#11

8 2 0
                                    

Telefon zawibrował mi w kieszeni. Raz, drugi, trzeci.
Przychodzące połączenie. Ktoś dobijał się do mojej martwej duchem osoby. 
Chciałem móc to zignorować, tak jak ktoś zignorował moje uczucia. Moje starania, próby akceptacji i wyrzeczeń w imię rzekomo najsilniejszego i najwspanialszego uczucia na ziemi. 
Frasobliwie przejechałem ręką po włosach, smętnie opadajacych mi na oczy. Miałem rozpalone czoło, pewnie przez te wszystkie emocje. Jakby nie mogły czasami wejść w stan hibernacji, tylko zawsze rzucają się jak uwięzione kalibry. NIby małe, ale barwne i nadpobudliwe, ciągle w ruchu. 

Telefon zamilkł, zastygając w swojej metalicznej postaci. 
Odetchnąłem z ulgą, ale i zmartwiłem się. Miałem rację - nawet dla tego potencjalnego rozmówcy nie byłem wystarczająco ważny, by dzwonił do skutku.
Może to był teleankieter z pytaniami o to, jak ulepszyć ten kraj?
Albo call center z nową kolekcją  garnków?

Rozprostowałem nogi i zadarłem głowę w niebo. Pochmurnie. Groźne chmury wirowały po niebie, jakby miały właśnie zatańczyć ostatni taniec przed zamknięciem dyskoteki, ostatkiem sił i determinacji wewnętrznej do wyrażenia siebie. Ciekawe, czy jakbym był takim skondensowanym owczym kłębkiem, latającym po niebie to ludzie widzieliby we mnie jakiś ciekawy kształt? 
Sam siebie miałem obecnie za kupkę nieszczęść, ale może jakieś dziecko dostrzegłoby  we mnie puchatego kotka czy koszyk z owocami. 

Telefon zawibrował ponownie. Krótko i tylko raz.
Pewnie SMS lub jakieś powiadomienie z social mediów. 
Jako introwertyk szanuję ludzi, którzy potrafią zawrzeć ważną informację w tekście pisanym, nie mówionym. Nie przepadam za rozmowami, są zwykle dla mnie zbyt ekspansywne. Zawsze wolałem ciche i spokojne osoby, szanujące moją potrzebę przestrzeni. I najlepiej, żebby to były przewidywalne osoby, których nawyki będą mi znane. 

Jak tak teraz myślę to ona była tego przeciwieństwem. Pełna energii, zawsze wygadana. Ciągle mnie czymś zaskakiwała, przepędzając monotonię i stateczność, którą tak lubiłem. Mówili o nas, że się dopełniamy. Ja daję jej poczucie, że ktoś na nią czeka, ona mi szaleństwo, którego brakuje mi w życiu.

Co jeśli jednak się mylili? Jeśli powinieniem był znaleźć sobie jakąś sekretarkę czy bibliotekarkę. Taką, co jest ułożona i lubi porządek, ciszę i zorganizowany plan dnia. A nie szaloną uciekinierkę, która ma mnóstwo sekretów. 
Mimo wszystko nie umiałem przestać jej kochać. To zabawne. Miłość nigdy nie wydawała mi się kontraktem, od którego nie da się uciec. To była pewnego rodzaju umowa o przynależności do siebie. Choć i tu się ta definicja z rzeczywistością rozmijała. A gdyby tak...

Wstałem, nagle olśniony. Zebrałem wszystkie klucze i uznałem, że muszę znaleźć w sobie moje jaja, by w końcu wziąć sprawy w swoje ręce. Dzarskim krokiem udałem się do domu.


OnaWhere stories live. Discover now