nim tu dojdzie. Trochę kuleje, więc mam jeszcze chwilę.

W zawrotnym tempie chowam rzeczy i już już zapinam torbę, rzucam w stare miejsce, staję wyprostowany, ocieram pot z czoła, udaję, że nic się nie działo.

Ona wchodzi, przypatruje mi się chwilę, a ja boję się, ze wyczytuje wszystko z moich oczu. Tych kłamliwych oczu, którymi mam czelność spoglądać na nią, niczemu winną podejrzeń.

- Zmarzłaś? - pytam najbardziej spokojnym tonem, na jaki mnie stać.

Patrzy na mnie, po czym kiwa głową, a ja rozchylam ramiona, by ją w nich zmieścić.
Wtula się jak bezbronne pisklę do ptasiej matki, a ja mam ochotę do wszystkiego jej się przyznać. Tu i teraz. Nie mogę tulić jej, jakby nic się nie działo, a tak naprawdę być złamasem, który szperał w jej rzeczach. Choćby i ni nie znalazł.

- Herbaty? 

Kiwa głową z wdzięcznością i zajmuje się ściąganiem kaloszy. Na torbę nawet nie patrzy. Nic nie podejrzewa. Nie jest taka przewidywalna, jak zawsze mówiła.

Idę do kuchni, by nastawić wodę. Zerkam za okno na szarobure bloki i pęd samochodów, mijających nasz dom. Jak łatwo można by wsiąść do jednego i więcej tu nie wrócić, szukając pogodniejszego miejsca. Jak łatwo pójść i nie wrócić, zaczynając nową historię. Nowe życie. Nowy plan na siebie.

- Kochanie, woda kipi. - dotyka mojego ramienia z troską - Dobrze się czujesz? Jesteś jakiś nieswój.

Ma bystre oczy. I zawsze takie starcze spojrzenie, jakby zwiedziła cały glob i znała każdy odcień emocji.

- To chyba przez pogodę. - kłamię jak z nut, nawet nie myślę nad konsekwencjami - Może zostaniemy dziś w domu i obejrzymy jakiś film?
Ochoczo kiwa głową, a ja wyciągam herbatę i zalewam kubki. 

"Żadnych więcej kłamstw. " - obiecuję sobie, obejmując ją i przeglądając program w telewizji - "Żadnych więcej tajemnic... Choć kto wie?"



OnaWhere stories live. Discover now