Gdyby nie on...

119 7 4
                                    


W tak mroźne dni ciężko jest o jakiekolwiek wewnętrzne ciepło.

 Kto by pomyślał, że taka osoba jak ja wyląduje właśnie tu? A przecież mówili, że zajdę daleko. Że będę kimś ważnym. Tymczasem siedzę na ulicy jak te bezpański pies, marznę i czekam bóg wie na co. 

  Westchnąłem ciężko, podkurczając nogi pod siebie. Może gdybym wtedy chodził do szkoły wszystko byłoby dobrze? Uczęszczał na zajęcia, nie uciekał z domu. Może gdyby nie to wszystko, nadal bym go miał. 

  Jak to się stało? Sam nie wiem. Wiem jedynie, że gdy się ocknąłem było zimno. Nadal jest. Jednak widziałem odjeżdżający powóz. Śnieg, światła... i tyle od tamtej pory. Może tu umrę? Może właśnie taki los szykowali mi bogowie od początku. 
  Moje rozmyślenia przerwał szelest, jeżeli można to tak nazwać. Spojrzałem za siebie, szybko wstając. Przez cały czas siedziałem przy drodze, pod jakimś murkiem. Chyba na obrzeżach miasta. Śnieg był wszędzie. Na murze, drzewach, drodze i polach. 
   Na skrzypienie białego puchu zrobiłem krok do tyłu. 
- Kto-kto to? - zaskrzeczałem, bo tylko na tyle było mnie stać. Nie czułem palców, gardło bolało, tak jak głowa i nogi. Teraz na pewno zginę. Nie miałbym nawet siły biec - Nie mam pieniędzy, ani jedzenia - uniosłem ręce do góry a flanelowa koszula, którą przed chwilą daremnie próbowałem rozgrzać dłonie znów opadła wzdłuż ciała. Sam nie wiem czemu jestem tak ubrany. Spodenki i koszula zimą? Błagam... Rodzice na prawdę mnie nie kochali od samego początku. 

  Zamknąłem oczy, w duchu modląc się o litość. 

- Spokojnie... - ten głos... tak głęboki, czysty... - siedzisz tu parę godzin, prawda? - z cienia rzucanego przez gęste drzewa rosnące za murem wyłoniła się smukła, wysoka postać. 

  

   To dzięki niemu... On wyjaśnił mi, na czym polega różnica pomiędzy życiem a oddychaniem. 

Samurai HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz